Dariusz Mioduski napisał list otwarty ws. zmian w Lidze Mistrzów. Odpowiedział szefowi La Liga

- Każda liga spoza wielkiej europejskiej piątki może być pewna, że Javier Tebas jej nie reprezentuje, ani nie broni jej interesów - tak prezes Legii Dariusz Mioduski pisze w liście otwartym o szefie La Liga, głównym krytyku reformy Ligi Mistrzów.

- Miała to być bardzo ważna i otwarta debata, której przedmiotem jest przyszłość całej europejskiej piłki. Niestety skończyło się kilkugodzinnym show o charakterze bardziej populistycznym niż merytorycznym, którego głównym aktorem był Javier Tebas, szef hiszpańskiej La Liga. Jako wiceprezes Europejskiego Stowarzyszenia Kllubów (ECA) muszę podjąć polemikę z tezami pana Tebasa – pisze Dariusz Mioduski w liście otwartym do szefów europejskich klubów i szefów lig piłkarskich. Show, o którym pisze prezes Legii miał miejsce na głośnym już spotkaniu klubów z szefami UEFA w Madrycie, podczas którego największe ligi Europy, skupione w stowarzyszeniu European League, skrytykowały pomysł reformy europejskich pucharów, opracowywany przez UEFA. Javier Tebas, gospodarz tego spotkania, i Lars Christer Olsson, szef European Leagues, zapowiedzieli że jeśli Liga Mistrzów ma mieć od 2024 roku taki kształt, jaki jest obecnie planowany -  z systemem spadków i awansów, w znacznej mierze uniezależniającym europejskie puchary od wyników w krajowych ligach, to będą z tym projektem walczyć w sądach. Ale Dariusz Mioduski apeluje w swoim liście do klubów europejskiej klasy średniej, i słabszych, by nie przyjmowały punktu widzenia Tebasa, bo dla nich nadchodząca reforma wcale nie musi się okazać zła. 

Zobacz wideo

Javier Tebas mówił, że nie wyobraża sobie, by można było robić reformę rozgrywek bez porozumienia z szefami krajowych lig. A Lars Christer Olsson straszył, że jeśli ECA nie przestanie dążyć do tego, by zmonopolizować dyskusję z UEFA na temat reformy, to walka skończy się skargą do unijnych organów ochrony konkurencji. – UEFA wybrała sobie zamknięte grono klubów, z którymi chodzi do łóżka, a potrzeby innych ignoruje – mówił Olsson gdy w 2016 zostawał szefem European Leagues. – Analizowaliśmy już możliwości prawne i jeśli dojdzie do sprawy sądowej, to ją wygramy – mówił po madryckim spotkaniu Javier Tebas, który w czwartek w towarzystwie szefów najpotężniejszych lig Europy przyjeżdża do Polski na posiedzenie European Leagues w siedzibie Ekstraklasy SA (nasza liga jest członkiem EL)

Prezes Legii odpowiada na to w liście otwartym, że Tebas nie reprezentuje takim stanowiskiem ani jego, ani żadnej ligi spoza wielkiej europejskiej piątki. I że to nie wielkie kluby, ale wielkie ligi Europy są prawdziwymi oligarchami, którzy próbują wszystko podporządkować swoim interesom. A reforma przygotowywana przez UEFA i ECA może nie jest idealna, wiele elementów się tam jeszcze zmieni, wiele jest niejasnych, ale bez takiej reformy ligi takiej jak polska będą z roku na rok coraz bardziej marginalizowane. Jeśli nawet najbogatsze ligi Europy ucierpią nieco finansowo na planowanej reformie, to i tak są w luksusowej sytuacji w porównaniu do klubów z pozostałych lig, które w obecnym systemie ekonomicznym piłkarskiej Europy skazane są na zostawanie coraz bardziej w tyle, jeśli chodzi o dochody. 

