Historia pewnego listu. Di Maria zemścił się na Realu Madryt, który nie pozwolił mu zagrać w najważniejszym meczu, a później wypchnął z klubu

To był mecz trochę na opak: Real na granatowo, PSG na biało. W Realu więcej Francuzów niż Hiszpanów, w PSG więcej Hiszpanów niż Francuzów. I w tym poprzestawianym świecie najlepiej odnalazł się Angel Di Maria, piłkarz PSG, który szukał zemsty na Realu. Dwoma golami przyczynił się do zwycięstwa 3:0.
Zobacz wideo

Mógł mieć więcej goli, bo w drugiej połowie zmarnował dwie dobre okazje: najpierw uderzył w Thibauta Courtoisa, niewiele później tuż nad poprzeczką. Minęło kilka minut, a znów łapał się za głowę, bo Pablo Sarabia po jego znakomitym podaniu uderzył niecelnie. Tak dobrego meczu nie zagrał od dawna, być może w PSG nigdy nie grał na tak wysokim poziomie. Ale i motywacja była szczególna: pragnienie zemsty na klubie, z którego czuł się wypchnięty. I to w starciu z piłkarzami, którym zdaniem Florentino Pereza "blokował" miejsce w składzie. Bo i James Rodriguez, i Gareth Bale byli w środę na boisku. Byli tłem dla Di Marii. 

Mecz tysiąca podtekstów, ale z jednym bohaterem

Spotkanie Paris Saint Germain z Realem Madryt miało jeszcze mnóstwo innych podtekstów: jednym wielkim była loża honorowa, w której spotkali się prezesi Florentino Perez, Nasser Al-Khelaifi oraz emir Kataru i właściciel PSG Tamim ibn Hamad Al Sani. Całą trójkę łączą fantastyczne, przyjacielskie relacje. Niedawno wymienili się bramkarzami – do Realu przyszedł Alphonse Areola, a w drugą stronę powędrował Keylor Navas. Hiszpańskie media spekulowały, że na boisku PSG zagra z Realem o trzy punkty, a w tym czasie na trybunach odbędzie się kolejny mecz – w atmosferze dyplomacji, badania gruntu. O Kyliana Mbappe, którego Perez pragnie kupić najpóźniej w 2021 roku.

Ale już po trzydziestu minutach było jasne, że bohaterem wieczoru będzie Di Maria. Lewą nogą, którą przez cztery lata zachwycał kibiców Realu, teraz pogrążył ich klub: w 14. minucie strzałem przy krótkim słupku, tuż obok Courtoisa, który jednak powinien w tej sytuacji odbić piłkę. Nieco ponad kwadrans później, Belg był już bez szans. Di Maria uderzył sprzed pola karnego, tuż przy słupku. Poza tym - był wszędzie: na lewym skrzydle, w drugiej połowie często na środku ataku, nierzadko schodził na prawą stronę. Z Danim Carvajalem robił co chciał: odjeżdżał z piłką, kiwał, ośmieszał, absorbował uwagę, a po chwili podawał do Juana Bernata. Najgroźniejsze akcje PSG powstawały po tamtej stronie boiska. Statystycznie Di Maria też był najlepszy: wszystkie cztery próby dryblingu miał udane, wygrał cztery z sześciu pojedynków, miał dwa kluczowe podania, które powinny prowadzić do zdobycia bramki. 

Czas nie wyleczył ran. Di Maria zemścił się dopiero po pięciu latach

Był tak szczególnie naładowany, bo wciąż ma do Realu żal o to, co wydarzyło się w 2014 roku. Na przestrzeni kilkunastu tygodni przeprowadził kluczową akcję w finale Ligi Mistrzów z Atletico Madryt i został wybrany najlepszym piłkarzem tego meczu. Pojechał na mundial, Argentyna doszła do finału, choć on w ćwierćfinale odniósł kontuzję. Medycyna dawała mu szasnę na występ, nafaszerowany lekami wyszedłby na „najważniejszy mecz w życiu” - jak mówi. Ale między jedną, a drugą sesją z fizjoterapeutami dostał list od lekarzy Realu Madryt, którzy kategorycznie zabronili mu wychodzić na boisko. – Doskonale wiedziałem o co chodzi. Już wtedy wszyscy wiedzieli, że Perez chciał u siebie Jamesa. A ja wiedziałem, że zanim go kupią, muszą mnie sprzedać. To proste. Real nie chciał sprzedać piłkarza z kontuzją, stąd ten list. Przed finałem przyszedł do mnie lekarz kadry i powiedział o liście. Wziąłem go i od razu podarłem na kawałki. Powiedziałem, że nikt nie będzie decydował za mnie – opisywał Argentyńczyk.

W finale nie zagrał – jak twierdzi – przez decyzję selekcjonera, który podejmując ją mógł mieć z tyłu głowy wspominany list. Mistrzostwo zdobyli Niemcy, a Di Maria po mundialu został sprzedany za 75 milionów euro do Manchesteru United. Wtedy zgodnie z przypuszczeniami Angela, na Santiago Bernabeu pojawił się James. A on wystosował list do kibiców, którym chciał wytłumaczyć, że klub zrobił z niego czarną owcę, obarczając całą winą za odejście, chociaż sam wypychał go z Madrytu. – Powtarzano wiele kłamstw, żeby przypisać mi chęć odejścia z klubu. To nieprawda. Odszedłem, bo nie przypadam do gustu pewnej osobie – napisał. Czas nie wyleczył ran, bo Di Maria przez kolejne lata wciąż krytycznie wypowiadał się o Realu, a gdy rok temu pojawiła się możliwość dołączenia do FC Barcelony, nie miał żadnych oporów, by grać na Camp Nou. Podkreślał, że w żaden sposób nie jest związany z Królewskimi. Do transferu jednak nie doszło i Di Maria pozostał w PSG. Teraz wreszcie udało mu się zrewanżować: za list, za wypchnięcie z klubu, za przestawienie go z prawego skrzydła do środka pola, by przy linii zrobić miejsce Bale’owi. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.