Bez pilota i bez skrzydeł. Legia wygrała, ale znów nie zachwyciła [SPOSTRZEŻENIA]

Słabo na skrzydłach, przeciętnie w ataku. Legia Warszawa wygrała z Kuopionem Palloseurą (1:0) w pierwszym meczu II rundy kwalifikacji Ligi Europy, ale znów nie zachwyciła. Wciąż ma te same problemy, których na razie nie potrafi rozwiązać. A rozwiązać musi szybko, bo na rewanżowe spotkanie do Finlandii poleci z bardzo skromną zaliczką. Spostrzeżeniami po czwartkowym spotkaniu wicemistrzów Polski dzieli się Bartosz Rzemiński ze Sport.pl.
Zobacz wideo

- Okej, przegraliśmy z Pogonią, ale cierpliwości. Naprawdę: cierpliwości. Jest nowy sezon, nowi zawodnicy, nowa drużyna... Wszystko jest inne, ale będzie lepiej - mówił Radosław Majecki po porażce w 1. kolejce PKO BP Ekstraklasy. Wspomniana cierpliwość przed meczem z Kuopionem Palloseura rzeczywiście była, ale bardzo mała. - Jaki wynik? Wymęczone 1:0 - mówili kibice pod stadionem, trzy godziny przed rozpoczęciem czwartkowego spotkania. - Skoro z drużyną z Gibraltaru były problemy, to z Finami może być jeszcze gorzej - dodawali pesymistycznie inni. Legia pierwsze starcie II rundy kwalifikacji Ligi Europy zaczęła jednak udanie.

Tajna broń? Jedyna broń

"Aleksandar Vuković znalazł tajną broń na europejskie puchary" - pisaliśmy po zakończeniu okresu przygotowawczego wicemistrzów Polski do nowego sezonu. Bramki po SFG dla legionistów w letnich sparingach były bowiem niemal codziennością. Były też efektem pracy wykonanej w Austrii. Tam poświęcili oni sporo czasu na szlifowanie tego elementu gry. W meczach towarzyskich na 18 zdobytych bramek, aż 8 padło po rzutach wolnych i rożnych (statystyka bez ostatniego, zamkniętego sparingu z Radomiakiem). To, co miało być dodatkiem i tajną bronią, stało się jednak niemal jedynym argumentem w grze Legii. Po rzucie rożnym warszawiacy strzelili jedynego gola w meczu z Pogonią. Tak samo stało się w spotkaniu z Kupionem.

W 9. minucie meczu Walerian Gwilia ustawił piłkę w narożniku boiska i idealnie dograł ją do wbiegającego w pole karne Mateusza Wieteski. Ten wygrał walkę z Babacarem Diallo i Vinko Soldo, po czym pewnym strzałem pokonał Otso Virtanena. Wieteska ponownie popisał się więc skutecznością (strzelał gole w sparingach), a Gwilia umiejętnością wykonywania stałych fragmentów gry. Problem w tym, że to jedne z nielicznych pozytywów w grze Legii.

Bez pilota i bez skrzydeł

- Czy leci z nami pilot? - pytali ostatnio kibice Legii, którzy w rewanżowym meczu z College Europa FC wywiesili transparent z takim napisem i podobizną Dariusza Mioduskiego. W czwartek mogliby zadać podobne pytanie, choć tym razem dotyczące nie pilota, a skrzydeł. Tych w kolejnym meczu wicemistrzów Polski zabrakło. Szansę w pierwszym składzie ponownie otrzymał sprowadzony z Jagiellonii Białystok Arvydas Novikovas, ale ponownie jej nie wykorzystał. Litwin w pierwszej połowie bardzo rzadko brał udział w grze, a kiedy już go brał, to zazwyczaj wybierał złe rozwiązania. Zresztą tak samo było po zmianie stron, gdy 28-latek podawał niecelnie, opóźniał grę i niedokładnie dośrodkowywał. Inna sprawa, że legioniści często do Novikovasa nie dogrywali, gdy ten znajdował się na dobrej pozycji. Pokrzykiwał, machał rękami, ale nie przynosiło to rezultatu w postaci podania. A jak przynosiło, to zazwyczaj za późno, kiedy Luis Murillo był już przy piłkarzu gospodarzy. Kolumbijczyk wygrywał ze skrzydłowym warszawiaków większość pojedynków siłowych i biegowych.

Novikovas zagrał słabo, ale to samo można powiedzieć o Dominiku Nagy'u. Węgier także rozpoczął mecz w pierwszym składzie i także zawiódł. Podobnie, jak w meczu z College Europa FC Węgier nie dograł spotkania do końca. Wtedy z udziału w drugiej części gry wykluczył go uraz, w czwartek zrobiła to słaba postawa (zszedł w 61. minucie). Vuković próbował ratować sytuację wprowadzeniem Luquinhasa, który przyzwoicie zaprezentował się w debiucie z Pogonią, ale z Kuopionem był niewidoczny.

Zmiany w obronie

Luis Rocha na lewej, Artur Jędrzejczyk na środku. Trener Legii przed meczem w kwalifikacjach LE przeprowadził dwie zmiany w obronie, które przyniosły efekty. Będącego w fatalnej formie Williama Remy'ego zastąpił wspomniany Rocha, który zagrał na boku. Dzięki temu na swojej nominalnej pozycji w końcu mógł wystąpić Jędrzejczyk. I przyniosło to rezultaty, bo duet, jaki reprezentant Polski stworzył z Wieteską, był bardzo solidny, nie popełniał błędów i nie dopuszczał rywali pod bramkę Majeckiego. Od początku napastnicy gości nie potrafili znaleźć sposobu na przedarcie się przez aktywnych i agresywnie grających stoperów gospodarzy, którzy błyskawicznie do nich doskakiwali.

Zmiana nastąpiła także w ofensywie, bo do pierwszego składu wrócił Carlitos. Mecz ligowy z Pogonią pokazał, jak trudno Legii gra się bez Hiszpana na boisku. W niedzielę w podstawowej jedenastce zabrakło bowiem zawodnika, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za rozgrywanie i regulowanie tempa akcji. W czwartek 29-latek znów wystąpił za plecami najbardziej wysuniętego napastnika, Sandro Kulenovicia, i poradził sobie solidnie. Solidnie, czyli mówiąc inaczej: dobrze w pierwszej połowie, przeciętnie po przerwie. W pierwszych 45 minutach był aktywny, często zmieniał strony, rozgrywał i próbował uderzeń z dystansu. W 13. minucie efektownie oszukał Babacara Diallo w polu karnym rywali i strzelił w kierunku dalszego słupka, ale jego uderzenie obronił Virtanen. Tak samo jak 25 minut później, gdy po dokładnym dograniu Gwilii fiński bramkarz wykazał się świetnym refleksem, odbijając strzał napastnika gospodarzy.

Legia bez planu?

Roszady w defensywie i przywrócenie Carlitosa, który z Pogonią nie grał od pierwszej minuty przez problemy zdrowotne (był poobijany po meczu z Europą FC), to jedyne rzeczy, które pozwalają przypuszczać, że trener wicemistrzów Polski ma konkretny plan na poprawę gry swojego zespołu. Nie pokazały tego jednak zmiany, jakich Serb dokonał w trakcie spotkania, poza tą Luquinhasa, bo tę akurat dało się uzasadnić. W przeciwieństwie do wprowadzenia na boisko Domagoja Antolicia i Pawła Stolarskiego. Pierwszy zastąpił najbardziej aktywnego w drugiej linii Gwilię, samemu od dłuższego czasu pozostając w bardzo przeciętnej formie, a drugi wszedł za Rochę, by zagrać na nieswojej pozycji.

Legia wygrała pierwszy mecz II rundy kwalifikacji Ligi Europy, ale do Finlandii pojedzie z bardzo skromną zaliczką. Jeśli szybko nie poprawi swojej gry, w kolejnych spotkaniach będą ją czekać trudne przeprawy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.