Szczęśliwa passa GKS

Do soboty piłkarze z Bełchatowa nigdy nie pokonali w ekstraklasie Ruchu. Chorzowianie wygrywali trzy razy, a dwa spotkania zakończyły się remisem. Sobotnie zwycięstwo gospodarzy oglądali m.in. asystent Leo Beenhakkera, Bogusław Kaczmarek oraz przedstawiciele Sparty Praga i Energie Cottbus.

Trener PGE GKS Jan Złomańczuk żongluje składem niczym jego poprzednik Orest Lenczyk. Nowy trener bełchatowian w porównaniu do zwolnionego Lenczyka ma jednak o wiele więcej szczęścia. Wprowadzeni do pierwszej jedenastki Artur Marciniak i Paweł Magdoń udowadniają, że należy im się miejsce w zespole. Także pomijany wcześniej Mariusz Ujek w końcu prezentuje swoje możliwości.

Początek spotkania z Ruchem Chorzów jak i większość pierwszej połowy nie wyłonił faworyta do zwycięstwa. Obie drużyny grały bardzo niedokładnie, rzadko stwarzając klarowne sytuacje. Na początku bliżsi zdobycia gola byli chorzowianie. Celny i groźny strzał zza pola karnego oddał Krzysztof Nykiel, ale bramkarz GKS Łukasz Sapela w kolejnym spotkaniu pokazał, że jego forma z meczu na mecz jest coraz wyższa. Ruch grał bez żadnych kompleksów i zbiegiem czasu rysowała się jego przewaga, nie poparta jednak sytuacjami bramkowymi.

GKS z Carlo Costlim w ataku i walczącym o górne piłki Mariuszem Ujkiem dopiero w końcówce pierwszej części gry pokazali na co ich stać. Akcję rozpoczął Jacek Popek, który świetnie zacentrował do wbiegającego w pole karne Ujka. Napastnik GKS głową podał jeszcze do nie krytego Costlyego, który w końcu przypomniał sobie jak strzela się do bramki, zaliczając pierwszego gola w tym roku.

W drugiej połowie przewaga gospodarzy była już o wiele bardziej widoczna. Ruch atakował ale tylko do pola karnego bełchatowian. - Nie można wygrać meczu gdy gra się tylko ładnie, a każda akcja kończy się przed polem karnym przeciwnika - tłumaczył po meczu Trener Ruchu Dusan Radolsky. I wiele jest w tym zdaniu prawdy bo nawet gdy boczni obrońcy Ruchu odważnie atakowali skrzydłami, praktycznie ani razu nie kończyli akcji dośrodkowaniami.

Kluczowe dla gry gospodarzy i wyniku meczu były roszady w środkowej formacji gospodarzy. Tomasz Jarzębowski ze skrzydła przesunięty został do środka pomocy, a jego miejsce zajął Mariusz Ujek. - Nie ukrywam, że nie najlepiej czułem się na prawej pomocy - mówi Jarzębowski. - Na szczęście trener szybko nas poprzesuwał bo wcześniej nie wyglądało to najlepiej.

Na efekty zmian wprowadzonych przez Złomańczuka trzeba było jednak zaczekać aż do doliczonego czasu gry. Technicznym kunsztem kolejny raz błysnął Łukasz Garguła i z rzutu wolnego podał wprost na głowę Jarzębowskiego, któremu pozostało tylko dopełnienie formalności.

Trener GKS słusznie dopatrzył się w końcówce tego meczu analogii do spotkania z Legią. - W końcówce Ruch na raty wykonywał wolnego. Prowadziliśmy jeszcze tylko jedną bramką i wynik był sprawą otwartą. Na szczęście dla nas nie zakończyło się to jak w meczu z warszawiakami, kiedy w ostatnich sekundach straciliśmy komplet punktów - przypomniał Złomańczuk.

GKS pod wodzą nowego trenera nie przegrał jeszcze meczu, natomiast Ruch wciąż nie może czuć się pewnie w pierwszej lidze.

Po meczu powiedzieli:

trener Ruchu Chorzów Duszan Radolsky:

Powiem tylko jedno. Gra do szesnastego metra to zbyt mało, by wygrać mecz. A my dzisiaj tak graliśmy.

Szkoleniowiec PGE GKS Bełchatów Jan Złomańczuk:

Dziękuję zawodnikom za zaangażowanie w grę i skuteczność. Druga połowa meczu była lepszym widowiskiem. Gdy Nowacki wykonywał rzut wolny z dwudziestu metrów to bałem się, że może się to skończyć tak, jak w niedawnym meczu z Legią. Na szczęście uniknęliśmy straty gola i sami w końcówce strzeliliśmy drugą bramkę. Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa.

Copyright © Agora SA