Aleksandar Vuković - pilny uczeń Berga, Hasiego, Magiery i Sa Pinto. W czwartek poprowadzi Legię w najważniejszym meczu swojej kariery

Zaczynał u Stanisława Czerczesowa, potem jako asystent podpatrywał kolejnych trenerów. - Każdy dał mi jakąś wiedzę, coś po nich zostało w notesie - mówi Aleksandar Vuković, który w czwartek poprowadzi Legię w najważniejszym meczu swojej kariery. Zagra z Rangersami o awans do fazy grupowej Ligi Europy. Początek meczu o 20.45.

- Doświadczenie z Ligi Mistrzów, gdzie byłem asystentem trenerów Besnika Hasiego i Jacka Magiery będzie niezwykle pomocne. Inna sprawa, że nie czuję wielkiego, niewyobrażalnego podniecenia. To nie będzie mecz, jak każdy inny, ale podchodzę do niego z dużym spokojem - mówił Aleksandar Vuković na konferencji w Glasgow, dzień przed rewanżowym starciem z Rangersami.

Po pierwszym meczu w Warszawie pomyślałem, że po raz pierwszy od spotkania ze Sportingiem w Lidze Mistrzów, biorąc pod uwagę rangę i klasę przeciwnika, zagraliśmy tak solidnie. Ewentualnie możemy w to wliczyć jeszcze późniejsze spotkanie z Ajaxem w 1/16 finału Ligi Europy, to 0:0 w Warszawie. Potem już były głównie klęski

- dodawał Vuković, który teraz - właśnie po dwóch latach klęsk, porażek z mistrzem Słowacji, Luksemburga, Mołdawii - doprowadził do tego, że poczucia wstydu już nie ma. Że mamy właśnie koniec sierpnia, a nikt nie domaga się zmiany trenera. Na Łazienkowskiej o tym się nie mówi. I zapewne nie będzie mówić, nawet jeśli Vukoviciovi powinie się noga - jego Legii w czwartek nie uda się wyeliminować Rangersów.

Zobacz wideo

Wszystko wskazuje, że Vuković będzie pierwszym trenerem od Henninga Berga, który wytrwa w Legii dłużej niż do września. Zresztą osoba Berga nie jest tutaj przypadkowa, bo jak popatrzymy na Legię Vukovicia, zobaczymy pewne analogie. Zobaczymy, że Serb ponad wszystko stawia to, by Legia w Europie była skuteczna i pragmatyczna. Czyli gra na wynik tak samo, jak pięć lat temu grał Berg. - Nie liczy się nic innego niż awans - powtarza od lipca Vuković.

Zaczęło się od Berga, co teraz dobrze widać

Pięć lat temu Vukovicovi z Bergiem nie było jednak po drodze. Tak samo jak Jackowi Magierze, który jesienią 2016 r. - jak przejmował zespół po Besniku Hasi - uczynił z Vukovicia swoją prawą rękę. Serb miał już wtedy doświadczenie jako asystent właśnie u Hasiego i Stanisława Czerczesowa. Wcześniej podpatrywał też Berga - pracował na Łazienkowskiej: początkowo w akademii, później jako asystent Magiery w trzecioligowych rezerwach.

Choć czar po Norwegu prysł dawno, jego dobre wyniki w pucharach w Warszawie nadal są pamiętane. Upatruje się w nim trenera, który na Łazienkowskiej wprowadził nowe standardy (zaczął m.in. nagrywać treningi, dzielić odprawy na formacje, kłaść duży nacisk na zgranie, dyscyplinę, konsekwencję). I te standardy funkcjonują na Łazienkowskiej do dziś. Właśnie w Legii Vukovicia, który czerpał też od kolejnych trenerów, z którymi współpracował. A widać to nie tylko na boisku, ale np. w trakcie konferencji prasowych, kiedy Vuković umiejętnie - tak samo, jak kiedyś Czerczesow - potrafi zdjąć z piłkarzy presję. Skupić dużą część uwagi na sobie. A przy tym - odpowiadać szczerze, bez owijania w bawełnę. Być do bólu sprawiedliwym. Nie stawiać żadnego piłkarza ponad drużynę, o czym ostatnio przekonał się Carlitos.

Besnik Hasi? Choć Belg pracował na Łazienkowskiej krótko, na treningach u Vukovicia widać teraz intensywność i szybkość, której od drużyny wymagał właśnie Hasi. Magiera? Tutaj rzuca się w oczy coś innego. Sposób zarządzania drużyną. Żaden inny trener, u którego Vuković był asystentem, nie dał mu w trakcie meczów aż tyle swobody, ile dał Magiera. - Prawda jest taka, że nie było w Legii trenera, od którego bym się czegoś nie nauczył. Każdy dał mi jakąś wiedzę, coś po nich zostało w notesie - mówi teraz Vuković, ale jakby trochę unikał odpowiedzi, bo mówi tak, kiedy pytamy o chorwacki czas w Legii. Romeo Jozaka i Deana Klafuricia, czyli trenerów bez wielkiego (Klafurić) albo żadnego doświadczenia (Jozak). Dopiero kiedy pytamy o tego ostatniego - Ricardo Sa Pinto, którego w klubie mało kto teraz wspomina dobrze - Vuković nie ukrywa, że nauczył się od niego dużo. Choćby tego, jak oceniać potencjał piłkarza. Że mało kto potrafi robić to tak dobrze, jak Sa Pinto.

Vuković: Znamy swoją wartość

- Trenerze, byle do października. Potem już będzie z górki - gratulował w maju Vukoviciovi podpisania kontraktu jeden z kibiców. Kilka tygodni później wydawało się jednak, że Vuković podzieli los swoich poprzedników. Najpierw przegrał mistrzostwo, a później w słabym stylu zaczął walkę o europejskie puchary. - Po pierwszej rundzie na Gibraltarze nie lekceważyłem rywala, Europy FC. Nie szydziłem jak wielu, bo uważałem, że nie miałem do tego prawa. Ale poczucia niższości też nie akceptuję. Jesteśmy wielkim klubem. Drużyną, która potrafi grać w piłkę. I z takim nastawieniem chcę, żebyśmy w czwartek na Ibrox wyszli na boisko - podkreślił Vuković, dodając, że jego zespół jest już w takim momencie, że stać go na to, by zaprezentować się dobrze. A co to znaczy dobrze? - To znaczy, że nie przyjechaliśmy tutaj podziwiać Ibrox, tylko awansować - wyjaśnił.

Dla Legii awans to nie tylko powrót do Europy po dwóch latach, ale też realne pieniądze. Stawką dwumeczu z Rangersami jest co najmniej sześć milionów euro od UEFA. Za sam awans, nie licząc premii za punkty wywalczone w grupie. - Pieniądze to sprawa drugorzędna. Ważny jest awans. Faza grupowa Ligi Europy, gdzie Legia po prostu być powinna, bo tam jest jej miejsce. Ale nawet jeśli nie teraz nas tam nie będzie, to i tak widzę, w którą stronę zmierzmy. Że ta drużyna robi postęp - mówił po pierwszym spotkaniu właściciel klubu Dariusz Mioduski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.