Po zwycięstwo, Ligę Mistrzów i miejsce w historii. Unai Emery może po raz czwarty zdobyć Ligę Europy

Piłkarze Arsenalu chcą wygrać dla Unaia Emery'ego, by zapisać go w historii Ligi Europy. Ich trener może wygrać te rozgrywki czwarty raz i zostać samodzielnym rekordzistą. Opowiedział im o trzech triumfach, ale na tym koniec. To ma być sukces całego klubu, a nie jego prywatny. Pytanie tylko, czy po roku współpracy Arsenal jest na ten sukces gotowy.

Podczas gdy piłkarze Chelsea przed finałem pokłócili się między sobą i rozwścieczyli Maurizio Sarriego, na treningu Arsenalu wszyscy byli zjednoczeni. Zawodnicy stali w kole środkowym i trzymali się za barki. Emery był w środku, gestykulował, mówił przez kilka minut, motywował ich przed najważniejszym meczem w tym sezonie. Takim, do którego wszystko się sprowadza. Który zdecyduje czy jego pierwszy sezon był udany, czy zostanie spisany na straty.Albo będzie święto, puchar w gablocie i awans do Ligi Mistrzów, albo sezon, jakich wiele w ostatnich latach. – Nie obiecywałem tytułów, tylko że będziemy konkurencyjni. To, co zrobił Arsene Wenger było wielkie, ale piłkarze pod koniec stracili gen zwycięzców. Zostałem zatrudniony, żeby go przywrócić i to krok po kroku robię – studzi emocje Bask.

Zobacz wideo

Wideo pochodzi z serwisu VOD

Unai Emery może czwarty raz wygrać Ligę Europy

- Trener wiele mówił nam o swoich doświadczeniach z poprzednich finałów – zdradził Granit Xhaka. Były pełne dramaturgii. Z Benfiką Lizbona wygrał dopiero po rzutach karnych, z Dnipro Dniepropietrowsk po golu w końcówce meczu, a zwycięstwo z Liverpoolem zrodziło się dopiero w drugiej połowie. Trzy zwycięstwa w trzy lata. Później dwa sezony przerwy, gdy z PSG grał w Lidze Mistrzów i udany powrót do Ligi Europy z Arsenalem. Od razu do finału. Jeśli w Baku pokona Chelsea, przejdzie do historii będąc jedynym trenerem z czterema triumfami w tych rozgrywkach. – Przede wszystkim ma wygrać Arsenal. I nie po to, żeby grać w Lidze Mistrzów, ale żeby wywalczyć to trofeum. Musimy zacząć je doceniać – zirytował się Emery, gdy dziennikarze na konferencji prasowej sprowadzali ten mecz tylko do jego osoby i walki o awans do Champions League.

Trudno jednak dziwić się takiej narracji, skoro ten sezon był w ich wykonaniu tak nijaki. W lidze można było o Arsenalu zapomnieć, bo przy wspaniałej rywalizacji Manchesteru City z Liverpoolem, historii Ole Gunnara Solskjaera odbudowującego zniszczony przez Jose Mourinho Manchester United czy wiecznych problemach Sarriego, na Emirates działo się niewiele.Nie było spektakularnych wzlotów i bolesnych upadków. W Lidze Europy teżobyło się bez poważnej wpadki, ale i emocji, jakich dostarczyły występy angielskich klubów w Lidze Mistrzów. Można by Arsenal za to wszystko pochwalić, gdyby tak grając wywalczył awans do Champions League. A wciąż go nie ma, bo w kwietniu piłkarze zmarnowali szansę, gdy przegrali cztery mecze z ligowymi średniakami i zajęli piąte miejsce.W Lidze Europy został im ostatni mecz. Najważniejszy, o dużą stawkę. I to właśnie niepokoi kibiców, bo chociaż Emery poprawił wiele rzeczy w grze Arsenalu, to co jakiś czas wciąż wraca stara wersja tej drużyny. Nudna, apatyczna,zawodząca w kluczowych momentach.

Emery wykorzystuje więc przykład Liverpoolu, by zdjąć z piłkarzy presję i pokazać im, jak ważne mogą okazać się te rozgrywki. Udowodnić, że nie o sam triumf chodzi, bo „The Reds” w 2016 roku przegrali z jego Sevillą, przez co nie awansowali do Ligi Mistrzów. Dla nich też był to mecz ostatniej szansy. – Od tego momentu przekształcili się w prawdziwą europejską potęgę. Wykorzystali doświadczenie z tego finału i stali się silniejsi – miał powtarzać swoim piłkarzom Emery.

Arsenal jest nieprzewidywalny. To dobrze i źle

Nie wiadomo, czego spodziewać się po Kanonierach. Czy pełnej kontroli i dojrzałości jaką pokazali w dwumeczu z Valencią, czy niewytłumaczalnej bierności, jak na ligowym finiszu. Podobnie jest z samą grą. O Chelsea wiadomo więcej: w jakiej zagra formacji, kto stanie między słupkami, jak będzie wyglądał ich środek pola i jaki będą mieli pomysł na ten mecz. Emery natomiast, ustawiał w tym sezonie zespół z trójką i czwórką obrońców, jednym i dwoma napastnikami. Wielokrotnie zmieniał formację w przerwie meczu. Uniknął deklaracji czy postawi na Petra Cecha, czy Bernda Leno. Pewnie nawet Maurizio Sarri nie wie, czy odda piłkę jego drużynie, jak w ligowych derbach, gdy Chelsea miała ją przez 65 proc. meczu, a i tak przegrała 0:2, czy będzie o nią zaciekle walczył, jak choćby w pierwszym spotkaniu z Valencią.

Arsenal jest nieprzewidywalny. To zaleta i wada jednocześnie.

Relację z finału Ligi Europy będzie można śledzić na Sport.pl i w aplikacji mobilnej. Początek meczu o godz. 21.

Copyright © Agora SA