Wraca Liga Mistrzów. Zdecyduje o postrzeganiu wielu zespołów, zaważy na dalszej pracy trenerów. Jeszcze nigdy tyle drużyn nie musiało jej wygrać

Sarri przyszedł do Juventusu, żeby wygrać Ligę Mistrzów. Dla Valverde trzecia próba jej podboju może być ostatnią, bo jeśli przegra - wyleci. Ambicja zżera Guardiolę, a Tuchel w PSG musi jeszcze raz spróbować spełnić sen swoich katarskich szefów, którzy mimo niepowodzeń, nie przestali śnić. Oni muszą. Tych, którzy mogą, nie ma nawet sensu wyliczać.
Zobacz wideo

Typowanie dzisiaj zwycięzcy Ligi Mistrzów sprowadza się tylko do przeczucia, bo na pół roku przed rozpoczęciem fazy pucharowej trudno cokolwiek przewidzieć. Niemal na pewno spotkają się w niej wszyscy faworyci, a wtedy o awansie zdecyduje forma danego dnia, sekundy, małe błędy piłkarzy i interpretacje sędziów. Albo rzut rożny rozegrany jak na podwórku. Już dawno w grupie nie utknął żaden wielki faworyt. Żeby wskazać, kto awansuje, wystarczy spojrzeć na budżety klubów.

Pieniądze grają. W fazie grupowej Ligi Mistrzów – zawsze. Dopiero w pucharowej pojawiają się niespodzianki, zapierające dech w piersiach mecze ze zwrotami akcji i rozstrzygnięciami, których byśmy nie wymyślili. Żeby nie wykraczać poza poprzednią edycję: tam Tottenham niewzmacniany od prawie dwóch lat potrafił wyeliminować Manchester City, który w samą obronę zainwestował blisko dwieście milionów euro. A Ajax oparty na wychowankach zadziwiał świat eliminując Real Madryt i Juventus. Oglądaliśmy mecz, mieliśmy zostawić go w głowie na lata, a zapominaliśmy już tydzień później, bo pojawiała się propozycja jeszcze bardziej szalona.

Liga Mistrzów może zdecydować o posadzie kilku trenerów

Właściwie wszędzie poza Anglią dyspozycja w Champions League zaważy na postrzeganiu całego sezonu, zdecyduje o losie trenerów. Jak jest ważna, najlepiej pokazuje przykład Juventusu, który rozstał się z rozsądnym, niezwykle analitycznym Massimiliano Allegrim, bo odkrył, że do triumfu w Europie potrzeba czegoś ekstra. Dozy szaleństwa, na którą nie było stać trenera, który mecze mógłby przygotowywać w Excelu. Tak zaplanował siedem mistrzostw Włoch z rzędu, dwa razy był w finale Ligi Mistrzów, ale po meczu dwa razy oklaskiwał zwycięzców. Juventus Maurizio Sarriego ma być piękniejszy i mniej przewidywalny, odważniejszy. Ale na koniec sezonu musi wymiernie być w czymś od Allegriego lepszy: na krajowym podwórku będzie mu trudno, bo nie dość, że poprzednik ocierał się o doskonałość, to jeszcze doszedł mu kolejny groźny rywal – wzmocniony i konsekwentny na początku sezonu Inter. Zostaje Liga Mistrzów. Święty Graal od 1996 roku.

