Wielki mecz Sona przeciwko Manchesterowi City da mu jeszcze większą popularność w Azji. Tam już jest bohaterem narodowym

Jest najpopularniejszym sportowcem w Korei Południowej, w tym roku przeżywa rozkwit formy, a dobiegający końca sezon jest najważniejszym w jego karierze. Son na wątłych ramionach wniósł Tottenham do półfinału Ligi Mistrzów. W pierwszym meczu strzelił jedynego gola, w rewanżu poprawił dwoma. Tottenham przegrał z City 3:4, ale dzięki zwycięstwo w pierwszym meczu 1:0, awansował do półfinału LM.
Zobacz wideo

Na świecie jest 50 milionów Koreańczyków, ale on jest tym najważniejszym. Na co dzień spokojny, zdystansowany, skromny, momentami nieobecny Heung-Min Son w świetle reflektorów staje się potworem gotowym spełnić swoje marzenie o zdobyciu Złotej Piłki. Wielkie mecze go napędzają. Koreańczyk rośnie razem z presją. Gdy ta sięgnęła zenitu już w 4. minucie rewanżowego meczu z Manchesterm City, bo Raheem Sterling odrobił straty z Londynu, Son wziął sprawy w swoje ręce. Błyskawicznie zareagował na błąd Aymerica Laporte’a i doprowadził do remisu. W tym przypadku to piłka znalazła jego, a on nawet jej nie przyjmował. Intuicyjnie uderzył i pokonał Edersona.

Trzy minuty później wykorzystał dezorganizację w obronie gospodarzy i idealnym strzałem tuż przy słupku zdobył drugą bramkę. Był lustrzanym odbiciem Arjena Robbena z najlepszych czasów. Wyprowadził Tottenham na prowadzenie i postawił City w arcytrudnej sytuacji, w której ostatecznie sobie nie poradzili. Z czterech goli Spurs w tym dwumeczu aż trzy były jego autorstwa. – Nigdy nie widziałem czegoś takiego. To był trudny i szalony mecz, ale jesteśmy z siebie bardzo dumni. Czasami VAR cię denerwuję, ale dziś musimy mu podziękować. Walczyliśmy przez 90 minut i pokazaliśmy niewiarygodny charakter – komentował na gorąco po meczu.

Bohater Azjatów

Dziś niewiarygodne wydaje się, że jeszcze dwa i pół roku temu Son poważnie zastanawiał się nad opuszczeniem Premier League. Kusił go powrót do Bundesligi, w której grał przed transferem do Tottenhamu i radził sobie znacznie lepiej. Uznał, że się odbił, że nie dla niego fizyczna i intensywna gra na Wyspach. Źle mu było z łatką najdroższego azjatyckiego piłkarza po tym jak „Koguty” wyłożyły za niego 30 mln euro. Kończył pierwszy sezon z ledwie czterema golami i jedną asystą w 28 meczach. Nie rokował. Do pozostania przekonał go dopiero Mauricio Pochettino obiecujący złote góry i gwiazdkę z nieba. Tak Son podchodził wtedy do zapewnień trenera, że kolejny sezon będzie znacznie lepszy, że ma na niego pomysł, tylko obaj potrzebują czasu.

Wyjechali na przedsezonowe tournée do Azji, a tam pozostali piłkarze Tottenhamu zdali sobie sprawę jak olbrzymią popularnością cieszy się Son w tej części świata. Ale prawdziwy rozkwit fascynacji tym piłkarzem przypada na przełom sierpnia i września tego roku, czyli moment w którym poprowadził Koreę do zwycięstwa w Igrzyskach Azjatyckich, dzięki czemu uniknął odbycia obowiązkowej służby wojskowej. Raport „Nielsen Sports” bazujący na analizie portali społecznościowych pokazuje, że w kilka tygodni Heung-Min Son stał się najpopularniejszym sportowcem Dalekiego Wschodu. Wyprzedził piłkarza BVB Shinjiego Kagawę i koszykarza Jeremy’ego Lina.

Kolejna eksplozja popularności wybuchła pod koniec zeszłego roku, gdy zaczął regularnie trafiać do siatki w Premier League i wyrósł, obok Harry’ego Kane’a na największą gwiazdę drużyny. Następny „boom” właśnie nadchodzi.

Son – idol idealny

Son popularny jest nie tylko „online”, bo koreańskie flagi najpierw były widoczne na Wembley podczas meczów Tottenhamu, a teraz mają swoje miejsce na nowym White Hart Lane. - Jest jedną z najpopularniejszych osobowości w Korei Południowej. Innymi słowy, jego popularność wykracza poza piłkę nożną i sport w ogóle - powiedział CNN koreański dziennikarz Lee Sungmo.

W Korei kibicuje się inaczej – emocjonalnej, momentami wręcz fanatycznie. Gdy tamtejsza telewizja państwowa transmitowała w zeszłym sezonie derby północnego Londynu z Arsenalem, to nad tradycyjną belką z wynikiem, po stronie Tottenhamu doklejono twarz Sona, by każdy kibic wiedział, za który zespół powinien trzymać kciuki. – Koreańczycy są spragnieni sportowych idoli. Mieliśmy Ji-Sung Parka, który grał w PSV i Manchesterze United, był doskonały na wiele sposobów, ale Son to jednak inna półka – uważa Sungmo.

Jest idolem idealnym – ojcowie chcieliby go za swojego zięcia, bo w wywiadach dużo mówi o znaczeniu rodziny, nikt nie donosi o jego fanaberiach czy rozpustnym życiu. Młodszym imponuje dobrą grą i modną w tamtej części świata fryzurą. U wszystkich zapunktował kilka dni temu, gdy zdecydował się przekazać ok. 100 tys. funtów na pomoc ofiarom pożarów, które dotknęły północno-wschodnią część Korei.

W tym sezonie, Son strzelił już 12 goli w Premier League i cztery w Lidze Mistrzów. Niemal w pojedynkę pozwolił Tottenhamowi osiągnąć historyczny, bo pierwszy po reformie rozgrywek, półfinał Champions League. Tam „Koguty” zmierzą się z rewelacją tych rozgrywek Ajaksem Amsterdam.

Więcej o:
Copyright © Agora SA