Liga Mistrzów. Viktoria Pilzno powinna być wzorem dla polskich klubów. Przepaść

Nie Real Madryt, nie Bayern Monachium, nie Juventus. Właściciele polskich klubów powinni uważnie oglądać spotkanie Viktorii Pilzno z CSKA Moskwa (2:2), by zobaczyć, jak tworzy się drużynę na miarę swoich możliwości. I przy okazji spalić się ze wstydu.

Pilzno ma 171 tys. mieszkańców. Tyle samo, co Bielsko-Biała, niewiele mniej niż Sosnowiec czy Radom. Tamtejsza Viktoria powinna stać się wzorem dla Legii Warszawa, Lecha Poznań i innych polskich klubów. Czesi pokazują, że nie potrzeba milionów na wzmocnienia i głośnych transferów, podstarzałych gwiazd, by osiągać sukcesy. Viktoria gra w Lidze Mistrzów już po raz trzeci. Niewiele brakowało, by ta przygoda rozpoczęła się od zwycięstwa (zadecydował gol z 95. minuty).

Liga Mistrzów. Najciekawsze statystyki pierwszej kolejki

Przepaść między Viktorią a Legią

-Smutna prawda jest taka, że Viktoria Pilzno to ubogi krewny w Lidze Mistrzów - pisała przed meczem "Nova Sport". Jej zawodnicy są wyceniani na 31 mln euro. Najmniej spośród wszystkich drużyn. Piłkarze CSKA Moskwa są warci prawie trzy razy więcej (84 mln euro). Budżet Viktorii na ten sezon wynosi niecałe 10 mln euro. Dla porównania budżet Legii w 2017 roku po awansie do Ligi Mistrzów wynosił aż 66 mln euro. Przepaść. Tak samo wielka przepaść dzieli oba kluby również na boisku, ale tutaj to mistrzowie Czech deklasują mistrzów Polski.

Valencia - Juventus. Czy Cristiano Ronaldo słusznie został ukarany czerwoną kartką?

Wielkie czeskie zakupy

Przepaść finansowa dzieli również Viktorię od jej krajowych rywali. Rok temu Sparta Praga wydała na nowych zawodników 16 mln euro. Sam Nicolae Stanciu kosztował 3,75 mln euro! Aż na ośmiu piłkarzy wydano ponad milion euro. I to nie licząc wypożyczonego z Interu Mediolan Jonathana Biabiany'ego. Będąca w chińskich rękach Slavia Praga latem kupiła Petera Olayinkę z Gentu za 3,2 mln euro i dwóch innych piłkarzy. Łącznie wydała ponad 7 mln euro. Rok wcześniej pozyskano znane wielu kibicom nazwiska: Miroslava Stocha, Rusłana Rotania, Halila Altintopa czy Danny'ego z Zenita Sankt-Petersburg.

Viktoria nawet przy swoich czeskich rywalach wygląda na ubogiego krewnego. Latem nie kupiła nikogo. Rok temu za dwóch piłkarzy wydała po milion euro, co było jej transferowym rekordem (a i tak zarobiła na czysto 1,5 mln euro). Najdroższe transfery Viktorii są dopiero na 16. miejscu w historii ligi czeskiej.

Jej najlepszym strzelcem jest 25-letni Michael Krmencik, który mimo ofert do tej pory nie odszedł do silniejszej ligi. Drugi najlepszy strzelec poprzedniego sezonu, czyli Marek Bakos, został wypożyczony do Spartaka Trnawy. Tego samego, który weeliminował Legię Warszawa. Kluczowymi zawodnikami są jeszcze 35-letni Milan Petrzela (miał roczną przygodę w Bundeslidze), 32-letni Daniel Kolar (rok grał w Turcji), 29-letni Martin Zeman (grał rok w Austrii i Szwajcarii), 30-letni Tomas Horava, 29-letni Radim Reznik i 28-letni Jan Kopic. Ta ostatnia trójka nigdy nie grała poza Czechami. To pokazuje, że nie trzeba wielkich nazwisk, by osiągać sukcesy.

Benfica - Bayern 0:2. Bayern okulały po kontuzjach, ale dalej niedościgniony

Czesi zostawili Polskę daleko w tyle

Brak wielkich transferów nie ma żadnego znaczenia. Od 2011 roku - momentu zdobycia pierwszego mistrzostwa - Viktoria okazywała się najlepsza w pięciu z siedmiu sezonów. W tym czasie wydała na transfery 10 mln euro, sprzedała piłkarzy za cztery miliony więcej. Ostatnio nie dała szans Slavii Praga, a Sparta zajęła dopiero piąte miejsce. I to zapewniło awans do Ligi Mistrzów. Wszystko dzięki rozwojowi czeskiego futbolu.

Polacy mogą Czechom tylko zazdrościć. Jeszcze w 2012 roku w klubowym rankingu UEFA (określającym siłę lig na podstawie występów klubów w europejskich pucharach, służy do przydziału liczby zespołów w pucharach), Czesi zajmowali 19. miejsce. Wyprzedzali Polskę o zaledwie 0.4 pkt (20.350 do 19.916). Sześć lat później Czesi są już na 13. miejscu (30.175 pkt). Polacy praktycznie się nie ruszyli, są na 21. pozycji (20.125 pkt). To zasługa dobrych występów Sparty Praga (obecnie 42. miejsce w rankingu klubowym) i Viktorii Pilzno (45. miejsce, w "niepamięć" odszedł znakomity sezon 2012/13).