Ligowy tytuł spowszedniał też w Barcelonie i Paryżu. Thomas Tuchel wywalczył w pierwszym sezonie mistrzostwo, wszystko zrobił jak trzeba, ale że w Lidze Mistrzów dał się wyeliminować Manchesterowi United, i to w kuriozalnych okolicznościach, to jego pracę ocenia się krytycznie. Z kolei Ernesto Valverde rozpoczął właśnie swój trzeci sezon na Camp Nou, chociaż byli i tacy, co domagali się jego zwolnienia już po pierwszym sezonie. A tym bardziej po drugim, który był zbyt podobny do pierwszego, by przejść nad nim do porządku dziennego. Po klęsce z Liverpoolem długo debatowano, co zrobić z trenerem. Ostatecznie prezes Josep Bartomeu stanął po jego stronie, ale z pewnym zastrzeżeniem: trzecie mistrzostwo Hiszpanii z rzędu go nie uratuje, musi zostać poparte Ligą Mistrzów. Valverde, mimo że zdobywając trzecie mistrzostwo Hiszpanii z rzędu, powtórzyłby historyczne osiągniecie Pepa Guardioli, to i tak postrzegany byłby zgoła odmiennie, bo nie ma Ligi Mistrzów. Kibice wciąż obawiają się, że będzie zachowawczy, stabilny w lidze, ale za mało przebojowy w pucharach. Że znów odda pewny awans, jak dwa lata temu Romie, a ostatnio Liverpoolowi. Że znowu odskoczy Realowi na kilkanaście punktów w lidze, ale w Champions League wyłoży się już w ćwierćfinale lub półfinale. Barca ma grać pięknie i wygrywać do samego końca. – Piękne jest to, że futbol zawsze daje ci drugą szasnę. Okazję do rewanżu – mówi przed meczem z Borussią Dortmund. Ale kolejnej szansy – czwartej może już nie być. Futbol aż tak piękny nie jest. Tę presję starali się zdejmować z niego piłkarze. Messi przemawiając do kibiców na Camp Nou apelował o docenienie ośmiu mistrzostw kraju zdobytych w jedenaście lat. – W każdym innym klubie byłoby to wspaniałe, historyczne osiągnięcie. A tutaj? Wydaje mi się, że nie ma należytej wartości. Nie doceniamy tego właściwie – mówił. W wywiadzie dla „Marki” wtórował mu Pique: „Moglibyśmy skupić się na Champions League i odpuścić ligę tak, jak robią inne zespoły, ale my nie lubimy grać w rosyjską ruletkę”.

Rosyjskiej ruletki nie lubi też Pep Guardiola. Ale on też będzie musiał w nią zagrać. I zdaniem bukmacherów, którzy już dawno tę edycję Ligi Mistrzów przeliczyli, jego Manchester City jest głównym faworytem do zwycięstwa. Zatem: wyborem najbardziej racjonalnym, bo o racjonalność w ustalaniu kursów przecież chodzi. To z kolei nieco zaskakujące patrząc na osiągnięcia „Obywateli” w tych rozgrywkach. Mimo trzech podejść z Guardiolą na ławce odpadali kolejno: w 1/8 finału z Monaco, w ćwierćfinale z Liverpoolem i na tym samym etapie w poprzednim sezonie z Tottenhamem. Ani razu nie byli więc blisko triumfu. To, że od ostatniego zwycięstwa Pepa w tych rozgrywkach mija ponad osiem lat, jest jedną z największych futbolowych anomalii. Uznawany jest przecież za jednego z najlepszych trenerów na świecie, taktyka być może największego ze wszystkich, dominował w tym czasie w każdej lidze, w której pracował, wzmacniał zespół niespecjalnie zwracając uwagę na koszty, ale i tak do zwycięstwa w Champions League to nie wystarczało. I trudno racjonalnie to wytłumaczyć – w ligach ścigał się z własnymi rekordami, ulepszał poszczególnych piłkarzy, jego zespoły zachwycały kibiców liczbą strzelanych goli, miały zdefiniowany styl, ale w kluczowym momencie zawodziły. Na przeszkodzie stawały kontuzje, VAR, Klopp, czasami brak szczęścia.

Trenerzy wolą ligę. Kibice Ligę Mistrzów

Dlatego wielcy współczesnego futbolu apelują o docenienie triumfów ligowych, gdzie zwycięzców i przegranych nie dzieli się na podstawie trzech dwumeczów. Zinedine Zidane z trzema uszatymi pucharami jako trener, wrócił do Madrytu, ale częściej niż o kolejnej Lidze Mistrzów, mówi o byciu pierwszym w La Liga. Bo to byłby certyfikat jego trenerskiej jakości. Champions League jest niezwykle ekscytująca, ale bardziej miarodajny jest sezon ligowy – z 38 meczami zaplanowanymi tydzień po tygodniu.

Tylko, że racjonalizm już dawno został z futbolu wyparty przed emocje. To hymn Ligi Mistrzów nuci od kilku dni każdy kibic. To na spotkania Borussii z Barceloną, PSG z Realem, Atletico z Juventusem czy Napoli z Liverpoolem ostrzy sobie zęby. Dlatego niektórzy obsesyjnie potrzebują triumfu i muszą wygrać tę edycję. Bo tych, którzy mogą to zrobić, nie ma nawet sensu wymieniać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA