Jagiellonia Białystok pokonała Rio Ave (1:0), Lech Poznań zremisował z Szachtiorem Soligorsk (1:1), a Górnik Zabrze przegrał z AS Trencin (0:1). Można powiedzieć, że pierwszy wynik jest bardzo dobry, drugi przyzwoity, a trzeciego, niestety, należało się spodziewać.
W porównaniu do wtorkowego, żenującego występu Legii Warszawa w eliminacjach Ligi Mistrzów, w czwartek, w eliminacjach Ligi Europy, aż tak źle nie było. Według niektórych było nawet zaskakująco nieźle. Fakty są jednak takie, że polskie kluby znów nie zarobiły wielu punktów do krajowego rankingu UEFA.
W pierwszych meczach drugiej rundy eliminacji europejskich pucharów, honor polskiej piłki uratowała Jagiellonia. Drużyna Ireneusza Mamrota pokonała u siebie Rio Ave 1:0 i wynik ten należy uznać za dobry. Nawet bardzo dobry. To Portugalczycy są faworytem tego dwumeczu, to oni na co dzień grają w znacznie silniejszej lidze, w której w poprzednim sezonie zajęli piąte miejsce.
>>> Piłkarze FC Barcelony polecieli na tournee klasą biznes, a piłkarki klasą ekonomiczną
Zespół z Białegostoku wygrał z teoretycznie silniejszym od siebie przeciwnikiem, jednak uczciwie trzeba podkreślić, że wynik spotkania jest znacznie lepszy od gry Jagiellonii. To Rio Ave było drużyną lepszą, to ono miało więcej sytuacji bramkowych i tylko doskonałej dyspozycji Mariana Kelemena zespół Mamrota zawdzięcza niespodziewaną wygraną.
Do zwycięstwa Jagiellonii przyczynił się też Jonathan Buatu Mananga, który potykając się o własne nogi sprawił, że piłka po przeciętnym podaniu Przemysława Frankowskiego trafiła najpierw do Mateusza Machaja, a później do siatki.
Rio Ave w Białymstoku miało większe posiadanie piłki, więcej okazji bramkowych, więcej celnych strzałów i rzutów rożnych. Jagiellonia, poza tym co najważniejsze, statystycznie triumfowała tylko w interwencjach bramkarza, faulach i żółtych kartkach. Chociaż drużyna Mamrota wygrała mecz u siebie, to trudno powiedzieć, by była faworytem do awansu. W rewanżu na korzyść Portugalczyków dodatkowo przemawiać będzie murawa, która w czwartek, po przedmeczowej ulewie, nie nadawała się do płynnej, szybkiej gry.
Gorszy, ale wciąż niezły, wynik z Białorusi przywiózł Lech Poznań, który zremisował z Szachtiorem Soligorsk. "Kolejorz" przegrywał od 53. minuty po golu Elisa Bakaja, w końcówce drużynę Ivana Djurdjevicia uratował Joao Amaral. Mając w pamięci zeszłotygodniowe męczarnie z Gandzasarem Kapan, czwartkowy wynik poznaniaków należałoby uznać za niezły, jednak z drugiej strony od kandydata do mistrzostwa Polski oczekiwalibyśmy lepszej postawy na tle czwartej obecnie drużyny białoruskiej ekstraklasy.
>>> Lechia Gdańsk zostanie wykupiona przez Energę?
W grze Lecha trudno dopatrywać się wielu pozytywów. Jednym z nielicznych jest jednak postawa Portugalczyków - Pedro Tiby i Joao Amarala. Pierwszy na Białorusi asystował, drugi - w debiucie - zdobył wyrównującą bramkę. Piłkarze, którzy tego lata kosztowali poznański klub ponad dwa miliony euro, od samego początku zdają się wprowadzać jakość, której "Kolejorzowi" w poprzednich rozgrywkach brakowało. Zwłaszcza w kluczowych momentach sezonu.
