Już wiadomo, kto i dlaczego zdecydował, że piłkarze Sandecji mają odpuścić walkę o awans do ekstraklasy

Siedem kolejek przed końcem sezonu pierwszej ligi piłkarze Sandecji Nowy Sącz wciąż mogli śnić o powrocie do Ekstraklasy. Ze snu wybudzili ich jednak działacze, którym awans jest potrzebny jak dziura w moście. Mało tego - pod znakiem zapytania stanęła również przyszłość klubu.
Zobacz wideo

Gdy 3 kwietnia komentator Polsatu Sport Marcin Feddek w trakcie transmisji meczu Stali Mielec z Sandecją Nowy Sącz przekazał widzom, że władze klubu zabroniły piłkarzom Sandecji awansować do Ekstraklasy, informacja zabrzmiała jak spóźniony primaaprilisowy żart. Nie był to jednak żart, a ponura rzeczywistość. Po przegranej z Łódzkim KS awans Sandecji możliwy jest już tylko teoretycznie, ale pod znakiem zapytania stanęła przyszłość zespołu. Piłkarze próbują spotkać się z władzami, bo nie wiedzą, co czeka ich jutro, a miasto zastanawia się nad dalszym finansowaniem klubu, który od ponad stu lat jest dumą regionu.

Korzym: Nie ma planu, co dalej

Według naszych ustaleń na spotkaniu nie padł jasny zakaz awansu, ale sugestia działaczy była bardzo wyraźna: klub nie potrzebuje mieć kłopotu, jakim byłoby zapewnienie sobie powrotu do Ekstraklasy. Cel, jakim jest utrzymanie, został zrealizowany i na tym zawodnicy powinni poprzestać. Informację przekazali radzie drużyny dwaj członkowie rady nadzorczej - przewodnicząca Monika Obtułowicz (a nie jak początkowo informowaliśmy Roman Porębski) oraz Marcin Rolka. Wszystko wydarzyło się po wygranym 2:1 ligowym spotkaniu z Wartą Poznań. Zawodnicy podjęli więc decyzję o tym, że o sprawie powinna dowiedzieć się opinia publiczna i o przekazanie głosu działaczy poprosili Feddka. - Jedyne, co mogę powiedzieć, to że przekaz nie wyszedł ode mnie. To nie był mój komunikat. Z punktu widzenia klubu wolałbym, by piłkarze skupili się na graniu i do ostatniej kolejki walczyli o punkty. Reszty nie chcę komentować - mówi prezes Tomasz Michałowski.

Zawodnicy Sandecji też nie są rozmowni. Jeden z najbardziej utytułowanych wychowanków klubu Maciej Korzym szybko ucina rozmowę: - Gram mało, więc nie chcę się wypowiadać, ale naszym problemem jest to, że nie ma planu, co dalej… Nieco więcej do powiedzenia ma Maciej Małkowski, który jest także członkiem rady drużyny. To między innymi on usłyszał jako pierwszy przestrogę przed awansem. - Ciężko ustosunkowywać się do pytań na temat kłopotów klubu, bo nie chciałbym wyjść przed szereg - mówi Sport.pl Małkowski. - Doszło do spotkania między nami a radą nadzorczą. Nikt nie zakazał nam awansu, bo rada nawet nie mogłaby tego zrobić, ale nasza sytuacja nie jest łatwa. Jest niepewność, nie wiemy, co dalej. Teraz chcemy znaleźć rozwiązanie z sytuacji, ale nie jako rada drużyny, a jako cały zespół. Poprosiliśmy prezesa o spotkanie, które chcemy zorganizować jak najszybciej. Jeśli szybko nie uda się znaleźć jakiegoś rozwiązania, to jako drużyna wydamy oświadczenie - wyjaśnia.

List do premiera Morawieckiego

Piłkarze nieoficjalnie przyznają, że wiele zmieniły ubiegłoroczne wybory samorządowe, które wygrał Ludomir Handzel. Zastępujący odchodzącego prezydenta Ryszarda Nowaka Handzel od początku próbował utrzymywać dobre relacje z kibicami, napisał nawet list do premiera Mateusza Morawieckiego z prośbą o wsparcie jednego z najstarszych i największych klubów w Małopolsce. Inne wnioski dotyczyły pozyskania nowych inwestorów i sponsorów m.in. na budowę stadionu. Ci zresztą w ostatnich dniach pojawili się w Nowym Sączu i spotkali się z ludźmi prezydenta. Konkrety kończą się jednak na przeróżnych deklaracjach, bo miasto, jako inwestor Sandecji, niezbyt chce wykładać pieniądze na budowę ośmiotysięcznego stadionu.

