Polski napastnik chce wyeliminować Piasta. "Moja ambicja jest podrażniona i chcę coś udowodnić"

W czwartek Piast Gliwice zmierzy się z Riga FC w drugiej rundzie eliminacji Ligi Europy. - Jestem w dobrej dyspozycji, ale moja ambicja jest podrażniona. Nie będę miał chyba lepszej okazji, aby coś udowodnić, niż w czwartek - mówi Sport.pl piłkarz Riga FC Kamil Biliński.
Zobacz wideo

Materiał wideo pochodzi z serwisu VOD

Sebastian Staszewski: Miał pan okazję, aby obejrzeć dwumecz Piasta z BATE Borysów?

Kamil Biliński: Niestety, graliśmy wtedy mecz w Irlandii. Kiedy Piast walczył z BATE, my przygotowywaliśmy się do spotkania z Dundalk. W rewanżu było odwrotnie, graliśmy jako pierwsi. Później obejrzałem jednak oba skróty i wydaje mi się, że Piast odpadł niezasłużenie.

Wierzy pan, że Riga FC ma szansę nawiązać walkę z drużyną Waldemara Fornalika?

Takie pytanie zadaje wiele osób, ale nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Mam wrażenie, że pierwszy mecz w Gliwicach będzie decydujący. Sam zastanawiam się czy między naszymi zespołami będzie jakakolwiek różnica… Na Łotwie jesteśmy hegemonem, mamy szeroką kadrę, która liczy aż dwudziestu dziewięciu zawodników. Ktoś zapytał mnie niedawno czy trener Fornalik będzie w stanie przewidzieć naszą podstawową jedenastkę. Nie sądzę, bo nawet ja tego nie potrafię (śmiech). Natomiast niezależnie wszystkiego, Piast jest faworytem. Oni muszą nas przejść. My natomiast będziemy mieli szansę, aby zrobić dużą niespodziankę.

Jak ocenia pan poziom łotewskich drużyn w porównaniu z PKO Ekstraklasą? Dla wielu polskich kibiców pana ubiegłoroczne przenosiny do Rygi były sporym zaskoczeniem…

Nie ma czego porównywać, bo poziom w Polsce jest znacznie wyższy. Także otoczki nie da się porównać. Na Łotwie piłka nożna nie jest numerem jeden, zdecydowanie przegrywa z hokejem. Tam atmosfera jest podobna do meczów Ekstraklasy, na halę w Rydze przychodzi za każdym razem po dziesięć tysięcy ludzi. Sporo ludzi chodzi także na koszykówkę. Futbol jest dopiero na trzecim miejscu. Ale i tak w tym sezonie poziom rozgrywek jest wyższy niż w poprzednim roku. Wiele osób mogłoby zdziwić się jakie pieniądze płacą łotewskie zespoły. Riga to taka łotewska Legia Warszawa, ale kilka innych klubów też ma spore budżety, pensji jakie ofertują nie powstydziłyby się niektóre drużyny z Ekstraklasy. Rozwój blokują jednak limity: o ile w pucharach mogą występować wszyscy obcokrajowcy, to w lidze tylko pięciu.

Cieszy się pan z takiego losowania? Odprawił pan już z kwitkiem faworyzowany zespół z Polski – w 2013 r. z Żalgirisem Wilno wyeliminowaliście z Ligi Europy Lecha Poznań.

Szczerze? Nie chciałem trafić na Piasta. Kiedy dowiedziałem się, że jest taka możliwość, nie byłem zadowolony. I dalej nie jestem. Wolałem byśmy wyeliminowali Dundalk i polecieli do Karabachu. Miałem taką nadzieję, bo… w Azerbejdżanie jeszcze nie byłem! Z drugiej strony pomyślałem sobie, że pokonanie Lecha smakowało wyjątkowo, więc może czas na powtórkę?

Łotysze myślą podobnie?

Każdy czuje niedosyt po tym, jak odpadliśmy z Dundalk. Nie byli od nas lepsi, nie pokazali niczego wyjątkowego, wręcz przeciwnie – uważamy, że zasłużyliśmy na awans. Dlatego po informacji o tym, że zagramy z Piastem, nikt się tym nie przejął, wszyscy żyli dwumeczem z Dundalk. Poza tym wszyscy byli nieco zaskoczeni. Pamiętam, że jak wychodziłem z szatni to Piast prowadził jedną bramką i byliśmy pewni, że już niedługo czeka nas podróż na Białoruś.

W Riga FC poza panem są jeszcze znający naszą ligę Aleksejs Visnakovs, Deniss Rakels, Olegs Laizans czy Vladislavs Gabovs. W dwumeczu to może być atut waszej drużyny?

Wielu zna naszą ligę, interesują się nią w dalszym ciągu. Dlatego do Gliwic nie pojedziemy w ciemno, tak jak do Irlandii. Każdy ma świadomość tego, czego można się tam spodziewać. Nie kryję, że odbyłem kilka rozmów ze sztabem szkoleniowym, któremu przekazałem sporo informacji na temat Piasta. Mamy też w drużynie innego szpiega, Serba Stefana Panicia, który prywatnie jest przyjacielem Aleksandara Sedlara. Stefan oglądał wiele meczów Piasta, ma o nim dużą wiedzę, jest także w kontakcie z Sedlarem, który mógł mu coś tam podpowiedzieć.

To może pan zdradzi nam kogo Piast powinien obawiać się najbardziej.

Nie mamy jednej gwiazdy.

Ale macie piłkarzy z jakością.

To prawda. Tak jak wspomniałem, w kadrze jest dwudziestu dziewięciu zawodników. Kilku grało w piłkę na wysokim poziomie. Ukrainiec Wiaczesław Szarpar przyszedł niedawno z Worskłej Połtawy, gdzie grał w fazie grupowej Ligi Europy, strzelił tam bramkę Arsenalowi. Na lewej obronie mamy Greka Georgiosa Valerianosa, to były zawodnik Arisu Saloniki. Są też Brazylijczyk Felipe Brisola, Tomislav Saric, Stefan Panić. To nie są przypadkowi gracze.

Niedawno w meczu ligowym rozbiliście Daugavpils 4:0. Chcieliście postraszyć Piasta?

W lidze jesteśmy liderem, mamy sześć punktów przewagi nad drugą drużyną, strzeliliśmy sporo bramek, mało straciliśmy. Takiego zespołu nie można lekceważyć. A zwycięstwo 4:0? Przed spotkaniem w Gliwicach jesteśmy bardzo zmotywowani i myślę, że to udowodniliśmy.

A pan co chce udowodnić? Z Piastem rywalizował pan wielokrotnie, w barwach Śląska Wrocław dwukrotnie trafił pan do siatki gliwiczan. Jaki plan ma pan na czwartek?

Ale nigdy tam jeszcze nie wygrałem! Rozegrałem pięć, sześć spotkań i nie zdarzyło się, abym wywiózł z Gliwic trzy punkty. Najpierw jednak muszę wyjść na boisko. Przed meczem rewanżowym z Dundalk zdobyłem w Pucharze Łotwy cztery bramki, a i tak całe spotkanie przesiedziałem na ławce. Teraz do siatki trafiłem tylko raz, ale mimo to mam nadzieję na występ. Jestem w dobrej dyspozycji, ale w drużynie jest rotacja i czasem brakuje mi miejsca. Ale moja ambicja jest podrażniona i nie będę miał chyba lepszej okazji, aby coś udowodni

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.