Grzegorz Rasiak: Oczywiście Tottenham. Od wielu lat czuję wielką sympatię do tego klubu, jest tam wciąż mój kolega Danny Rose, którego dziesięć lat temu spotkałem w Watfordzie.
To, co wydarzyło się w pierwszej połowie, mogło podłamać każdego kibica Spurs, nie ma się co dziwić, że wielu zwątpiło. Jeśli patrzyliśmy na to, jak Ajax grał w tym sezonie z wielkimi drużynami, to po 45 minutach nie można było mieć wątpliwości, kto awansuje. Ajax kolejny raz potwierdził atuty: grę skrzydłami, wymienność pozycji, stałe fragmenty gry. Anglikom brakowało Harry’ego Kane’a, który dałby trochę spokoju, utrzymałby się przy piłce. Dlatego trener Mauricio Pochettino wpuścił na boisko Fernando Llorente, który odmienił losy meczu.
To była kluczowa zmiana, ale o wszystkim decydowały detale. Przecież przy pierwszym golu Tottenhamu Dele Alli nie chciał podawać Lucasowi, chciał samemu zabrać się z piłką. Przy drugim Llorente musiał strzelić bramkę, a nie strzelił, natomiast Lucas miał na to może pięć procent, a jednak dał radę. Wszystko było na odwrót, totalne szaleństwo. Nawet trzeci gol padł tylko dlatego, że obrońcy Ajaksu spóźnili się o trudny do wyliczenia ułamek sekundy.
Bez wątpienia zmęczenie zawodników było ogromne, ale chłopcy z Tottenhamu od lat są w niekończącym się ciągu meczów. Taki Hugo Lloris w tamtym sezonie rozegrał nie tylko pełny sezon, ale zdobył jeszcze mistrzostwo świata. Oczywiście, że Ajax miał w nogach dużo więcej minut, niż Tottenham, bo eliminacje Ligi Mistrzów rozpoczął bardzo wcześniej, ale ja w Amsterdamie nie widziałem tego zmęczenia. Nie zabrakło im także doświadczenia, bo przecież wcześniej uporali się z Realem Madryt. To świetni, ukształtowani zawodnicy. Taki Dusan Tadić to dziś jeden z najlepszych piłkarzy na świecie w pojedynkach jeden na jednego.
Tak właśnie uważam. O zwycięstwie w tym meczu zdecydowały naprawdę niewielkie detale.
Triumf Liverpoolu nie miał tu żadnego znaczenia. Historia meczów Ajaksu z tej edycji Ligi Mistrzów pokazała, że to klub, który u siebie często przegrywał. Tottenham wiedział więc, że wygrana w Holandii nie jest niemożliwa. Nie musiał przecież wygrać 3:2, wystarczyłoby 2:1.
Lucas został gwiazdą meczu, był wolnym elektronem, który robił, co chciał, i dał awans. Ale olbrzymią rolę odegrali ci mniej widoczni: Moussa Sissoko, który potrafił utrzymać się przy piłce i w środku wywierał olbrzymią presję, Dele Alli, który miał dwie asysty, Llorente, który mocno popracował w polu karnym Ajaksu. No i Christian Eriksen, który w najtrudniejszych monetach brał na siebie odpowiedzialność. To cechuje prawdziwego lidera. Tottenham nie zagrał wielkiego meczu, ale determinacja pozwoliła zmienić sposób gry i wynik spotkania.
Szczególnie wprowadzenie na boisko Llorente. Pochettino mógł przecież czekać, myśleć, że wydarzy się cud, a jednak podjął decyzję: brawurową, na pewno trudną, ale bardzo dobrą.
To pokazuje jak w tych klubach jest silna grupa zawodników. Nie zawsze gwiazdy decydują o sukcesie. Gdyby tak było, Argentyna z Leo Messim co cztery lata grałaby w finale mundialu. W środę Song nie był swoją najlepszą wersją, w polu karnym zastąpił go Llorente. Tak samo Eriksen: cofał się do stoperów po piłkę, grał na pozycji numer sześć. Tottenham był drużyną, każde ogniwo pracowało na zwycięstwo. To dzięki temu udało im się strzelić aż trzy bramki.
To bardzo możliwe. Liga holenderska nie jest w pierwszej piątce czołowych lig w Europie i nie ma się co dziwić, że piłkarze Ajaksu chcą się rozwijać. Wyobrażam sobie, że kilku już ma spakowane walizki. Jeśli nie wyjadą tego lata, to wyjadą za pół roku, albo za rok. Rotacji będzie pewnie sporo, ale to oznacza, że pojawią się nowe perełki. Czy będzie trzeba czekać na nie dziesięć lat? Nie sądzę, bo nie przewiduję rewolucji. Klub na to nie pozwoli. Po tej edycji Ligi Mistrzów zyska środki na utrzymanie kilku zawodników. A to pozwoli na rozwój kolejnych, którzy przyjadą do Amsterdamu, albo którzy są w akademii i czekają na szansę.
Tabela Premier League mówi, że faworytem będzie Liverpool. Ale finał to jeden mecz, który będzie rozegrany na neutralnym boisku w Madrycie. Wszystko więc może się zdarzyć. Wiele będzie zależało od finiszu ligi angielskiej: jeśli wygra go Liverpool, to na finał przyjedzie pewny siebie. Jeśli się to nie uda, może być różnie. Wiele osób mówi, że Spurs nie zasłużyli na ten finał, ale ja tak nie uważam. Wyszli z grupy, pokonali kilka trudnych przeszkód. W szafie mam kilka koszulek Tottenhamu – białą, niebieską, nawet żółtą. Kiedy rozpocznie się finał założę jedną z nich i będę trzymał kciuku za Spurs. Dla nich niemożliwe nie istnieje.