- Pan Javier Tebas to człowiek utalentowany i bystry, który w coraz bardziej spolaryzowanym europejskim futbolu stara się grać rolę przedstawiciela lig i klubów ubogich, wykluczonych. (…) Czy tak jest naprawdę? Odpowiedź tkwi w przedstawianych przez niego propozycjach. W rzeczywistości każda liga (także klub, duży czy mały) spoza wielkiej europejskiej piątki (Hiszpania, Anglia, Niemcy, Włochy, Francja) może być pewna, że Javier Tebas nie reprezentuje ani nie broni jej interesów. (…) w rzeczywistości promuje interesy prawdziwych oligarchów systemu, który staje się coraz bardziej niesprawiedliwy i nierówny – pisze Dariusz Mioduski w liście. Topowe kluby mają jego zdaniem swoje winy, ale to ligi z nieosiągalnym dla innych poziomem przychodów z praw telewizyjnych trzymają europejski futbol w naprawdę groźnym uścisku. – W sezonie 2018/2019 krajowe prawa telewizyjne tych pięciu lig będą warte łącznie ponad 6,4 mld euro, do tego dojdą 2-3 miliardy euro za prawa do tych lig sprzedawane na świecie, w tym w Europie. (…) Łączne przychody telewizyjne pozostałych 50 europejskich lig wyniosą 775 mln euro, czyli aż 12 razy mniej. Prawa telewizyjne do europejskich pucharów w sezonie 2018/19 będą warte ok. 2,6 miliarda euro. Te przychody są dystrybuowane nieproporcjonalnie, w większości trafiają do klubów z pięciu topowych lig. Jedynie ok. 25 proc. tych przychodów jest dystrybuowana pomiędzy pozostałymi krajami.

Prezes Legii sugeruje, że przychód generowany przez europejskie rozgrywki powinien być rozdzielany bardziej sprawiedliwie. I jego zdaniem reforma daje na to szanse. Trzeba zwiększyć liczbę klubów grających w rundach grupowych europejskich pucharów (temu ma służyć wprowadzenie w 2021 trzeciego europejskiego pucharu, na początku 32-zespołowego, potem 64-zespołowego), zwiększyć pulę nagród w Lidze Europy i trzecim pucharze, oraz wyznaczyć limity klubów z poszczególnych krajów, które mogą wziąć udział w Lidze Mistrzów, Lidze Europy i wspomnianych rozgrywkach trzeciego szczebla. Wtedy uda się zmienić proporcje dzielenia pucharowych pieniędzy ze wspomnianych 75 do 25 dla najbogatszych na bardziej wyrównujące szanse. Być może godząc się w zamian, żeby najpotężniejsze kluby Europy zostawiły średniakom jeszcze mniej miejsca w Lidze Mistrzów niż dotychczas. Dla klubów z Polski, przy obecnej pozycji rankingowej, Liga Mistrzów i tak jest bardzo daleko. Rankingi podpowiadają, że w 2021, gdy ruszy trzeci europejski puchar, to w nim będą walczyć polscy pucharowicze, z wyjątkiem mistrza kraju, który powalczy w eliminacja LM, a w przypadku niepowodzenia - LE. Więc dla polskiej piłki korzystne byłoby, żeby pula premii w tym trzecim pucharze była jak najwyższa. Oczywiście pod warunkiem, że zostanie wprowadzony rozsądny limit klubów, które może wystawić do pucharów dany kraj, tak by bogatsi nie zajęli większości miejsc na wszystkich pucharowych szczeblach. Najgorszy scenariusz, sugeruje Mioduski, to wprowadzenie pod hasłami obrony krajowych lig takich zmian do projektu europejskich pucharów, który posłuży tylko najmocniejszym ligom.

- Jedyną drogą, aby zmniejszyć przepaść pomiędzy topowymi pięcioma ligami a resztą piłkarskiej Europy, jest partycypacja w rozgrywkach i przychodach z UCC. Nie mam złudzeń, że Pan Tebas przyklaśnie idei ograniczenia liczby klubów z czołowych pięciu lig w europejskich pucharach dla polepszenia sytuacji całej piłki klubowej w Europie. Nie należy tego oczekiwać od osoby, która odpowiada za interesy jednej z czołowych europejskich lig. Należy jednak oczekiwać otwartej, merytorycznej i uczciwej rozmowy, której celem i efektem ma być interes europejskiej piłki, a nie tylko najbogatszych lig. Do takiej rozmowy wszystkie kluby zachęcam i zapraszam - pisze Mioduski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.