- Wcześniej bywało źle, ale było stabilnie. Teraz brakuje wsparcia prezydenta i rady miasta - słyszmy. To właśnie stadion był i jest największym problemem Sandecji, która w poprzednim sezonie swoje mecze rozgrywała w Mielcu oraz Niecieczy. Gdyby nie specjalna zgoda PZPN na grę na obiekcie im. Ojca Władysława Augustynka, również na pierwszą ligę, Sandecja jeździłaby do Niecieczy. A po awansie prawdopodobnie w ogóle nie otrzymałaby licencji. - To nie jest tak, że ktoś w mieście tego stadionu nie chce, ale po prostu procedury sprawiają, że na razie nie można rozpocząć budowy i wszystko stoi w miejscu. Raków Częstochowa wie coś na ten temat. Oni od kilku miesięcy zmagają się z tym samym problemem - wyjaśnia Michałowski.

Miasto płaci i miasto decyduje

Awans wiązałby się z kosztami dotyczącymi nie tylko budowy stadionu, ale także utrzymania zespołu. Po wywalczeniu promocji do Ekstraklasy piłkarze musieliby otrzymać podwyżki, a także premie. To właśnie one miały być kością niezgody. Politycy nie zamierzają nagradzać ekstraklasowych ambicji zawodników - takie stanowisko ratusza przekazali radzie drużyny członkowie rady nadzorczej. A miasto ma w Sandecji do powiedzenia najwięcej, bo to ono jest w tej chwili jedynym inwestorem spółki akcyjnej. Ponad 90 procent wynoszącego osiem milionów złotych budżetu pochodzi właśnie z jego kasy. Tak wysoki budżet - jak na pierwszoligowe realia – to wynik zobowiązań wobec stowarzyszenia z którego po awansie do Ekstraklasy trzeba było wykupić sekcję piłkarską (około 1,5 miliona złotych) oraz kilku starszych długów. - W przyszłości na funkcjonowanie Sandecji wystarczy pięć milionów złotych, a może nawet trochę mniej – słyszmy w klubie.

Po Nowym Sączu krążą jednak plotki, jakby miasto w ogóle nie chciało finansować Sandecji i w przyszłym sezonie klub miałby wystartować w czwartej lidze. Z drugiej strony słyszymy, że taka decyzja byłaby politycznym samobójstwem i dyskusja o zablokowaniu środków dla Sandecji zakończy się tylko na pogłoskach. - Za prezydenta Nowaka takie wizje snuła opozycja. Teraz jest tak samo, tylko w drugą stroną - mówią nam pracownicy klubu. Do tej pory pieniądze na futbol się znajdowały - tylko w 2019 roku Nowy Sącz dokapitalizował spółkę akcyjną kwotą 2,2 milionów złotych. Z prezydentem Ludomirem Handzlem, mimo prób, nie udało się nam skontaktować.

Dwóch kandydatów na prezesa

Końca sezonu na stanowisku prezesa nie doczeka rządzący Sandecją Tomasz Michałowski. Jakiś czas temu Michałowski poinformował, że z końcem kwietnia opuści klub. Od razu pojawiły się plotki, że powodem takiej decyzji była różnica zdań między Michałowskim, który kojarzony jest z ekipą poprzedniego prezydenta, a ludźmi Ludomira Handzla. - Nie jest to prawda… - mówi prezes Sandecji. - Decyzja związana jest ze sprawami prywatnymi. Ostatnio powiększyła mi się rodzina i jej chcę poświęcić czas. A termin? Do każdego można się przyczepić. Teraz mieliśmy zamknięcie roku obrachunkowego, zamykaliśmy kwestie licencji, robiliśmy bilans, sprawozdanie. Postanowiłem, że to odpowiedni czas na pożegnanie się z posadą - tłumaczy Sport.pl Michałowski. Według naszych ustaleń do piątku w klubie pojawiły się dwa zgłoszenia kandydatów na przejęcie jego funkcji. W środę i czwartek rada nadzorcza spotka się z kandydatami i przeprowadzi rozmowy, które wyłonią nowego prezesa.

A awans? Tego prawdopodobnie i tak nie będzie. Kilka dni temu w meczu na szczycie pierwszej ligi Sandecja przegrała z mającym ekstraklasowe ambicje ŁKS 0:2 i spadła na czwarte miejsce w tabeli. Do lokaty premiowanej awansem, którą zajmuje ŁKS, traci dziś dziesięć punktów. A do końca rozgrywek pozostało zaledwie pięć meczów w których do zdobycia będzie tylko piętnaście "oczek". Tylko kataklizm mógłby pozbawić awansu łodzian, do których i tak trzy punkty bliżej ma Stal Mielec. W Nowym Sączu niesmak jednak, jak w dowcipie, pozostał.

Więcej o:
Copyright © Agora SA