Marian Kelemen skomentował swój błąd. Taras Romanczuk wskazał inną przyczynę porażki

- Przegraliśmy finał w doliczonym czasie. Taka jest piłka nożna, teraz już nic nie zmienimy - powiedział Taras Romanczuk, zawodnik Jagiellonii Białystok, która w czwartek przegrała 0:1 z Lechią Gdańsk w meczu o Puchar Polski. Pomocnik wskazał też główną przyczynę porażki drużyny Ireneusza Mamrota.
Zobacz wideo

- Można się było spodziewać, że Lechia będzie grać z kontrataku. My nie chcieliśmy się otworzyć, bo wiedzieliśmy, że rywale mają groźne skrzydła. Wiedzieliśmy, że stałe fragmenty gry to główna broń Lechii. Staraliśmy się dobrze ustawiać, trzymać blisko siebie, ale raz nie wyszło - powiedział Romanczuk kilkadziesiąt minut po meczu. - Lechia niczym nas nie zaskoczyła, ale nas zawiodła skuteczność. To podstawa tej porażki - dodał, wskazując główną przyczynę przegranej.

W Jagiellonii zawiodła skuteczność, ale zawiódł też Marian Kelemen, który popełnił błąd przy bramce zdobytej przez Artura Sobiecha. - Widziałem, że piłka leci w moim kierunku, ale jej nie atakowałem, bo myślałem, że będzie kozłowała. W ostatniej chwili zobaczyłem tylko nogę rywala i nie zdążyłem zareagować. Wiadomo, że gdybym teraz miał taką sytuację, to do piłki bym ruszył, ale wtedy nawet nie wiedziałem, że nadbiega jakiś napastnik. Wyszło jak wyszło, nie mogę cofnąć czasu. Boli to, że przegraliśmy w taki sposób, w takim stylu - ocenił doświadczony bramkarz. - W pierwszej połowie stworzyliśmy sobie kilka bardzo dobrych sytuacji, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Ta porażka bardzo boli. Szczególnie, że straciliśmy bramkę w ostatniej minucie - dodał.

Białostoczanie przegrali 0:1, ale jeszcze w pierwszej połowie mogli strzelić przynajmniej dwa gole. Po zmianie stron również zmarnowali kilka dobrych okazji. - Miałem na głowie piłkę meczową, mieliśmy też świetną sytuację w pierwszej połowie, której nie wykorzystał Patryk Klimala. Tak bywa. Szkoda kibiców, bo zawiedliśmy, a oni specjalnie przyjechali do Warszawy, zrobili super atmosferę - przyznał na zakończenie Romanczuk.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.