Legia chowała się przed słońcem. Ale to Grecy byli wściekli. "Nienawidzę Atromitosu"

Legia w środę przed meczem chowała się przed słońcem, ale po meczu nikt nie musiał szukać wymówek. To Grecy byli wściekli - kopali w krzesło, bili z całej siły pięścią w blat. Ale też nie wszyscy, bo jak mówił nam jeden taksówkarz, Atromitos to klub, który tutaj, w Atenach, nie ma kibiców - spostrzeżeniami po spotkaniu Legii z Atromitosem (2:0) dzieli się Bartłomiej Kubiak ze Sport.pl.

Życzenie taksówkarza zostało spełnione

- Nienawidzę Atromitosu. Zresztą nie tylko ja, bo to klub, który tutaj nie ma kibiców - mówił taksówkarz, który woził nas po Atenach. Z tą nienawiścią wierzymy mu na słowo. Jeśli chodzi o kibiców, to w środę faktycznie na kameralnym stadionie - mogącym pomieścić niespełna 10 tys. widzów - więcej było pustych miejsc niż zajętych. - Życzę wam zwycięstwa - dodał na pożegnanie. Życzenie taksówkarza zostało spełnione - Legia Warszawa w rewanżu wygrała 2:0 - ale o samym meczu więcej już niżej.

Legia chowała się przed słońcem

Kiedy piłkarze Atromitosu rozgrzewali się w pełnym słońcu, legioniści byli jeszcze w szatni. Zresztą, jak nawet kilkanaście minut później wybiegli na boisko, też niemal od razu skryli się cieniu pod główną trybuną. Ale o tym, że w środę będzie gorąco, wiadomo było od dawna. Część legijnej delegacji pojawiła się nawet w Atenach dzień wcześniej, by zainstalować w szatni dodatkowe klimatyzatory. Tylko szatnia i przyjemne powietrze to jedno. Drugie to klimat na boisku, a ten był już tropikalny. Kiedy spotkanie się rozpoczynało, termometry wskazywały 34 stopnie Celsjusza. W cieniu, rzecz jasna.

Inna twarz Atromitosu

Na upał przed meczem jednak nikt nie narzekał, po meczu też nie musiał szukać tanich wymówek. Aleksandar Vuković na wtorkowej konferencji prasowej nie wspomniał o tym ani słowem. Mówił za to dużo o Atromitosie. - Grecy na pewno będą chcieli zagrać odważniej przed własną publicznością, ale siłą tego zespołu są kontrataki i na to się nastawiamy. Poza tym nie spodziewamy się aż tak dużej przewagi, jak w Warszawie, ale chcielibyśmy prowadzić grę  - tłumaczył Vuković, który wszystko przewidział. To znaczy: prawie wszystko, bo Atromitos zagrał dużo lepiej niż w Warszawie. Może nie prowadził gry, ale do przerwy miał 60 proc. posiadania piłki. Czyli dokładnie tyle, ile przed tygodniem po pierwszej połowie miała Legia.

Nerwy na trybunie prasowej

Była 40. minuta spotkania. George Manoussos oddał wtedy strzał na bramkę Radosława Majeckiego. Piłka odbiła się od jednego z legionistów i przeleciała obok słupka. Siedzący w boksie obok grecki dziennikarz z całej siły przywalił pięścią w stół. Ale to nic, bo pięć minut później, kiedy Paweł Stolarski i Igor Lewczuk wybili piłkę z linii bramkowej, wstał i kopnął w krzesło stojące obok tak mocno, że to aż wyleciało z kabiny. Nerwów w tym meczu było więcej, ale piszemy o nich w zasadzie po to, by jeszcze raz podkreślić, że Atromitos w środę zagrał dużo lepiej niż w Warszawie.

Defensywny napastnik Legii

Już kiedy raz pisaliśmy o takim, Marku Saganowskim. Teraz wypada napisać o kolejnym, Sandro Kulenoviciu. W środę w pierwszym kontakcie piłką odbiła mu się od kolana. Ale w drugim, kiedy cofnął się do środkowej linii, to od jego odbioru zaczęła się ładna akcja Legii, która mogła nawet skończyć się bramką, gdyby Walerian Gwilia szybciej oddał strzał. Ale nie oddał. Później strzelał za to Kulenović. Choć opisywać tych prób już może lepiej nie będziemy. Albo nie, napiszemy o jednej. Z 32. minuty, kiedy Kulenović najpierw uderzył obok bramki, a potem wściekły - podobnie jak grecki dziennikarz - przywalił pięścią w murawę. Ta reakcja w zasadzie mówi wszystko o jego próbach.

Bohater meczu

Pewnie dla wielu nieoczywisty, bo tym oczywistym jest powrót Cafu, od którego zaczęły się dwie akcje bramkowe legionistów. Ale dla nas to nie Cafu, tylko Luis Rocha był tym piłkarzem, który po tym meczu zasługuje na szczególne wyróżnienie. W zasadzie chodzi nam tylko pierwsze fragment meczu, bo to właśnie wtedy Portugalczyk zaliczył najpierw doskonałą interwencję w obronie (w 3. minucie przeciął groźny kontratak Atromitosu), a potem mógł mieć nawet asystę (9. minuta i wspomniana sytuacja z Gwilią, który zwlekał ze strzałem). - Życzyłbym sobie w drużynie samych takich piłkarzy, jak Adam Hlousek - powiedział Vuković na koniec zeszłego sezonu. Wiadomo, że trenerowi chodziło o podejście, zaangażowanie, ale w środę akurat tego Rochy też nie można było odmówić.

No i gdyby nie ta interwencja z 3. minuty, ten mecz potoczyć mógł się zupełnie inaczej. Na szczęście potoczył się tak, że to Legia gra dalej. W play-offach o Ligę Europy zmierzy się z Glasgow Rangers albo FC Midtjylland (w pierwszym meczu Szkoci wygrali na wyjeździe 4:2, rewanż w czwartek o 20).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.