Rewelacyjny Ajax Amsterdam został odbudowany dzięki jednemu felietonowi legendy

Johan Cruyff umierał pokłócony z Ajaksem. Ale może puściłby to dziś w niepamięć, widząc swój klub w półfinale Ligi Mistrzów. Dumny, że grają jak on chciał, zatrudnili kogo chciał i spierają się jak on - do ostatniej krwi
Zobacz wideo

Dyrektor sportowy Marc Overmars wybiegł po wielkim wieczorze w Turynie - Ajax pokonał faworyzowany Juventus 2:1 i awansował do najlepszej czwórki Ligi Mistrzów - na puste już boisko, zobaczył pełny sektor kibiców Ajaksu i dwa razy nie trzeba było powtarzać: w biegu zdjął płaszcz, zrzucił marynarkę, wziął rozpęd i pojechał na brzuchu po trawie. A ma na czym jeździć. Dyrektor generalny Edwin van der Sar pozostał w marynarce, na brzuch się nie rzucał, ale po krótkim wahaniu też uznał, że nie ma w takie wieczory „nie przystoi”. Kopnął Overmarsa w tyłek, podbiegł do płotu i zaczął wymachiwać pięścią, domagając się od kibiców jeszcze większego aplauzu.

Ajax, klub byłych piłkarzy. Jak Bayern, tylko z szefami o dwa pokolenia młodszymi

Gdy Ajax ostatni raz był w półfinale Ligi Mistrzów, w 1997 roku, miał jeszcze van der Sara w bramce i Overmarsa na skrzydle. Gdy Ajax ostatni raz pokonał w meczu o punkty Juventus, Overmars miał trzy lata, a van der Sar cztery (to był grudzień 1974). W Turynie cieszyli się jak dzieci, choć obaj w 1995 wygrali z Ajaksem Ligę Mistrzów, a to dopiero półfinał. Ale mija już 14 lat, od kiedy do półfinału ostatni raz dostała się drużyna spoza piątki największych europejskich lig (PSV 2005). Nigdy wcześniej nie dostała się tam drużyna, która musiała przejść aż trzy rundy eliminacji LM. Teraz dokonał tego Ajax, któremu przez ostatnich 13 lat nie udawało się nawet wyjść z grupy. Nie tylko wrócił do elity, ale zrobił to jako klub do podziwiania: grający piękny futbol, wychowujący sobie gwiazdy, zarabiający miliony i do tego rządzony przez byłych wybitnych piłkarzy. Jak Bayern Monachium, tylko w Ajaksie szefowie są o dwa pokolenia młodsi niż ci z Bawarii.

Taki klub sobie wymarzył ten, którego już nie ma. Pierwszy raz się zdarzyło, że jest Ajax w półfinale Pucharu Europy, a nie można zapytać o wrażenia Johana Cruyffa. Zawsze był. Blisko albo daleko, w Amsterdamie lub Barcelonie, pogodzony albo pokłócony, w roli piłkarza, trenera, komentatora telewizyjnego, szarej eminencji. Przemawiała przez niego mniejsza gorycz albo większa. Ale był i można było pytać. Od tego pierwszego półfinału w 1969 roku, gdy jeszcze grał z dziewiątką, a nie czternastką na plecach. Aż po półfinał z Juventusem w 1997 roku, gdy Cruyff po rozstaniu z Barceloną dopiero układał sobie życie po trenerskiej karierze. To Cruyff utorował drogę do władzy w Ajaksie Overmarsowi i van der Sarowi, i nie doczekał się wdzięczności (o tym za chwilę). To on kazał zmienić akademię Ajaksu tak, że znów zaczęła wychowywać piłkarzy, o których biją się Barcelony i Reale.

Ajax, futbol rodem z genialnych banałów Cruyffa

Cruyff powiedział do swoich piłkarzy z Barcelony przed finałem 1992 na Wembley „wyjdźcie i cieszcie się grą”. I taki jest dziś Ajax. Można go opisać tymi wszystkimi genialnymi banałami Cruyffa. Że futbol to prosta gra, ale grać prosto jest najtrudniej. Że dobry futbol to podawanie na dobieg, a nie do nogi. Że geniuszem futbolu nie jest ten, kto jest najlepszy w sztuczkach, tylko ten, kto potrafi podać piłkę koledze w idealnym momencie. Ten Ajax jest na boisku bezczelny jak Cruyff. Jest mu obojętne, czy gra u siebie, na stadionie im. Johana Cruyffa, czy na obcym boisku. W poprzedniej rundzie wygrał na Santiago Bernabeu, teraz na boisku Juventusu. Choć niewiele w tym meczu brakowało, żeby sprawdziła się kolejna klisza Cruyffa: „Włosi nie umieją z tobą wygrać, ale ty umiesz z Włochami przegrać”. Ajax, lepszy przez 180 minut ćwierćfinału, co przyznał w pomeczowym wywiadzie Wojciech Szczęsny, przegrywał w Amsterdamie, przegrywał w Turynie. A jednak dwa razy potrafił się podnieść.

Październik 2010, Cruyff dzwoni: - Piszemy felieton, bo to już nie jest Ajax!

Cruyffa nie ma już z nami ponad trzy lata, a wszyscy dalej o nim mówią. Kosztował go ten Ajax zdrowie i nerwy, ale jednak warto było jesienią 2010 wpaść w furię, chwycić za telefon i dyktować, że tak dalej być nie może. – To już nie jest Ajax!

Cruyff dyktował z Barcelony, a po drugiej stronie telefonu, w Amsterdamie, wszystko notował Jaap de Groot. Przyjaciel, dziennikarz, przez kilkanaście lat szef działu sport w „De Telegraaf” (odszedł z redakcji rok temu po cruyffiańsku: pokłócił się z kolegami o wizję pracy). I autor cotygodniowych felietonów Cruyffa w tej gazecie. Było ich dwóch: de Groot pisał za Johana felietony do „De Telegraaf”, które podnosiły ciśnienie ludziom Ajaksu. A Joan Patsy pisał felietony Johana w „El Periodico”, które podnosiły ciśnienie ludziom Barcelony. Tak Cruyff lubił najbardziej: zamieszać, przyłożyć, wpłynąć, ale najlepiej na odległość i bez formalnej funkcji.

Z de Grootem uzgadniali felieton tydzień w tydzień od początku lat 80. Dzwonili do siebie co niedzielę i dyskutowali.  Ale akurat w sprawie tego felietonu z października 2010 Cruyff zadzwonił już w czwartek. Tak go nosiło. Obejrzał porażkę Ajaxu z Realem w Lidze Mistrzów. Było 0:2, a mogło być i dwucyfrowo.

 – Jaap, piszemy felieton!

– Johan, weź się z tym prześpij. Zadzwonię w niedzielę i zobaczymy, czy nadal tak myślisz – wspominał de Groot w wywiadzie dla „Nieuwe Revu”.

Cruyff: ten Ajax to jest jedna wielka piąta kolumna. Banda znajomków, którzy się nawzajem kryją

Zadzwonił w niedzielę. Cruyff był nadal wściekły. Napisali felieton, który zmienił historię klubu. Odnowił go, ale stał się też początkiem serialu pełnego kłótni, pozwów sądowych, arbitrażów, oskarżycielskich wywiadów. „Dit is Ajax niet meer”, taki dali tytuł. „To już nie jest Ajax”. Przypomnijmy, mowa była o Ajaksie, który wprawdzie w Eredivisie przegrywał regularnie walkę o mistrzostwo – między 1998 a 2011 zdobył tylko dwa tytuły – i ośmieszył się w meczu z Realem, ale jednak doczłapał do Ligi Mistrzów. A Cruyff pisał felieton jak ten transparent ze stadionu Lecha: mamy k… dosyć. Wszystko jest nie tak, wszyscy muszą odejść. W piłkę gra się inaczej. Kluby buduje się inaczej. Posłuchajcie mnie, a będzie dobrze.

„To jest gorszy Ajax niż ten przed przyjściem Rinusa Michelsa w 1965”. „To jest dramat. Finansowy, szkoleniowy, skautingowy, transferowy, piłkarski”. O meczu z Realem pisał, że futbol Ajaksu i nastawienie Ajaksu nie mają żadnego sensu. „Ta drużyna nie jest w stanie wymienić więcej niż trzech podań z rzędu. A ma przecież w składzie sześciu wychowanków”. „Kupują trzech takich samych napastników, a nie ma w klubie żadnego skrzydłowego”. „Ten klub się zamienił w jedną wielką piątą kolumnę”. Zamiast specjalistów w zarządzie siedzi „grupa przyjaciół i znajomków i każdy każdego kryje”. Dajcie wreszcie działać nowym. Zacznijmy od początku, jak w 1965, zmieniając i pierwszą drużynę i szkółkę. „Dajcie działać nowym” oznaczało: oddajcie władzę byłym piłkarzom i absolwentom uniwersytetu imienia Cruyffa, uczącego zarządzania w sporcie.

Jak Bergkamp i Jonk w imię Cruyffa pogonili z klubu van Gaala

A co najciekawsze, ci przyjaciele i znajomkowie z drugiej strony barykady rzeczywiście dali działać nowym. Najpierw tylko na odczepnego, żeby kupić sobie trochę spokoju. Ale potem się przekonali, że tu spokoju nie będzie, póki Cruyff nie postawi na swoim. Próbowali bronić swoich przyczółków, szukali w klubie przeciwwagi dla Cruyffa, ale za każdym razem dostawali po łapach, tak gorliwi byli wyznawcy Cruyffa wytypowani przez niego do zmieniania klubu. Przede wszystkim Wim Jonk i Denis Bergkamp. Nazwano to wszystko Aksamitną Rewolucją, ale tam sztylet był równie ważny jak aksamit. Jonk i Bergkamp potrafili w imię Cruyffa wynająć renomowaną kancelarię, żeby im pomogła pogonić z klubu Louisa van Gaala, którego klubowa opozycja próbowała zainstalować jako dyrektora. Byli gotowi się pokłócić ze wszystkimi, który uważali, że jakieś inwestycje w akademię są zbędne, że czasem warto sprowadzić piłkarza z zewnątrz, a nie wziąć z akademii, że pierwsza drużyna Ajaksu może grać inaczej niż drużyny młodzieżowe. Jonk był takim radykałem, że czasem i z Bergkampem się poróżnił o akademię.

Cruyff i jego wyznawcy uważali, że Ajax przestał szkolić piłkarzy wybitnych i to nie może być przypadek. Trzeba się dostosować do nowych czasów: zwiększyć liczbę godzin treningowych w akademii, postawić na bardzo ścisłe specjalizacje trenerskie, ściągać trenerów z innych dyscyplin, wcześniej wprowadzać piłkarzy do dorosłej piłki, bo Ajax jest klubem sprzedającym i dla niego 22-latek to już musi być piłkarz okrzepły w piłce, a nie wchodzący do niej. Ale to wymagało dużych inwestycji i rodziło ciągłe napięcia: jak dzielić pieniądze między szkolenie, a potrzeby pierwszej drużyny, jak stawiać mocno na młodzież, ale nie osłabiać się w walce o tytuły itd. W 2011 dołączył do tej grupy byłych piłkarzy-reformatorów Marc Overmars. W 2012 Edwin van der Sar. Gdy Bergkamp spierał się z Jonkiem, to szukał sojusznika w Overmarsie. Gdy Overmars spierał się z Bergkampem, szukał sojusznika w van der Sarze. A Jonk, gdy nie miał sojusznika, obrażał się i w ogóle nie przychodził na spotkania.

