Piast Gliwice zaimponował. To niespotykana rzecz w Polsce. Ale wyprzedaż jest możliwa

Piast Gliwice nie był faworytem dwumeczu z BATE Borysów, ale dwukrotnie udowodnił, że zasługuje na awans. I dziesięć minut przed końcem rewanżu awans należał się gliwiczanom. Później nadeszły jednak dwa strzały, które zaprzepaściły trud drużyny Waldemara Fornalika.
Zobacz wideo

Waldemar Fornalik to trener rozsądny. Udowadniał to już wielokrotnie. Nie przez przypadek jego Ruch Chorzów cieszył się z wicemistrzostwa Polski i trzeciego miejsca w Ekstraklasie, a Piast – z historycznego tytułu mistrzowskiego. Teraz doświadczenie byłego szkoleniowca reprezentacji Polski miało pomóc gliwiczanom w awansie do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. I Piast był o krok od tego awansu. W dwumeczu był jak Fornalik – wyważony, mądry. Gdy wydawało się, że ta solidność zaniesie Polaków do kolejnej rundy kwalifikacji, pięć minut, w których BATE oddało dwa celne uderzenia, zepchnęło Piasta z nieba do piekła.

Pięć minut, które zabrało awans

W dwumeczu zobaczyliśmy Piasta mądrego. Pierwsze spotkanie w Borysowie utwierdzało w przekonaniu, że Polacy nie są skazani na porażkę. Na wschodzie drużyna Fornalika zagrała wysokim pressingiem, który zaskoczył gospodarzy. BATE przez godzinę nie mogło otrząsnąć się z niespodzianki, którą przygotował mu Piast. Później przyszła co prawda chwila słabości, gdy po błędzie Mikkela Kirkeskova do siatki trafił Stanisław Drahun, ale końcówka znów należała do gości. Podobnie było w rewanżu. Po nerwowym początku Polacy zapracowali na wygraną. Piast kontrolował przebieg meczu i wydawało się, że utrzyma jednobramkową przewagę. Imponowała szczególnie piastowska defensywa. Po osiemdziesięciu minutach gry BATE miało na koncie tylko strzały niecelne. Statystyka końcowa poraża: dziesięć uderzeń, dwa celne. Te – autorstwa Hervaina Moukama i Zachara Wołkowa – skończyły się bramkami. Może to było szczęście BATE, a może ich doświadczenie, wszakże w ostatniej dekadzie w fazie grupowej LM grali czterokrotnie? Efekt był jednak taki sam: Gliwice utonęły w łzach.

Drużyna, jak z poprzedniego sezonu

Mimo porażki 1:2 i odpadnięcia z eliminacji, Piast zostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Szczególnie te dotyczące przygotowania fizycznego. Nawet Legia Warszawa, która trzy lata temu awansowała do Ligi Mistrzów, w okresie eliminacji nie była tak wybiegana, jak Piast. W obu meczach piłkarze Fornalika nie ustępowali rywalom ani wydolnościowo, ani pod względem szybkości, choć BATE jest przecież w trakcie sezonu, a Piast – na jego początku.

Do tego doszło świetne przygotowanie taktyczne oraz zgranie zespołu. To w ogóle była rzecz w Polsce niespotykana – drużyna nie tylko nie została osłabiona, ale nawet wzmocniona. Co prawda nowi piłkarze nie odegrali w spotkaniach z BATE znaczących ról, ale warto docenić to, że Fornalik miał wybór. Mimo to postawił na sprawdzony skład, który prezentował się nie gorzej niż w najlepszych meczach poprzedniego sezonu, gdy Piast zdobył mistrzowski tytuł. Znów niezniszczalny był Jakub Czerwiński, który w środę rozegrał kapitalny mecz, znów na skrzydle nieszablonowość pokazywał Joel Valencia. I tylko słowacki bramkarz Frantisek Plach, wybrany przecież najlepszym golkiperem Ekstraklasy, na kilka minut stracił kunszt.

Nadchodzi wyprzedaż Piasta Gliwice?

Kluczem do postawy śląskiego zespołu wydaje się właśnie transferowa polityka działaczy z Gliwic. Latem utrzymali oni niemal cały skład – niemal, bo stracili Aleksandara Sedlara, któremu skończyła się umowa i wezwanego do Legii z wypożyczenia Tomasza Jodłowca. Nie sprzedali natomiast ani Patryka Dziczka, po którego ustawiła się grupa klubów na czele z Udinese i Empoli, ani Mikkela Kirkeskova, o którego targowała się warszawska Legia, ani Martina Konczkowskiego, którego w swoich kadrach widziało kilka drużyn Ekstraklasy. Po odpadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów może rozpocząć się wyprzedaż. Pierwszy w kolejce do wyjazdu jest Dziczek, wciąż możliwy jest także transfer Kirkeskova, który w umowie ma zapisaną klauzulę odstępnego w wysokości 400 tys. euro. Inną kwestią są pieniądze na które po awansach do kolejnych rund eliminacji liczyli szefowie Piasta. Teraz obejdą się smakiem, bo kwoty, które mogą trafić na konta po grze w eliminacjach Ligi Europy, są znacznie niższe. A to może oznaczać, że łaskawiej spojrzą na ewentualne miliony, które mogą dać transfery.

Więcej o:
Copyright © Agora SA