Liga Europy. KRC Genk - Lech Poznań. 0:2 to najniższy wymiar kary [WNIOSKI Z MECZU]

Lech przegrał z KRC Genk 0:2 i przed rewanżem w Poznaniu musi liczyć na cud. "Kolejorz" przegrał zasłużenie i tylko szczęściu zawdzięcza utratę dwóch bramek. Rywal mógł ich mieć o wiele więcej. Z gry polskiego zespołu można wyciągnąć tylko jeden pozytyw.

Lech zagrażał tylko stałymi fragmentami gry

Podstawowym celem Lecha miało być w tym meczu strzelenie gola. W grze ofensywnej poznański zespół był jednak zupełnie bezradny. Gytkjaer i Jevtić stali z przodu osamotnieni. Brakowało im wsparcia od wahadłowych i od choćby jednego piłkarza ze środka pola. Zawodnicy „Kolejorza” grali statycznie i z wyjątkiem akcji w pierwszej minucie meczu nie stworzyli zagrożenia po składnej akcji.

Bliscy zdobycia bramki byli tylko po stałych fragmentach gry, które są ich siłą od początku sezonu. W pierwszej połowie bliski wbicia piłki do bramki rywala był Gytkjaer. Zabrakło mu kilku centymetrów, by czysto trafić piłkę wślizgiem.

Po zmianie stron Vukovicia strzałem z rzutu wolnego chciał zaskoczyć Jevtić. Do zmieszczenia piłki w okienku bramki zabrakło niewiele. Swoją sytuację miał też po dośrodkowaniu zza muru Thomas Rogne.

Problemy Lecha leżały po prawej stronie

Od początku spotkania słabo układała się Lechowi gra po prawej stronie boiska. Maciej Makuszewski starał się ubezpieczać raczkującego w pierwszej drużynie Macieja Orłowskiego. Współpraca między nimi nie układa się jednak tak, jak życzyłby sobie Ivan Djurdjević.

Z zabezpieczanego przez nich sektora boiska posyłana była większość dośrodkowań w pole karne Lecha. Zawodnicy Genk świetnie wykorzystywali wady ustawienia z trójką środkowych obrońców i dwoma wahadłowymi jakie stosuje „Kolejorz” od początku sezonu. Bardzo odważnie grał lewy obrońca Belgów – Jene Uronen, który wspomagał właściwie każdą ofensywną akcję swojego zespołu. Do linii schodził też ustawiony w środku pola Pozuelo.

Obnażone zostały niedostatki w grze obronnej „Makiego” i brak doświadczenia Orłowskiego. Pierwszy gol dla Genku padł po krótkim rozegraniu piłki z rzutu rożnego właśnie po ich stronie. Nie popisał się wówczas Makuszewski. Orłowski ewidentnie zawinił za to przy utracie drugiej bramki. Był źle ustawiony względem Samaty, za którego krycie odpowiadał w tej sytuacji. Gdy Tanzańczyk wyskoczył, by głową sięgnąć dośrodkowywaną piłkę, Orłowski stał jak wryty.

Gol Malinowskiego nie zaskoczył nikogo

Przy utracie pierwszej bramki Makuszewski nie pierwszy raz w tym meczu się poślizgnął i „wypadł” z akcji. Do prowadzącego piłkę Malinowskiego później nie doskoczył Cywka. Ukrainiec miał mnóstwo miejsca. I to w polu karnym Lecha, chociaż przed meczem wszyscy dookoła powtarzali, że strzałów lewą nogą tego piłkarza trzeba unikać jak ognia.

Tyle teorii. Malinowski uderzył niezwykle mocno i niemal rozerwał siatkę zawieszoną na bramce Buricia. Lech stracił gola w przedostatniej akcji pierwszej połowy.

Pierwszy gol zniszczył Lecha

Po jego utracie był już innym zespołem. Dużo słabszym i mniej zdyscyplinowanym taktycznie. W drugiej połowie nie dość, że Genk stworzył sobie o wiele więcej szans niż w pierwszej, to jeszcze strzelił gola na 2:0.

To i tak najniższy wymiar kary. Lech miał mnóstwo szczęścia, że jego rywale w prostych sytuacjach obijali poprzeczkę i słupek bramki Buricia. Bośniak kilka razy uratował swój zespół w sytuacjach sam na sam.

Spalony znów pomógł Lechowi

Treningi, podczas których ćwiczy się łapanie przeciwników na spalonym muszą być okropnie nudne. Chodzi przecież o precyzyjne ustawienie – ten piłkarz nieco do przodu, ten w pół metra w lewo. Lech Poznań w okresie przygotowawczym musiał mieć wiele takich treningów. W ostatnich dniach piłkarze zbierają owoce tej mozolnej pracy.

W niedzielę sędziowie słusznie nie uznali Śląskowi Wrocław aż czterech bramek, bo wszystkie były zdobyte ze spalonego. Pierwszy gol strzelony przez Genk też został anulowany. Nie ma mowy o przypadku. Łącznie w całym meczu sędziowie odgwizdali pięć spalonych gospodarzy.

To jedyny element gry, za który można „Kolejorza” pochwalić. Przed rewanżem zespół Djurdjevicia jest w bardzo trudnej sytuacji. Brak strzelonego gola na wyjeździe i słaba gra zespołu nie napawają optymizmem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA