Poznaliśmy pierwszy klub, który zapewnił sobie awans do ekstraklasy!

Raków Częstochowa wraca do Ekstraklasy po 21 latach. Dwie klasy rozgrywkowe pokonał w 4 sezony. Nie był to Częstochowski cud, a m.in sukces trenera Marka Papszuna, który mimo słabych początków przy Limanowskiego, obrał trudną, ale dającą efekty drogę. Wspierał go właściciel klubu, a na ostatniej prostej nowy prezes, który o Ekstraklasę bez powodzenia walczył w Katowicach.

Kwiecień 2016 roku nie był dla Rakowa dobry. 18 kwietnia drużyna była po trzech meczach z wywalczonym w nich 1 punktem, w tym porażką z GKS Tychy 1:8! Ta wiosenna zapaść sprawiła, że Raków wypadł wtedy z walki o I ligę, chociaż na początku miesiąca był na podium gwarantującym awans. Właściciel klubu był poddenerwowany, może nieco rozczarowany. Wymienił sztab szkoleniowy i podjął jedną z lepszych decyzji w swojej sportowej historii. Właśnie minęły 3 lata odkąd w klubie pojawił się Marek Papszun ze swoimi współpracownikami - asystentem Maciejem Kędziorkiem oraz trenerem bramkarzy Maciejem Sikorskim. 24 kwietnia 2019 roku Raków po wygranej z Podbeskidziem Bielsko Biała 2:0 jest w Ekstraklasie.  

Gorzej niż poprzednik

Papszun nie był cudotwórcą. W swych pierwszych 4 meczach w roli trenera Częstochowy, wypadł gorzej niż jego poprzednik w trzech ostatnich. Też zdobył jeden punkt, ale wiedział czego Rakowowi potrzeba.

Latem 2017 roku w drużynie doszło do sporej rewolucji kadrowej. W jej wyniku z pracą pożegnało się dwudziestu zawodników. Spora ich część - jak się wtedy wydawało - dość znaczących, m.in. bramkostrzelni Wojciech Okińczyc, Damian Warchoł, ale też obrońca Adrian Klepczyński. Przyszli za to piłkarze mniej znani, w dodatku za niewielkie pieniądze. Nie jest tajemnicą, że w Częstochowie postanowili walczyć też z rozdmuchanymi ligowymi płacami. W Częstochowie nikt na grę za 20 procent mniej niż w innych klubach nie narzekał, bo w pakiecie dostał stabilność i dobrą perspektywę. 

Start kolejnego sezonu Raków miał rewelacyjny. Zgromadził najwięcej punktów po 5,10 i 15 kolejkach. Na wiosnę szedł łeb w łeb z Odrą Opole. Finalnie obie drużyny zgromadziły tyle samo punktów i awansowały do I ligi z 9 oczkami zapasu nad trzecim rywalem, który też miał awans zapewniony. Papszunowi udało się więc to, co nie udawało się Rakowowi w drugiej lidze przez 12 poprzednich lat, m.in. pod wodzą Jerzego Brzęczka czy Radosława Mroczkowskiego. Wcześniejszych czasów nie ma co przypominać, bo Częstochowa grała w jeszcze niższych klasach rozgrywkowych.

Od przybycia Papszuna pod Jasną Górę, wszystko poszło już sprawnie i szybko. I znowu rewolucyjnie, bo kolejne letnie okno transferowe przyniosło rozstanie z 10 piłkarzami. Trener zostawiał i dobierał tych, którzy mówili jego piłkarskim językiem. Zawodnikom, co do których miał wątpliwości (nie tylko sportowe, ale też charakterologiczne), zwyczajnie za współpracę dziękował. Jeśli w innych klubach jest tak, że to piłkarze mogli zwolnić trenera, w Częstochowie ta zasada była i jest odwrotna. Trener dostał duże zaufanie właściciela klubu Michała Świerczewskiego.

- Takie zaufanie motywuje mnie do jeszcze cięższej pracy. Nawet nakłada na mnie większą presję, bo nie chcę nikogo zawieść - mówił w rozmowie ze Sport.pl, pytany o władzę absolutną.

W kolejnym sezonie Raków miał spokojnie budować drużynę na Ekstraklasę i utrzymać się na jej zapleczu. Na walkę o najwyższą klasę rozgrywkową Papszunowi dano 3 lata. W pierwszym roku Raków zajął w I lidze 7. miejsce, choć momentami był blisko podium. Trener jednak studził mocarstwowe zapędy. Przyznał, że w tamtym czasie awans nie byłby dla Rakowa dobry.   

- Pod wieloma względami nie byliśmy gotowi do tego, by zespół walczył o najwyższe cele. Kilka małych rzeczy złożyło się na niepowodzenie. Sama decyzja właściciela o zmianie prezesa pokazała, że w Rakowie nie wszystko było takie, jak być powinno. Niech to wystarczy za cały komentarz - tłumaczył.