Zarządzanie „na mewę”: nadlecieć, pokrzyczeć, odlecieć i zostawić gó…o do posprzątania

Cruyff zawsze uważał, że konflikt jest twórczy. Ale przy założeniu, że to on jest ostatecznym rozjemcą. A w Ajaksie wcale nie chcieli go słuchać we wszystkim. No i on wcale nie zamierzał się przenosić z Barcelony do Amsterdamu. Nawet jeden z życzliwych mu działaczy powiedział w końcu w prasie, że problemem jest sam Cruyff: bo jest szefem, ale nigdy go nie ma w klubie. A jak nie ma szefa, to każdy z pozostałych czuje się trochę szefem. Jak to ujął jeden z felietonistów opisujących holenderską piłkę, Cruyff był zawsze zwolennikiem zarządzania „na mewę”: nadlecieć z wysoka, narobić krzyku, i odlecieć, zostawiając kupę gó…a i instrukcje, jak ją posprzątać.

Dziś to może brzmi niesprawiedliwie, ale przez pierwszych kilka lat tej Aksamitnej Rewolucji nie było jasne, czy ona przyniesie dobre efekty, czy Overmarsa nie przerasta dyrektorowanie, czy wierność ideałom jest w piłce cnotą, czy balastem. Zapasy gotówki rosły, Overmars pod tym względem miał niewątpliwy talent i jeszcze z dawnych czasów ksywę „Marco netto”. Ale wielkiego skoku jakościowego w kategoriach piłkarskich długo nie było. A sam Johan pożegnał się w 2015, oczywiście felietonem. Ostatnim w życiu felietonem o Ajaksie: w listopadzie 2015 ogłosił, że rezygnuje z roli doradcy klubu. Trzy tygodnie wcześniej dowiedział się, że ma raka płuc.

Ajax nie potrzebuje chorego Johana

Nie rezygnował ostatecznie. Planował wrócić do klubu, gdy wygra z rakiem. Zmarł cztery miesiące po tym felietonie. Z władzami Barcelony, z którymi był skłócony w ostatnich latach życia, zdążył się przed śmiercią pogodzić. Z Ajaksem nie. Tylko Wim Jonk się do niego jeszcze odzywał i interesował, co tam słychać. Ale Jonk był już jedną nogą poza Ajaksem i odszedł z klubu niedługo po Cruyffie, dołączając do jego fundacji. Reszta się od Johana odwróciła, tak on to czuł. A dokładniej: tak to opisuje de Groot, który w tamtych miesiącach dzwonił do Cruyffa po kilka razy dziennie, bo pracowali nad książką. Cruyff przechodził chemioterapie, słabł, ale potrzebował czuć się potrzebny. A Ajax go nie potrzebował. Nie potrzebowali go już ludzie, których wepchnął na szczyt klubu jako naczelny Aksamitny Rewolucjonista. Ajax, jego rodzina, klub który kiedyś półsierotę Cruyffa przygarnął po śmierci ojca razem z matką, zapewniając jej pracę w klubie. Klub, z którym Cruyff wszystko wygrał, a potem się skłócił i niektórzy koledzy tańczyli z radości, że odchodzi. Potem wrócił na koniec piłkarskiej kariery, w Ajaksie stał się trenerem, ale znów odszedł, zostawiając po sobie pomysły i naśladowców. Puchar Europy 1995 jest też w jakiejś części jego zasługą, nawet jeśli Louis van Gaal stał się z czasem z przyjaciela wrogiem. Ajax w finale Ligi Europy 2017 i w półfinale Ligi Mistrzów 2019 też ma gdzieś miejsce na podpis Cruyffa, choć on już tego nie doczekał.

Bergkamp mówi Boszowi: ty grałeś tylko w Feyenoordzie

Odszedł, ale twórczy ferment w klubie się nie skończył. Od śmierci Cruyffa w marcu 2016 Ajax prowadziło aż pięciu trenerów (jeden, Michael Reiziger, tylko tymczasowo). Dokończył swoją kadencję Frank de Boer, przyszedł po nim w lecie 2016 Peter Bosz, ale mimo finału Ligi Europy 2017 odszedł już po roku. Nie czuł się dobrze ze swoim sztabem współpracowników, chciał zmian, ale klub się nie zgodził. Od Bergkampa Bosz usłyszał kiedyś: ty grałeś tylko w Feyenoordzie. W domyśle: to jak ty możesz zrozumieć, jak w Ajaksie należy grać. Za Bosza przyszedł Marcel Keizer, były piłkarz Ajaxu. Bergkamp go wsparł i dołączył do jego sztabu. Po pięciu miesiącach Overmars i van der Sar (od 2016 dyrektor klubu, wcześniej był szefem marketingu) pogonili ich obu. Bergkampa też. Zrobił to jego były już przyjaciel Overmars. Ten, którego wcześniej Bergkamp zaprosił do powrotu do Ajaksu. Kilka lat później Overmars nawet nie był w stanie z Bergkampem uzgodnić warunków rozstania, trzeba było sprawy w sądzie.

