Liga Mistrzów. Bayern - Liverpool. Wiosna w pucharach: stygmat Roberta Lewandowskiego?

Dziś w meczu Bayern-Liverpool Robert Lewandowski zdaje egzamin ze strzelania kluczowych goli. W meczu przeciw trenerowi, który nauczył go czegoś ważnego o strzelaniu.
Zobacz wideo

„50 euro, że nie zdobędziesz dziś 10 bramek?” – pytał Juergen Klopp przed treningiem. Robert Lewandowski przyjmował zakład. I już trener był bogatszy o pięćdziesiątkę.

Lewandowski strzelał trzy gole. Cztery. Pięć. Irytował się bardzo, bo to było kolejne zderzenie polskich oczekiwań z dortmundzką rzeczywistością. Myślał, że będzie jak w Lechu, wszystko podane piłkarzowi na tacy, a Borussia w ogóle nie pomagała piłkarzom np. w znalezieniu i urządzeniu domu. Myślał, że będzie miał miejsce w składzie, jak obiecał Klopp. A był rezerwowym. Myślał że jako król strzelców polskich lig od ekstraklasy po trzecią coś tam o strzelaniu wie. Ale zakłady wygrywał trener.

– I zacząłem się po kolejnej przegranej z Kloppem rozglądać na boki: co robią inni? Ja się spieszyłem z oddaniem każdego strzału. A oni, kiedy trzeba było, piłkę sobie przyjęli i strzelali tam, gdzie chcieli. Bez zbędnego pośpiechu. Dla mnie to było odkrycie, bo wyjeżdżałem z Polski przekonany, że ćwiczenia strzeleckie polegają na kopaniu za wszelką cenę z pierwszej piłki. Że strzał z pierwszej to jest symbol doskonałości, niezależnie w jakiej pozycji byłem. Jak najszybciej. Jak najmocniej. A Klopp mi zwrócił uwagę, że nie tędy droga. Żeby oddawać strzał z pierwszej piłki, musisz najpierw nauczyć się trafiać tam, gdzie chcesz, po przyjęciu. A gdy już to umiesz, możesz przechodzić do woleja. Pomijanie tego etapu nie ma sensu. Szkoda, że nauczyłem się tego tak późno: jakości w przyjęciu, w podaniu, w odwróceniu się z piłką, w przyjęciu razem z ruchem – wspominał Lewandowski lekcje u Kloppa.

Było takich rad zmieniających myślenie chłopaka z Polski więcej. Że rozgrzewki robi się ostrożnie, a nie tak żeby dyszeć przy pierwszym gwizdku. Że nakręcanie się przed meczem jest przereklamowane. Że jego przesądy – np. nie wolno się na treningu wystrzelać z goli, bo potem zabraknie w meczu - to śmiech na sali. I tak dalej. Nie wszystkie nauki Lewandowski przyjmował chętnie: nie lubił grać na dziesiątce, za napastnikiem, nie dowierzał, gdy Klopp mu mówił, że ma talent do rzutów wolnych i powinien go doskonalić. Ale po latach, już jako trener Liverpoolu, Klopp powie: „Najlepszym piłkarzem jakiego prowadziłem, był Mario Goetze. Ale piłkarzem, który zrobił największy postęp, był Lewandowski”. A Robert już po kilku miesiącach wspólnych treningów powiedział: „Klopp już się ze mną przestał zakładać, bo teraz ciągle przegrywa”.

Kahn w 2018: „Lewandowski nie jest na takim poziomie, na jakim sam siebie widzi”

Przez ponad osiem lat od tamtych jesiennych lekcji w Dortmundzie Polak zdobył siedem tytułów mistrza Niemiec, trzy armaty dla króla strzelców Bundesligi, został najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii ligi niemieckiej, grał w finale Ligi Mistrzów i był dwa razy wicekrólem strzelców LM. A jednak usłyszał ostatniej wiosny, po dwumeczu z Realem Madryt w półfinale LM: „Lewandowski nie jest dziś na takim poziomie, na jakim sam siebie widzi. Takie okazje jakie miał, musi bezlitośnie wykorzystywać”.

Powiedział to w studiu telewizji ZDF Oliver Kahn. Takie były wtedy nastroje: Polak od miesięcy dawał do zrozumienia, że w Bayernie mu już za ciasno i chce odejść, mówił o problemach z motywacją na zwyczajne mecze Bundesligi. Grał mniej, oszczędzając siły na wiosnę i na mundial w Rosji. Ale gdy przyszło do wielkich meczów w Europie i meczów mundialu, przestał strzelać. Ostatnie bramki w LM zdobył w 1/8 finału przeciw Besiktasowi. Nie miał tym razem dobrego usprawiedliwienia. W poprzednich latach grał z półfinale z Barceloną ze złamanymi kośćmi twarzy, w ćwierćfinale z Realem Madryt z niedoleczonym barkiem.

Wiosną 2018 też miał swoje problemy, przez łękotkę musiał ograniczać treningi strzeleckie i zaciskać zęby przy każdej zmianie kierunku na boisku. Ale nie mówił o tym wówczas głośno. A i tak mało kto by to usprawiedliwienie przyjął, nastroje wśród kibiców Bayernu były wtedy takie: jeśli Lewandowski chce sobie odejść, krzyżyk na drogę, Mario Mandżukić może gorzej od niego grał w piłkę, ale dał nam Puchar Europy 2013, itd. Poirytowani próbami odejścia do innego klubu szefowie Bayernu nie brali Lewandowskiego w obronę. Również wtedy, gdy w studiach telewizyjnych i w gazetach robiono z Polaka jednego z głównych winowajców odpadnięcia Bayernu.

Lewandowski z samotnika – wicekapitanem. Bez oszczędzania się, bez kontuzji, bez narzekania

Minął niespełna rok i niemal wszystko się zmieniło. Lewandowski już nigdzie się z Bayernu nie wybiera. Nie narzeka na żadne urazy, nie uzgadnia z trenerem, w którym meczu może odpocząć (obaj mieli rok temu z Juppem Heynckesem dobre intencje, ale nie wyszło, przez oszczędzanie się Lewandowski tylko rozregulował rytm). Ostatni raz odpoczywał od gry pod koniec września, gdy Bayern mierzył się z Augsburgiem. Z wielkiego samotnika Bayernu stał się u Niko Kovaca drugim wicekapitanem. Szefowie klubu biorą na celownik tych, którzy przesadzają z krytyką Lewandowskiego w telewizyjnym studiu. A Oliver Kahn jest bardzo poważnym kandydatem na przyszłego szefa Lewandowskiego w Bayernie.

Polak prowadzi wśród strzelców i w Bundeslidze i Lidze Mistrzów, już ma więcej goli w LM niż w całym poprzednim sezonie. Ale jedno jest bez zmian: dwa gole z Besiktasem w 1/8 finału pozostają ostatnimi w fazie pucharowej. Potem było sześć pucharowych meczów bez gola, a pierwszy z Liverpoolem na Anfield był dla Lewandowskiego powtórką z wielu innych wiosennych meczów LM. Pod eskortą obrońców rywala został pozbawiony swobody, wypchnięty z gry aż pod linię środkową, gdzie spędził najwięcej czasu z piłką. Na podstawie jego średnich pozycji z tego meczu można by pomyśleć, że to parametry meczowe odważnie grającego lewego obrońcy, a nie środkowego napastnika. Robert Lewandowski tylko trzy razy dostał piłkę w polu karnym. I to się stało w walce z Joelem Matipem i Fabinho, a dziś do obrony wraca gigant Virgil van Dijk.

Lewandowski aż do poprzedniego sezonu nie był napastnikiem, który rzadziej strzela gole w LM wiosną niż jesienią. Statystyki z meczów grupowych i pucharowych miał bardzo podobne. Ale strzelecka flauta od 1/8 finału w 2018 zaczyna te statystyki psuć.

Bayern w Liverpoolu: pierwszy raz od czterech lat bez celnego strzału

U Niko Kovaca Polak zmienił nieco sposób gry. Bardziej dziś pracuje na kolegów z ataku, ma dużo więcej asyst, więcej sprintów w obronie, przebiega więcej kilometrów. Ale w Liverpoolu to się nie zamieniło na żadną bramkę dla Bayernu. Mało tego: jak wyliczyła „Frankfurter Allgemeine Zeitung” w tekście zatytułowanym „Stygmat Roberta Lewandowskiego”, na Anfield pierwszy raz od czterech lat Bayern nie oddał w Lidze Mistrzów celnego strzału. Mistrzowie Niemiec wyszli z nastawieniem: przede wszystkim nie stracić. Bayern, którego obrona przeciekała od początku pracy Niko Kovaca, właśnie na Anfield przełączył się na inny tryb. Nazwany półżartem Kovacenaccio. – Nie ma co ukrywać, mieliśmy przed meczem w Anglii pełne gacie – mówił prezes Uli Hoeness. Bayern, skazywany przez wielu na odpadnięcie z Liverpoolem, potrzebował tego wyjazdowego 0:0, żeby sobie i innym udowodnić, że zbyt wcześnie rozdano w tej parze role.

