Od początku spotkania Europa FC nastawiła się na przejmowanie piłki i szybkie kontrataki i trzeba przyznać, że rywalom Legii wychodziło to znakomicie, bo co chwilę pod bramką Radosława Majeckiego robiło się gorąco.
Niestety Legia Warszawa nie opanowała środka boiska i często łatwo traciła piłki w środku pola. Po każdej takiej stracie robiło się coraz więcej zamieszania pod bramką polskiego klubu, aż w końcu Majecki musiał ratować Legię kapitalną interwencją, po bardzo dobrym strzale z dystansu. W pierwszych 45 minutach Legia praktycznie nie była w stanie stworzyć groźnej sytuacji.
W drugiej połowie Legia ruszyła do ofensywy i dwa razy nawet wpakowała piłkę do bramki gibraltarskiego klubu, ale robiła to po uderzaniach z dużego spalonego. Europa FC jednak nie próżnowała i cały czas była groźna z kontrataku. Obraz meczu najlepiej oddaje statystyka strzałów, bo Europa FC miało ich aż 11, a Legia Warszawa tylko osiem.
Największym problemem tego meczu był fakt, że można było go obejrzeć w streamie gibraltarskiego związku. Tak można by twierdzić, że Legia naciskała, ale nie potrafiła złamać dobrej obrony. Prawda niestety jest brutalna, bo drużyna z Gibraltaru wyglądała po prostu dobrze na tle Legii. Szybka gra z pierwszej piłki, technika, wybieganie, pomysł na grę - to cechowało Europę FC. Oczywiście widać było, że brakuje im nieco opanowania pod bramką rywala, ale przecież mówimy o drużynie z Gibraltaru, czyli już najsłabszym możliwym poziomie w Europie.
Legia w ostatnich latach odpadała z takimi drużynami Szeryf Tyraspol, Astana, Spartak Trnava czy Dudelange. Remis z klubem z Gibraltaru jest jednak czymś, co polskiemu klubowi się jeszcze nigdy nie przytrafiło, a Legia pokazała, że nie ma rzeczy niemożliwych.