Prezes od relacji i od czekania na awans

Ówczesny prezes Janusz Żyła stracił swoją funkcję w lecie 2018 roku. Jesień była dla niego problematyczna. W listopadzie roku 2017 ukazał się komunikat, że Częstochowa wycofuje się z umowy, którą miała zawrzeć z Rakowem na promocję miasta poprzez sport. Argumentem ku temu były burdy podczas wyjazdowego meczu Rakowa z Ruchem Chorzów. Goście, po tym jak śląscy pseudokibice spalili ich niegdyś przechwycone flagi, wyrwali ze swojego sektora niemal wszystkie krzesełka. Władze miasta napisały, że chuligani „naruszyli dobre imię i pozytywny wizerunek Częstochowy, a także wzbudzili wiele wątpliwości, co do możliwości właściwego wykonania przez Klub zapisów ww. umowy”. Raków nie otrzymał pół miliona dotacji, które już rok wcześniej miał założone w budżecie. 

- Dotychczas dostawaliśmy od miasta środki, mimo iż drużyna była w drugiej lidze. W minionym roku dostaliśmy półtora miliona, więc mieliśmy prawo zakładać, że w pierwszej lidze ta kwota będzie większa, a na pewno nie mniejsza - mówił prezes w rozmowie z Futbolfejs. To nie on zakładał te wpływy, bo sam prezesem klubu został kilka miesięcy wcześniej. Właściciel Rakowa Michał Świerczewski właściwej osoby na te stanowisko szukał prawie pół roku. Żyła wygrał drugi konkurs po tym, jak Świerczewski przemaglował wcześniej kilkunastu kandydatów wybranych ze stu CV. Żyła na stanowisku był 11 miesięcy. Oficjalnie rozstał się z Rakowem z powodów rodzinnych.

Jego następcą został pochodzący z Częstochowy, chociaż w czasie piłkarskiej kariery związany z GKS Katowice, Wojciech Cygan. To Świerczewski stwierdził, że Cygan, który był też członkiem Zarządu PZPN i Wiceprezesem Zarządu PLP, a przez 8 lat jako prezes starał się wprowadzić do Ekstraklasy GKS, będzie najlepszym człowiekiem dla Rakowa. Przy jego wyborze nieco uprościł swoje procedury. Wystarczył wywiad środowiskowy.

Cygana na rozmowach wypytywał jednak nie tylko o wizję organizacji klubu, współpracę z trenerami, ale też o sposób na poprawę relacji z Urzędem Miasta, więc sprawa tej współpracy musiała wszystkich mocno uwierać.

Teraz relacje z miastem należy określić jako dobre. Ostatecznie po roku wspólnych rozmów zabezpieczono 37 mln złotych na modernizację obecnego obiektu. Część z tych pieniędzy pójdzie właśnie z miejskiej kasy. Prace nad tworzeniem obiektu na niecałe 7 tys widzów mogą ruszyć jeszcze w te wakacje. 

8 lat vs. 9 miesięcy

To też uśmiech losu, że przychodząc z Katowic, w których Cygan uczył się pokory i cierpliwości przez niemal 8 lat, upragnionej Ekstraklasy nie zobaczył. Zrobił to raptem po 9 miesiącach pracy w Częstochowie.

W obecnym sezonie Raków wykonał nakreślony plan przed czasem i z bonusem. Po pierwsze doszedł do półfinału Pucharu Polski, pokonując w tych rozgrywkach Lecha i Legię. Po drugie zdominował rozgrywki ligowe. Awans do Ekstraklasy zapewnił sobie 24 kwietnia po wygranej z Podbeskidziem.

To jednej z najszybciej uzyskanych awansów z drugiej ligi do Ekstraklasy w tym wieku. Najlepszy w obecnej dekadzie. Raków był szybszy choćby od Wisły Płock, która drogę dwóch klas rozgrywkowych pokonała w 5 lat. Z klubami uzyskującymi szybkie awanse w latach 90-tych, czy nawet na początku XXI wieku, nie ma co szukać analogii, bo były to czasy, w których w wielu przypadkach o losach awansów i spadków decydowały też wydarzenia pozaboiskowe. Warto jednak zanotować, że rok szybszy od Rakowa może być niebawem ŁKS, który jest o krok od awansu do ekstraklasy.

Raków wrócił wrócił do ekstraklasy po 21 latach. Grał w niej przez 4 lata do 1998 roku. Tamte czasy pamięta zresztą prezes Cygan, który jako młody chłopak chodził na trybuny stadionu przy Limanowskiego.

Po 7624 dniach, 690 meczach, 1035 punktach, 291 wygranych, 162 remisach i 237 porażkach przypomną mu się dawne czasy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA