Liga Mistrzów. Liverpool - Napoli, czyli hit, w którym by³o niemal wszystko. Zabrak³o mocnego, polskiego akcentu

Liverpool pokona³ Napoli 1:0 i awansowa³ do 1/8 fina³u Ligi Mistrzów. Mecz na Anfield Road nie rozczarowa³, bo zabrak³o w nim jedynie mocnego, polskiego akcentu. A i na to szansa by³a, bo losy rywalizacji móg³ odwróciæ Arkadiusz Milik.
Zobacz wideo

Była druga z czterech doliczonych do drugiej połowy minut, kiedy w sytuacji sam na sam z Alissonem Beckerem znalazł się Arkadiusz Milik. Reprezentant Polski najpierw uwolnił się spod opieki Dejana Lovrena, następnie przyjął piłkę lewą nogą i kopnął ją prawą, jednak uderzył wprost w brazylijskiego bramkarza Liverpoolu.

24-letni napastnik mógł strzelić gola na 1:1 i stać się bohaterem Napoli na Anfield Road. Mógł, ale okazję zmarnował, przez co wyjazd do Liverpoolu kojarzyć mu się będzie tak, jak cała tegoroczna edycja Ligi Mistrzów. Źle i frustrująco.

Milik na plus, Zieliński na minus

Milik, który w pierwszej kolejce przeciwko Crvenej zvezdzie (0:0) zagrał 90 minut, do grania w Lidze Mistrzów wrócił po półtora miesiąca. Reprezentant Polski na boisku pojawił się w 67. minucie, zmieniając bezproduktywnego Driesa Mertensa. 24-latek wniósł ożywienie do smętnych poczynań Napoli.

W 71. minucie składającego się do strzału Milika w ostatniej chwili ubiegł Virgil van Dijk. 120 sekund później nasz reprezentant podawał do Piotra Zielińskiego, którego strzał poszybował wysoko nad bramką Alissona. W 79. minucie to Milik zgraniem do Lorenzo Insigne zapoczątkował akcję, w której z bliska fatalnie przestrzelił Jose Callejon.

Milik, w przeciwieństwie do wprowadzonego w 62. minucie Zielińskiego, był impulsem dla Napoli. Polak mógł też dać włoskiej drużynie awans, ale swoją szansę zmarnował. Mecz na Anfield skończył się rozczarowaniem dla drużyny Carlo Ancelottiego, tak samo jak rozczarowaniem skończyła się dla naszych graczy tegoroczna Liga Mistrzów.

Zieliński w sześciu meczach uciułał raptem 181 minut. Milik w czterech spotkaniach na boisku przebywał sześć minut dłużej. Polacy - poza pierwszą kolejką - głównie rezerwowi, nie strzelili żadnego gola, nie zanotowali asyty.

Dobry początek Napoli...

Wieczór na Anfield Road wcale nie musiał być dla Napoli smutny. W pierwszych minutach goście realizowali to, co na poniedziałkowej konferencji prasowej zapowiadał Ancelotti. Włoch podkreślał, że jego pi³karze nie mogą się cofnąć i oddać inicjatywy Liverpoolowi. Liverpoolowi, który na własnym terenie zmienia się w ofensywną bestię.

I w pierwszych minutach Napoli było uważne i odważne. W 8. minucie nieźle uderzał Marek Hamsik, pięć minut później ładny kontratak wyprowadził Mertens. Akcja została jednak brutalnie przerwana przez van Dijka, który zamiast czerwonej, obejrzał jedynie żółtą kartkę. Właśnie mniej więcej w tym momencie skończyło się paliwo Napoli, a zaczęła się wyrachowana i mądra gra Liverpoolu.

... i dominacja Liverpoolu

Z minuty na minutę drużyna Jurgena Kloppa wyglądała coraz lepiej i pewniej. "The Reds" z każdą chwilą zyskiwali kontrolę nad meczem. Wszystko dzięki znakomicie grającemu i uzupełniającemu się środkowi pola: James Milner, Jordan Henderson, Georginio Wijnaldum. A przecież na ławce siedzieli jeszcze sprowadzeni za łączną kwotę ponad 100 mln euro Fabinho i Naby Keita...

Pierwsze ostrzeżenie Napoli dostało w 22. minucie, ale wtedy Sadio Mane byłna spalonym. 12 minut później litości nie miał już jednak Mohamed Salah. Egipcjanin najpierw wygrał (jedyny?) pojedynek z dokonałym tego wieczoru Kalidou Koulibalym, a chwilę później ośmieszył Davida Ospinę.

Liverpool objął prowadzenie, którego pilnował jak oka w głowie. Zespół Kloppa nie szarżował, nie przeprowadzał huraganowych ataków, do których kibiców na Anfield Road przyzwyczaił. Zamiast nich była pełna dominacja i kontrola, na które pozwalała przewaga w środku pola. Przewaga wynikająca ze słabości i Hamsika, i Zielińskiego i Fabiana Ruiza. Tak było przynajmniej do 70. minuty.

Pudła naznaczyły końcówkę

Wtedy mecz, przed którym było mnóstwo różnych wariantów, zmienił się z wyrafinowanego futbolu w słabą walkę bokserską. Słabą, bo okazji do skończenia rywala z obu stron było sporo, ale brakowało w niej celnych ciosów.

O pudłach Milika i Callejona już przerobiliśmy. W 74. minucie Ospina dwukrotnie świetnie zatrzymał Salaha. Trzy minuty później to samo zrobił z Mane. Senegalczyk zdążył jednak zaliczyć jeszcze dwa spektakularne pudła. W 87. minucie z bliska uderzył obok bramki, w ostatnich sekundach zrobił to samo w sytuacji sam na sam z kolumbijskim bramkarzem Napoli.

Hit z ostatniej kolejki na pewno nie rozczarował. Było w nim niemal wszystko: imponujący pressing, tempo i intensywność, sytuacje wykorzystane i zmarnowane, indywidualne popisy zawodników, sędziowska kontrowersja, bohaterowie, antybohaterowie i cierpliwość Liverpoolu... Zabrakło (niestety) polskiego mocnego akcentu. Akcentu, który przedłużyłby obecność Zielińskiego i Milika w Lidze Mistrzów.

Wiêcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.