Nie takie BATE straszne, jak je malują. Piast pokazał, że może sprawić niespodziankę

Chociaż przed dwumeczem BATE - Piast zdecydowanym faworytem byli mistrzowie Białorusi, to w środę piłkarze Waldemara Fornalika pokazali, że są w stanie sprawić niespodziankę i przedłużyć marzenia o awansie do Ligi Mistrzów. 1:1 w Borysowie daje duże nadzieje przed rewanżem.

- Co nas różni od BATE? Oni są doświadczeni w Europie, a my nie. Myślę, że to jedyna różnica - powiedział Piotr Parzyszek przed meczem z mistrzem Białorusi. - Jesteśmy w stanie sprawić niespodziankę - przekonywał z kolei Waldemar Fornalik. Za słowami poszły czyny, bo Piast pokazał w środę, że nie takie BATE straszne, jak je malują. I nie zmienia tego kilkanaście minut drugiej połowy, w których mistrzowie Polski stracili bramkę i wyjazdowe zwycięstwo.

Zobacz wideo

Po pierwszej połowie meczu w Borysowie można było przecierać oczy ze zdumienia. W czasach, gdy z europejskich pucharów polskie kluby eliminowane były przez rywali m.in. ze Słowacji, Luksemburga, Kazachstanu czy Mołdawii, Piast nie tylko postawił się BATE, ale był od faworyta po prostu lepszy.

Zespół Fornalika nie przestraszył się przeciwnika, grał to, czym imponował kilka tygodni temu, gdy zdobywał mistrzostwo Polski. Piast był bardzo dobrze zorganizowany, zawodnicy rozumieli się perfekcyjnie i nie odstawali od rywala fizycznie. Spokój i mądra gra pozwoliły gliwiczanom na kompletną kontrolę meczu. Drużyna Fornalika, poza jedną sytuacją, nie dopuszczała BATE pod własne pole karne, a sama potrafiła stworzyć dwie-trzy sytuacje bramkowe. Jedną z nich wykorzystała.

W pierwszej połowie meczu w Borysowie widzieliśmy polskiego pucharowicza, do jakiego nie jesteśmy przyzwyczajeni. Piast wyglądał jak zespół, który nie ma powodu do szukania wymówek w postaci trudów okresu przygotowawczego, pierwszego meczu sezonu czy tego, że rywal jest w środku ligowych rozgrywek. Zespół Fornalika po prostu wyszedł na boisko i zagrał dobry mecz.

Ogólnej oceny mistrza Polski w starciu z BATE nie zmieniają minuty drugiej połowy, w których polski zespół dał się zepchnąć do obrony, tracąc bramkę i, jak się okazało, zwycięstwo. Ten okres sprawia jedynie, że po meczu na Białorusi możemy odczuwać niedosyt. Po straconym golu Piast potrafił się uspokoić i na nowo kontrolować wydarzenia na boisku. Przy większym szczęściu mógł ten mecz nawet wygrać.

Za środowy występ gliwiczanom należą się pochwały, ale jednocześnie nie możemy zapominać, że to dopiero połowa drogi do niespodziewanego przedłużenia marzeń o Lidze Mistrzów. By awansować do drugiej rundy eliminacji Piast będzie potrzebował równie dobrego występu na własnym stadionie. A może i lepszego, bo każda stracona bramka u siebie spowoduje utratę przewagi mistrza Polski. Na Białorusi zespół Fornalika zobaczył jednak, że BATE może, a nawet musi się postawić. W Gliwicach nie powinien czekać na rywala i narzucić mu swój styl i pomysł na grę, co przyniosło efekt w pierwszym spotkaniu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.