Mecz Górnika z AS Trencin był przeciwieństwem tego, co kibice zobaczyli w Białymstoku. W Zabrzu zespół Marcina Brosza przeważał, stwarzał sytuacje, ale przegrał. Słowacy, którzy długo grali poniżej oczekiwań, przed przerwą wykorzystali pierwszy błąd obrony Górnika i do rewanżu podejdą w dużo lepszych nastrojach.
Drużyna Brosza, po której z różnych względów spodziewaliśmy się najmniej, wstydu nie przyniosła. Gdyby zawodnicy byli bardziej skuteczni (pudło Daniela Smugi na pustą bramkę), a sędzia niesłusznie nie przerwał doskonałej akcji Igora Angulo, wynik w Zabrzu mógłby być zupełnie inny. Chociaż w statystykach zdecydowanie lepiej wypadają Słowacy, to po pierwszym spotkaniu Górnik ma prawo odczuwać niedosyt.
W porównaniu do wtorkowej kompromitacji Legii Warszawa ze Spartakiem Trnawa, czwartkowe występy polskich klubów w Europie można uznać za budujące. Fakty są jednak takie, że niespecjalnie poprawią nam one krajowy ranking UEFA. A to na jego podstawie przydzielane są miejsca w europejskich pucharach i to on decyduje o tym, że nasze kluby tak wcześnie rozpoczynają pucharowe zmagania.
Współczynnik krajowy obliczany jest na podstawie wyników uzyskanych przez zespoły reprezentujące poszczególne kraje w Lidze Mistrzów i Lidze Europy w ciągu poprzednich pięciu sezonów.
>>> Dramat Novaka Djokovicia. Porwano członka jego rodziny i zażądano okupu
Za wygraną w kwalifikacjach kluby otrzymują punkt, za remis pół. Za zwycięstwo w fazie grupowej dwa punkty za remis jeden. W obu przypadkach porażki nie są punktowane. Przydzielane są też punkty bonusowe: cztery za awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, pięć za awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, jeden za awans do ćwierćfinału, półfinału oraz finału Ligi Mistrzów i Ligi Europy.
Liczba punktów zdobyta w każdym sezonie jest dzielona przez liczbę zespołów w nim reprezentujących daną federację w rozgrywkach UEFA. Wynik jest zaokrąglany w dół do części tysięcznych.
Tegoroczne wyniki Legii, Jagiellonii, Lecha i Górnika dają Polsce na razie 1,5 punktu do krajowego rankingu UEFA. Tego lata nasze kluby rozegrały łącznie 10 meczów, więc maksymalnie mogły wspólnie zdobyć 2,5 punktu. W naszym przypadku stwierdzenie, że każdy mecz jest ważny, absolutnie nie jest więc truizmem. Pojedyncze porażki z Gandzasarem Kapan, Spartakiem Trnawa czy remis z Zarią Bielce bolą nas podwójnie.
W rankingu, który zakończy się w maju 2019 roku, Polska zajmuje na razie 19. miejsce. "Do obrony" mamy 3,125 punktu, które zarobiliśmy w sezonie 2013/14, a który nie jest już brany pod uwagę. Warto podkreślić, że to jeden z naszych najsłabszych wyników w ostatnich sezonach.
Mając jednak w pamięci trudną sytuację Górnika i Legii oraz silnych, potencjalnych rywali Lecha (KRC Genk) i Jagiellonii (KAA Gent) w kolejnej rundzie el. LE, to zdobycie tylu punktów może okazać się niewykonalne. Do 15. pozycji w rankingu UEFA (zajmują ją Czesi), która ułatwia drogę eliminacji oraz daje dodatkowe miejsce w el. LM, tracimy aż prawie pięć punktów.
Oczywiście w jeden sezon nie da się aż tak awansować, jednak coroczne porażki we wstępnych rundach europejskich pucharów powodują, że nasza sytuacja regularnie się pogarsza. Patrząc na tegoroczne występy, trudno o jakikolwiek optymizm na przyszłość.