- Nie wiem, czy to odpowiedni trener do wygrania Ligi Mistrzów - powiedział Medhi Benatia, który odszedł zimą z Juventusu. - Jego styl gry nie jest odpowiedni do wygrania LM. W Europie wygrywa się ofensywnym futbolem - stwierdził Arrigo Sacchi, jeden z najczęstszych krytyków Massimiliano Allegriego. Zarzuca się mu, że jego zespołom brakuje fantazji, że grają zbyt defensywnie i nie wykorzystują w pełni swojego potencjału, nawet jeśli wygrywają. Sacchi od dawna apeluje do Allegriego o to, by "Stara Dama" zaczęła grać inaczej. - Chciałbym zobaczyć więcej odwagi. Juventus jest liderem we Włoszech. Nikt nie ma takich piłkarzy, takiej organizacji, ale nie może być wzorem do naśladowania ze względu na podejście do gry - twierdzi legendarny włoski trener.
Massimiliano Allegri go nie słuchał. - Jeśli ktoś mnie krytykuje, to nie mój problem, tylko jego - odpowiadał na krytykę. Ale po wyjazdowej porażce z Atletico Madryt Allegri był przez część ekspertów nazywany tchórzem. Nie wystawił Joao Cancelo (który wyrósł w tym sezonie na jednego z najlepszych bocznych obrońców na świecie), bo postawił na Mattię De Sciglio. Powód? Jego zdaniem dawał więcej pewności w defensywie. Ta decyzja pokazała jednak jego strach i pokazała podejście Juventusu. "Stara Dama" walczyła przede wszystkim o to, by nie stracić gola. Dlatego nie wystawiła swojego kluczowego piłkarza. - Widziałem zespół bez woli walki, bez charakteru. Juventus nie miał problemu z tym, by się bronić i czekać - powiedział Andrea Pirlo po czym dodał, że "kto się boi, ten nie wygra Ligi Mistrzów".
Kunktatorskie podejście zdaje się denerwować czasem nawet Cristiano Ronaldo. Gdy Juventus prowadził w niedawnym hicie ligi włoskiej z Napoli, cały zespół cofnął się i nie przeszkadzał gospodarzom w rozgrywaniu piłki. Nawet na transmisji TV było słychać jak Portugalczyk krzyczy "Mister!", starając się przekonać Allegriego do tego, że warto podejść nieco wyżej i nie czekać tylko na to, co zrobi rywal, przejąć kontrolę. Juventus nie zmienił swojej strategii i ostatecznie wygrał to spotkanie, ale tylko dzięki zmarnowaniu rzutu karnego przez Lorenzo Insigne.
Podejście Allegriego znakomicie pokazało również ubiegłoroczne starcie z Realem Madryt. Juventus przegrał u siebie 0:3 i wydawało się, że wszystko jest już przesądzone. Na Santiago Bernabeu działy się jednak rzeczy niesamowite. Rozjuszony Juventus ruszył na przeciwnika i już w 60. minucie prowadził 3:0. Jednak wtedy Allegri zatrzymał szaleńczy napór. Nie starał się dobić zamroczonego przeciwnika i wykorzystać jego słabości. Zamiast tego wyczekiwał dogrywki. Nie doczekał się jej, marzenia Juventusu zabił Cristiano Ronaldo w 97. minucie.
We wtorek Allegri nie popełnił tego błędu po raz kolejny. Przy wyniku 2:0 - również dającym dogrywkę! - zrobił coś, co wydaje się wbrew jego naturze. Postanowił poszukać zabójczego, nokautującego ciosu. Wprowadził na boisko Paulo Dybalę i Moise Keana. Dwaj ofensywni piłkarze zmienili Mario Mandżukicia (czyli kolejnego napastnika) oraz... lewego obrońcę, Leonardo Spinazzolę. Na jego miejsce przeszedł Federico Bernardeschi, grający przez większość spotkania na prawym skrzydle. Już po kilku minutach Juventus posłał swojego rywala na deski, za sprawą fenomenalnego rajdu Bernardeschiego i "jedenastki" wykorzystanej przez Cristiano Ronaldo.
To była ostatnia z serii znakomitych decyzji Allegriego. To dzięki nim Juventus zrehabilitował się po fatalnym pierwszym spotkaniu. Jednym z bohaterów spotkania został Leonardo Spinazzola, którego trener zimą nie puścił na wypożyczenie do Bolonii. Spinazzola debiutował w Lidze Mistrzów, ale grał niczym stary wyjadacz. Swoje najlepsze spotkanie w Juventusie rozegrał krytykowany Emre Can. Gdy Juventus był przy piłce, Niemiec przeistaczał się z pomocnika w obrońcę - dzięki temu Spinazzola i Joao Cancelo mieli swobodę do działań w ofensywie (Portugalczyk zaliczył asystę przy drugim golu). W pierwszym spotkaniu podobną rolę miał pełnić Rodrigo Bentancur, ale trudno w ogóle porównywać te efekty. Do tego Allegri zrezygnował z Paulo Dybali i w jego miejsce wprowadził Federico Bernardeschiego. To właśnie on był najleszy na boisku według Claudio Marchisio.
Trener Juventusu nie mając nic do stracenia po pierwszym meczu spuścił swoich zawodników ze smyczy. Okazało się, że drzemią w nich bestie. Bestie zdolne zagryźć każdego, nawet uznawane za mistrzowskie w tej dziedzinie Atletico Madryt. W tej chwili Arrigo Sacchi pewnie chciałby znać odpowiedź na pytanie: czy turyńskie bulteriery nie trafią znów do klatki?