– W Bundeslidze jeden czy drugi się czasem oszczędza, nie zawsze pomaga kolegom. I wtedy trener bywa bezradny – mówił wówczas Niko Kovac, tłumacząc tę przemianę. Ona się okazała trwała. Obrona Bayernu przestała przeciekać, od Anfield Bayern w trzech kolejnych spotkaniach zdobył komplet punktów, strzelając dwanaście goli, a tracąc tylko jednego. Drużyna potrzebowała na Anfield mentalnego wzmocnienia, tego impulsu którym było powstrzymanie ofensywy Liverpoolu. Ale w rewanżu Bayern potrzebuje już goli. A to że o nie nie powalczył na Anfield oznacza, że w środę każdy atak Liverpoolu będzie potencjalnie na wagę awansu drużyny Kloppa. Liverpool wprawdzie słabo radził sobie ostatnio na wyjazdach, przegrał wszystkie mecze obecnej LM na obcych stadionach. Ale jak pokazał mecz Bayernu na Anfield bez straty gola, takie przeszłe statystyki w chwili próby okazują się często niewiele warte.

Bayern: dobre statystyki, dobra atmosfera i kilka niepokojących informacji

Bayernowi przez pięć ostatnich lat zdarzyły się w Lidze Mistrzów tylko dwa mecze u siebie bez gola: z Realem Madryt w 2014, w pamiętnym rewanżowym laniu, 0:4 za kadencji Pepa Guardioli. I rok temu 0:0 z Sevillą, ale w tym meczu Bayern bronił spokojnie zaliczki z pierwszego spotkania w Sewilli. Bayernowi wszystko się ostatnio zaczęło układać: już się zrównał z Borussią Dortmund, choć tracił do niej w pewnym momencie dziewięć punktów. Piłkarze coraz lepiej rozumieją pomysły Kovaca, zwłaszcza przy przejściach z obrony do ataku i na odwrót.

Joachim Loew odsuwając od kadry Thomasa Muellera, Matsa Hummelsa i Jerome’a Boatenga dał Kovacowi pole do popisu i trener z tego skorzystał, wystawiając wszystkich trzech na ostatni mecz. Choć przecież w różnych momentach z ostatnich miesięcy z każdym z nich miewał nie po drodze. Są dobre statystyki, jest dobra atmosfera, ale jest też duża wątpliwość jeśli chodzi o siłę ataku Bayernu w środę. Thomas Mueller, ulubiony kompan Lewandowskiego w ataku, jest zawieszony. Kartki wyeliminowały też Joshuę Kimmicha, który bardzo często asystuje przy golach Polaka. Kingsley Coman dopiero wrócił do zdrowia.

Tym bardziej oczy wszystkich będą skierowane na Lewandowskiego. Zwłaszcza po tym, co zrobił w Turynie Cristiano Ronaldo, pokazując z jakich problemów może wyratować drużynę napastnik wielkiej klasy. Lewandowski dotychczas w Lidze Mistrzów zawsze w 1/8 finału strzelał co najmniej jednego gola. Ale jeszcze nigdy w 1/8 finału nie mierzył się z aż tak mocnym rywalem. W środę każdy jego gol będzie się liczył za dwa. I nie będzie innej niż gol lub asysta dobrej odpowiedzi na takie głosy jak Kahna przed rokiem, jak niedawna krytyka ze strony Didiego Hamanna, czy jak słowa Romana Weidenfellera, byłego kolegi z Borussii Dortmund. – Robert nie miał z nami za wiele kontaktu, bo on kieruje się ambicją, zawsze chciał być najlepszy. Ale szczerze mówiąc, mimo wyjątkowych umiejętności, nie da rady wyprzedzić takich jak Cristiano czy Messi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.