Liga Mistrzów. Juventus był faworytem całych rozgrywek. Teraz nie jest już nawet faworytem do awansu do ćwierćfinału

Juventus według wielu był w tym roku faworytem do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Głównie przez to, że mają Cristiano Ronaldo i dysponują świetną defensywę. Ale już pierwszy mecz z Atletico Madryt pokazał, że teoria znaczy niewiele, a największe problemy wynikały właśnie z błędów w obronie. Zupełnie zawiódł też Cristiano Ronaldo. Juventus zasłużenie przegrał z Atletico 0:2. 
Zobacz wideo

Leo Messi, Andrea Pirlo, Jose Mourinho, Marcello Lippi, i Jurgen Klopp jednogłośnie stwierdzili, że głównym kandydatem do wygrania Ligi Mistrzów jest Juventus. Bukmacherzy się zgodzili i za zwycięstwo Starej Damy płacili najmniej. Zaprzeczał tylko Massimiliano Allegri wskazując na FC Barcelonę.

Grupę H wygrali bez większych problemów. Potknęli się dwa razy – pechowo z Manchesterem United, gdy stracili dwie bramki w końcówce meczu i w ostatniej kolejce z Young Boys, gdy byli już pewni awansu do fazy pucharowej. Zabrakło im szczęścia w losowaniu, bo Atletico Madryt było tym zespołem, na który żaden ze zwycięzców grup nie chciał od razu trafić. W Serie A Juventus ma trzynaście punktów przewagi nad Napoli i może już oswajać się z ósmym mistrzostwem z rzędu. Mecz z Atletico, rozgrywany w Madrycie miał zweryfikować opinię największych piłkarskich autorytetów i pokazać rzeczywistą siłę Juventusu. Wreszcie na tle wymagającego rywala. Ten obnażył słabości mistrza Włoch już w pierwszym meczu.

Cristiano Ronaldo zmarnował kluczową okazję 

Juventus jednym z faworytów jest właściwie co roku. W ostatnich latach dwa razy przegrywali w finale, w poprzednim sezonie w ćwierćfinale wyeliminował ich Real Madryt, późniejszy zwycięzca. Kluczowy był pierwszy mecz, wygrany przez „Królewskich” 3:0 i popis Cristiano Ronaldo, który strzelił dwa gole i asystował przy trafieniu Marcelo. Jednak w rewanżu na Santiago Bernabeu, Juventus jeszcze w 96. minucie prowadził 3:0 i był bliski dogrywki. Ale wtedy sędzia podyktował rzut karny, do piłki podszedł Ronaldo, uderzył nie do obrony i przesądził o awansie Realu. 

Tego oprawcę, króla Ligi Mistrzów i fazy pucharowej, pięciokrotnego zwycięzcę tych rozgrywek mieli teraz po swojej stronie. Juventus kupił Ronaldo i z „jednego z faworytów” w opinii wielu stał się kandydatem numer jeden. Portugalczyk wrócił do Madrytu po raz drugi od czasu opuszczenia Realu. W zeszłym miesiącu musiał stawić się w sądzie i przyjąć wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu oraz karę grzywny za oszustwa podatkowe. Wizyta na Wanda Matropolitano była jeszcze gorsza, bo o ile opuszczając sąd Ronaldo pod nosem się uśmiechał, tak w środę powodów do radości nie miał absolutnie żadnych. Poza jednym strzałem z rzutu wolnego, który Jan Oblak i tak zdołał obronić, nie dał swojemu zespołowi nic. Rzadko dochodził do sytuacji strzeleckich, a gdy już uderzał na bramkę to z nieprzygotowanych pozycji i bardzo niecelnie. W doliczonym czasie gry też nie trafił w bramkę po dobrym dośrodkowaniu Bentancura.

Słaba gra w ofensywie, błędy w środku pola i gole stracone po stałych fragmentach gry

W grze ofensywnej zawiódł jednak cały Juventus. Taktyczny pojedynek między Massimiliano Allegrim, a Diego Simeone wygrał Argentyńczyk, który zagęścił środek pola i rozbijał większość ataków Juventusu już trzydzieści metrów od swojej bramki. Piłkarzom Juve brakowało szybkości, nieszablonowych zagrań, które pozwoliłoby zgubić „natrętnych” obrońców Atletico. Plan Simeone był prosty – pressingiem zmusić rywali do błędu, przejąć piłkę i jak najszybciej ruszyć z kontrą. Niebezpieczeństwo pod bramką Wojciecha Szczęsnego brało się głównie ze strat w środku pola. 

Gdy nieskoncentrowany w pierwszej połowie był Blaise Matuidi, Atletico było blisko wywalczenia rzutu karnego. Sędzia posiłkował się VAR-em i słusznie zauważył, że Diego Costa był faulowany tuż przed polem karnym, a nie w nim, jak próbował wmówić sędziemu. Gdy piłkę tracił Rodrigo Bentanancur, Antoine Griezmann omal nie przelobował Szczęsnego. Polak fantastycznie się wybił i zdołał podbić piłkę, dzięki czemu spadła na poprzeczkę. Błąd przytrafił się nawet Giorgio Chielliniemu, któremu piłka odskoczyła po odbiciu od głowy. Wystarczyło jedno przytomne podanie Griezmanna, by Costa biegł niemal przez całą połowę boiska na spotkanie sam na sam ze Szczęsnym. Uciekł Leonardo Bonucciemu, ale w kluczowym momencie skiksował. Nieczysto trafił w piłkę i ta przeszła dobre dwa metry obok bramki.

Po tym spotkaniu Jose Mourinho na pewno nie powtórzy swojej opinii, że obrońcy Juventusu mogliby wykładać na uniwersytecie grę w defensywie. Przeciwko Atletico popełnili zaskakująco dużo błędów – najpierw w strefie środkowej, a w końcówce meczu po stałych fragmentach gry. Po rzucie rożnym stracili gola na 1:0. Główkował Alvaro Morata, który kilka minut wcześniej sam trafił do siatki, ale sędzia uznał, że przed strzałem faulował Boucciego. Po jego strzale olbrzymie zamieszanie w polu karnym wykorzystał Jose Maria Gimenez i oddał strzał, którego obrońcy Juventusu nie zdążyli już zablokować. Na kwadrans przed końcem meczu Atletico zasłużenie wyszło na prowadzenie. A w 83. minucie, tym razem po rzucie wolnym na 2:0 trafił drugi ze środkowych obrońców – Diego Godin. W obu sytuacjach zawiedli obrońcy, a Szczęsny miał niewielkie szanse na skuteczną interwencję.

Atletico imponowało nie tylko grą w defensywie

Można było przypuszczać, że mecz tych dwóch zespołów będzie tak przesiąknięty taktycznym reżimem, że okaże się nudny dla zwykłych kibiców oczekujących goli i porywających akcji. Pewnie to miał na myśli Chiellini, który przed meczem stwierdził, że Atletico to zespół grający po włosku. „Rojiblancos” postanowili zerwać z opinią zespołu tylko się broniącego. W środowy wieczór atakowali zaskakująco często. Długo byli nieskuteczni, mieli pecha, ale w końcówce spotkania dopięli swego strzelając gole po stałych fragmentach gry. Do tego dołożyli skuteczną, znakomicie zorganizowaną grę w defensywie i w pełni zasłużenie pokonali Juventus 2:0. Piłkarze Allegriego w rewanżu muszą zagrać zupełnie inaczej. Z faworyta całych rozgrywek stali się jednak faworytem do odpadnięcia tuż po wyjściu z grupy. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.