Liga Europy. KAA Gent - Jagiellonia Białystok. Porażka bez wstydu

Największe szanse, najlepsza gra i błędy, które nie miały prawa umknąć przeciwnikowi. Podopiecznym trenera Ireneusza Mamrota zabrakło nie tylko cierpliwości w konstruowaniu ataku, ale i skuteczności w jego ostatniej fazie. Jagiellonia przegrała z Gentem 1:3 w rewanżowym meczu eliminacji Ligi Europy i odpadła z rywalizacji.

Życie po Europie 

Białostoczanie zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby postawić się rywalowi. Przynajmniej można odnieść takie wrażenie, jeśli za punkt odniesienia obierze się dwumecze Lecha i Legii. W ostatecznym rozrachunku to wszystko i tak okazało się niewystarczające, co tylko dobitnie pokazuje w jakim stanie jest polska piłka. Niecałe trzy miesiące, począwszy od mistrzostw świata, wystarczyły na całkowite odarcie ze złudzeń. Ekstraklasowicze kończą europejskie wojaże coraz szybciej, notują porażki z drużynami, o których nie słyszeli nawet najwięksi wyjadacze i nikt nawet nie udaje zaskoczenia.

A jednak Jagiellonia nie zasłużyła na wrzucanie do jednego worka. Nie tylko przez walkę. Przede wszystkim dzięki wypracowanej konsekwentnej grze. Chociaż przez moment.

>> Liga Europy. Lech, Legia i Jagiellonia zapisały się w historii. Jeszcze nikt tak wcześnie nie odpadł

Próba dynamiki

Boczne sektory i sprawna reakcja duetu Pospisil-Novikovas. Prosty schemat, ale wymagający wypracowania kilku mechanizmów. Grę białostoczan można podzielić na wyraźne fazy, które wyznaczają trzy pierwsze gole – zarówno te stracone, jak i strzelone.

Przez pierwszy kwadrans podopieczni trenera Mamrota starali się grać wysokim pressingiem. Towarzyszyło mu bardzo zwarte ustawienie w linii obrony. W momencie wprowadzenia piłki do gry, stoperzy (Runje-Mitrović) ustawiali się bardzo szeroko, na skrajach pola karnego, a między nich przesuwał się Romanczuk. Takie proste przesunięcie umożliwiało wyjście szeroko Burlidze i Guilherme. Na samym początku meczu właśnie ten pierwszy podszedł wyżej na połowę rywala i zanotował udany odbiór, rozpoczynając tym samym szybki atak. Właśnie takie dynamiczne manewry były ogromnym atutem Jagi.

Warto zwrócić uwagę na to, jak zachowywał się w tym czasie Pospisil. Czech był kluczowym zawodnikiem w napędzaniu akcji bocznym sektorem boiska. Jego wycofanie nieco bardziej w głąb pola było wpisane w większy schemat, bo uwalniało duet Frankowski-Bezjak/Novikovas, dzięki czemu znacznie łatwiej można było pograć na jeden kontakt w trójkącie.

Manewry tego typu w ogóle nie byłyby osiągalne, gdyby nie konsekwentna praca całej drużyny. Najwyraźniej było to widoczne na przykładzie zejścia Kwietnia na flankę (szukał Bezjaka długimi podaniami), któremu towarzyszyło natychmiastowe przesunięcie Romanczuka. Ruch jednego, pociągał działania drugiego. Podstawą było zwarte ustawienie. Natomiast gdy przeciwnik konstruował atak pozycyjny, białostoczanie ustawiali się w wyraźne dwie linie, z czego ta wyżej przyjmowała kształt półkola. Guilherme i Frankowski, ustawieni skrajnie, ograniczali pole gry rywalowi. Ewentualnie pierwszy pressing nakładał duet Pospisil-Bezjak, oderwany od niższej części formacji.

>> Liga Europy. Lech Poznań vs KRC Genk. Jóźwiak najlepszy, Skandynawowie poniżej swojego poziomu [OCENY]

Zgubiony rytm

Szybko stracony gol nie zmienił ogólnego schematu, ale wyraźnie odbił się na jego efektywności. Zauważalna jest ogromna zmiana między grą Jagiellonii przed pierwszym kwadransem, a po nim. Zwłaszcza że bramka padła po pierwszej bardziej konkretnej akcji gospodarzy.

Screen z meczu KAA Gent - Jagiellonia BiałystokScreen z meczu KAA Gent - Jagiellonia Białystok Screen

Boczny sektor boiska, który od tego momentu stanie się główną zmorą Jagi i kłopot z pilnowaniem krycia. Zaczęło się od niemrawej reakcji Guilherme, skończyło na braku zdecydowania Burligi i Mitrovicia w polu karnym.

Przede wszystkim podopieczni trenera Mamrota zaczęli grać dalej od siebie, co umożliwiało rywalowi ustawienie się w przestrzeni między poszczególnymi liniami. Bardzo wyraźnie było to widoczne na przykładzie Romanczuka ustawionego blisko stoperów, który w momencie wprowadzania piłki do gry, zostawał w jednej chwili pozbawiany trzech kierunków zagrania. Jedyną opcją było dalekie uruchomienie skrzydła.  

Natomiast defensywa ustawiała się coraz węziej, by w drugiej połowie wystawić się całkowicie na ostrzał. Była to naturalna konsekwencja strategii, którą zastosowano – Guilherme i Burliga wychodzili bardzo wysoko, brakowało również wsparcia w bocznych sektorach boiska. Dodatkowo po wymuszonej zmianie Kwiecień-Sheridan, wzmocniono linię ataku, kosztem konsekwentnego przesuwania. W połączeniu z notorycznymi stratami w środkowej strefie, stanowiło to wodę na młyn dla przeciwnika. Konstruował coraz więcej akcji z wykorzystaniem właśnie odsłoniętych flanek.

Różniła się także reakcja w środku pola. Brakowało doskoku, a bez odbioru nie dało się odzyskać inicjatywy.

>> Liga Europy. Legia może skupić się na lidze. Memy po meczach Legii, Lecha i Jagiellonii

Różnica klas

Gent, który z łatwością wyszedł na prowadzenie kontra Jagiellonia, która po jednym ataku straciła rezon. Nie skryła się za podwójną gardą, ale odpuściła pressing, zaczęła grać znacznie wolniej – i przez to czytelniej – w bocznych sektorach boiska. To wystarczyło, żeby rywal przesunął się w wolne przestrzenie i został w nich na dłużej.

Podopieczni trenera Mamrota nie byli cierpliwi. Mieli na ten mecz pomysł, ale sami za szybko przestali w niego wierzyć. Odzyskali ponownie nadzieję po 60. minucie, gdy Pospisil wykorzystał błąd w linii obrony przeciwnika. Tylko że wtedy postawili wszystko na jedna kartę, odsłonili się jeszcze bardziej, by w efekcie przegrać aż 1:3.

>> Ricardo Sa Pinto kompromituje się na konferencji pomeczowej. "Gratulacje dla sędziego"

Taka namiastka dobrej gry to zdecydowanie za mało, żeby można było mówić o jakimkolwiek, nawet bladym optymizmie. Ale jeśli w ogóle na tym etapie można stwierdzić, że ktoś odpadł bez wstydu, to właśnie Jagiellonia. Przynajmniej zrobiła cokolwiek, żeby jakoś utrudnić życie gospodarzom. Wciąż za mało, wciąż mając po stronie tylko wrażenia artystyczne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.