Wielki chaos i dezorganizacja na murawie i trybunach. Wielkiego święta w finale Pucharu Polski nie było [SPOSTRZEŻENIA]

- Niech ten mecz będzie świętem, wielkim świętem - mówił przed finałem Pucharu Polski Piotr Stokowiec, trener Lechii Gdańsk. Czwartkowy mecz ze świętem nie miał nic wspólnego. Zamiast piłkarskiej uczty był chaos i wielka dezorganizacja - pod stadionem, na trybunach, a także na murawie. Ostatecznie Lechia Gdańsk zdobyła tytuł po golu Artura Sobiecha w 96. minucie meczu.
Zobacz wideo

„Wpuśćcie kibiców!"

19 tys. z Gdańska i 22 tys. z Białegostoku. Kibice finalistów Pucharu Polski wypełnili trybuny Stadionu Narodowego po brzegi. Gdańszczanie na swoich miejscach usiedli jednak z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem, bo przed stadionem zapanował organizacyjny chaos. Fani gości [w losowaniu to Jagiellonia została gospodarzem finału] nie pojawili się na stadionie o czasie, a gdy rozbrzmiał pierwszy gwizdek sędziego, zamiast patrzeć na boisko, patrzyli na gigantyczne kolejki. A właściwie kolejkę, bo kibice z Gdańska do dyspozycji mieli tylko jedno wejście. Według pierwszych informacji opóźnienie powstało przez złą organizację i tylko jedno wejście na sektor gości [zgodnie z losowaniem gospodarzem czwartkowego meczu była Jagiellonia]. Według oficjalnego komunikatu - przez złe zachowanie, odmowę poddania się kontroli polegającej na przeszukani odzieży wierzchniej i - w skrajnych przypadkach - próbę siłowego wtargnięcia na teren obiektu.

Mała część kibiców z Gdańska, której udało się wejść na stadion, do 30. minuty oglądała mecz na siedząco, bez prowadzenia czynnego dopingu, wyrażając tym protest przeciwko organizatorom spotkania.

„Prosimy o kulturalny doping”

Przez pierwsze 45 minut kibice Lechii, a dokładniej ich mała część, która zdążyła wejść na trybunę, nie prowadziła dopingu. Zamiast tego co chwila intonowała obraźliwe przyśpiewki skierowane do PZPN, a także policji i organizatorów spotkania. Oberwało się jednak nie tylko im, bo wyzwiska padły także w kierunku Daniela Stefańskiego, który podjął dwie kontrowersyjne decyzje - o niepodyktowaniu rzutów karnych za zagranie piłki ręką przez Artura Jędrzejczyka i Williama Remy’ego - w przegranym meczu gdańszczan z Legią Warszawa (1:3), który może zadecydować o losach mistrzostwa Polski. W okrzykach skierowanych do arbitra kibice Lechii osamotnieni jednak nie byli, bo dołączyli się do nich także fani Jagiellonii. „Prosimy o kulturalny doping” - rozbrzmiewał co chwila komunikat organizatorów. I trzeba przyznać, że takiego świadkami również byliśmy. M.in. wtedy, gdy białostoczanie zaprezentowali transparent z pszczołą.

Jeszcze więcej komunikatów nawołujących do kulturalnego dopingu, a także do nieużywania środków pirotechnicznych, wybrzmiało na kwadrans przed końcem. Kibice Jagiellonii wywiesili transparent z napisem „Łączy nas piłka”. Między nim pojawiła się jednak sylwetka zamaskowanego kibica.

Krok dalej poszli kibice Lechii. „Cel. Pal.” - taki napis stworzony z dwóch transparentów pokazali kilka minut po fanach rywali.
To jednak nie wszystko, bo dodatkowo wywiesili jeszcze jeden transparent, przedstawiający łucznika próbującego podpalić Stadion Narodowy. W tym samym czasie odpalili także race, przez które sędzia Bartosz Frankowski na kilka minut musiał przerwać grę.

Piłkarze zaczekali na kibiców

45 minut prób, niecelnych podań i nieudanych dośrodkowań. Do tego jedna groźna okazja Jagiellonii, to krótkie podsumowanie pierwszej połowy tegorocznego finału Pucharu Polski. Można pomyśleć, że piłkarze z dobrą grą czekali na kibiców, którzy nie mogli dostać się na trybuny. Bo ciekawie na boisku zrobiło się dopiero po zmianie stron. Piłkarze Stokowca atakowali częściej i odważniej, ale zagrożenie stwarzali głównie po stałych fragmentach. W końcówce podstawowego czasu gry po raz pierwszy zdołali pokonać Mariana Kelemena, ale gol Flavio Paixao został anulowany po wideoweryfikacji, na podstawie której sędzia odgwizdał spalonego.

To, co nie udało się podczas regulaminowych 90 minut, udało się w trakcie siedmiu doliczonych. W 96. Artur Sobiech dynamicznie wbiegł w pole karne i strzałem głową pokonał bramkarza rywali. Tym razem VAR-u i cofnięcia decyzji już nie było, choć trener Stokowiec przy linii bocznej stał spokojnie i tonował nastroje. Eksplodował dopiero po ostatnim gwizdku i razem z całym zespołem ruszył pod sektor zajmowany przez kibiców swojego zespołu.

Lechia Gdańsk pokonała 1:0 Jagiellonię Białystok i zdobyła Puchar Polski, który już teraz gwarantuje jej udział w kwalifikacjach Ligi Europy w przyszłym sezonie. Zdaniem trenera Stokowca, piłkarze Legii w czwartek mieli stać się nieśmiertelni. W historii na pewno się zapisali.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.