Dziś o zasługach Bergkampa dla obecnego Ajaksu jest dość cicho, a to był przecież genialny nauczyciel (wie coś o tym Arkadiusz Milik) i niezły łącznik między światami szkolenia i wyczynowego grania. Ale różnice i zmęczenie sobą nawzajem były już zbyt wielkie. Bergkamp był przeciwny sprowadzaniu piłkarzy z zewnątrz, kosztem akademii, uważał np. że trzeba się pozbyć Hakima Ziyecha. Overmars i van der Sar przeciwnie, chcieli wzmacniać skauting i zacząć sprowadzać młodych piłkarzy za dużo większe pieniądze nich dotychczas, w poszukiwaniu takich perełek jaką się okazał David Neres. Kosztował bardzo dużo, jak na transfer nastolatka do Ajaksu, bo 12 mln euro. Ale ryzyko się opłaciło. Podobnie jak ryzyko wielkich wydatków i kominów płacowych przy powrotach do ligi Dusana Tadicia i Daleya Blinda.

Erik ten Hag, trener z wieloma znakami zapytania. A jednak udźwignął ciężar

Z trenerem też Overmars i van der Sar podjęli ryzyko. Po Keizerze przyszedł Erik ten Hag, któremu Bergkamp nie mógłby nawet wypomnieć, że grał tylko w Feyenoordzie. Bo nie grał w żadnym klubie z holenderskiej wielkiej trójki. Tylko w Twente, De Graafschap, Waalwijk, Utrechcie. Pochodzi spod granicy z Niemcami, czyli przykładając miarę Amsterdamu – z innego świata. Było mnóstwo znaków zapytania, czy się w Ajaksie odnajdzie. Pracował jako asystent w PSV (ale PSV to oaza spokoju przy gabinetowych walkach w Ajaksie i Feyenoordzie), pracował w rezerwach Bayernu w czasach Guardioli, do Ajaksu przychodził z Utrechtu.

A jednak nie zabrakło mu śmiałości. I jeszcze potrafił nią zarazić piłkarzy. Mówił o tym w wywiadach, że trzeba było pracować nad ich pewnością siebie, nauczyć ich bezczelności na boisku. Może nie aż takiej bezczelności, jaką mieli piłkarze Ajaksu z czasów Michelsa i Cruyffa, przekonani że wymyślili futbol na nowo. Ale jednak coś wielkiego ten Hag i jego piłkarze wymyślili i dopracowali. I chyba Cruyff już by nie miał sumienia się gniewać na Ajax, gdyby go można było dziś poprosić o komentarz. Jego syn Jordi mówi, że ojciec byłby z tego Ajaksu dumny. Z drużyny, która zrobiła lepsze wrażenie w remisowym dwumeczu z Bayernem w grupie, wyrzuciła z LM broniący tytułu Real, wyrzuciła faworytów z Juventusu. Po takiej serii trzeba się przed półfinałem zastanowić, czy rozmowy o Dawidach i Goliatach tu jeszcze w ogóle pasują. Do tego Ajax godzi Ligę Mistrzów z walką o pierwszy od 2014 roku tytuł mistrza kraju. A Dawidem przy Goliatach jest jeszcze tylko w porównaniach budżetów płac, tabel przychodów, itd., a zwłaszcza dochodów  z praw telewizyjnych. Około 10 mln euro rocznie z podziału praw w porównaniu do dochodów w wielkich ligach – śmiech na sali. Ale dla Realu i Juventusu to już śmiech przez łzy. Kto następny?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.