Dla porównania Legia Warszawa jest 59., aż szkoda wspominać o innych polskich klubach. Jednak obecna sytuacja Czech nie wygląda najlepiej. Mogą stracić drugie miejsce w eliminacjach Ligi Mistrzów. To głównie ze względu na fatalną postawę Sparty - ostatnio odpadała w trzeciej i drugiej rundzie eliminacji Ligi Europy z serbskimi ekipami (Crveną Zvezdą i Spartakiem Subotica).

Sensacyjna porażka Manchesteru City, czerwona kartka Ronaldo, Real zdominował Romę [PODSUMOWANIE ŚRODY W LM]

Ojcowie sukcesu

Viktoria jednak nie zawodzi i jest najrówniej grającym czeskim klubem w pucharach. Za jej sukcesami stoi dwóch panów.

Tomas Paclik przejął klub i został jego prezesem w 2010 roku. Roczny budżet wynosił zaledwie trzy miliony euro. Viktoria od razu zdobyła mistrzostwo Czech i awansowała do Ligi Mistrzów. Zarobiła na tym ok. 20 mln euro. Po długich rozważaniach zdecydowano, że pieniądze nie zostaną przeznaczone na podwyżki czy kupno nowych zawodników. Część pieniędzy dostali piłkarze w formie premii - ich zarobki i tak nie były za wysokie, wynosiły po kilka tysięcy euro miesięcznie - a resztę zainwestowano przede wszystkim w przebudowę stadionu. - Gdy mówię o celach długofalowych, powtarzam każdemu trenerowi, że dbanie o wysoką frekwencję jest jednym z kluczowych zadań. Jest to powiązane z atrakcyjną grą. Chcemy kibiców, którzy cieszą się piłką i będą regularnie przychodzili na stadion. To tak samo ważne, jak cele sportowe - tłumaczył swoją wizję w 2015 roku.

Podoliński o czerwonej kartce Ronaldo: Sędziowie nie dojechali na ten mecz!

Zostawił Viktorię, ale wrócił

Tę wizję doskonale realizuje Pavel Vrba. To on wprowadził Viktorię na salony - zdobył z nią pierwsze mistrzostwo i grał w Lidze Mistrzów. - Zawsze pamiętaj, że to nie był stracony czas - baner z takim napisem kibice odsłonili w grudniu 2014 roku. Viktoria wygrała z CSKA Moskwa 2:1 po golu Tomasa Wagnera w ostatniej minucie, co zapewniło trzecie miejsce i grę w Lidze Europy. Był to jednak słodko-gorzki moment - ostatni mecz Vrby w roli trenera Viktorii. Dał się skusić czeskiej federacji, która wpłaciła jego klauzulę odejścia. Awansował z nią na Euro 2016. Francuski turniej zakończył się jednak klapą, tak jak i krótka przygoda Vrby z Anży Machaczkałą. Rosyjski klub miał ogromne ambicje, kilka lat temu potrafił wydać ponad 80 mln euro w jednym oknie transferowym i pozyskać Samuela Eto'o, ale projekt nagle upadł. Anży spadło do niższej ligi.

Vrba ostatecznie wrócił do Pilzna, bo "znał środowisko, władze klubu, piłkarzy i chciał walczyć o wysokie cele". Idealnie pasuje do koncepcji Paclika. Jest znany z ofensywnego stylu gry swoich zespołów. Ważny jest też inny czynnik. Viktoria osiąga sukcesy z 20 Czechami, czterema Słowakami i jednym Nigeryjczykiem w kadrze. - Stawiam na opcję czechosłowacką. Kupowanie zagranicznych piłkarzy jest dużo bardziej podchwytliwe niż poleganie na sprawdzonych lokalnych piłkarzach.

Poza tym Czechy nie są pożądanym krajem wśród zagranicznych piłkarzy. Przyjeżdżają tutaj, gdy kończy im się kontrakt gdzie indziej lub chcą się rozwinąć i myślą tylko o sobie. Wolę pracować z piłkarzami, którzy mają wysokie ambicje sportowe - wytłumaczył swoje przekonania. Skrytykował przy okazji postępowanie Sparty Praga. Rywala, który mimo znacznie większych nakładów finansowych nie jest w stanie nawiązać walki z Viktorią. - Zagraniczni piłkarze powinni być wyjątkowi, poprawiać poziom ligi czeskiej. Ale ostatecznie wielu z nich się to nie udaje.

Przy okazji jest bardzo pragmatyczny. Z pierwszego koszyka chciał wylosować Lokomotiw Moskwę. - Rozsądni fani zrozumieją, o co mi chodzi. Nierozsądni nie zrozumieją - odpowiedział zapytany dlaczego. Większość jego piłkarzy marzyła o Realu Madryt i go dostała. Tylko Roman Prochazka był nieco rozczarowany, gdyż Cristiano Ronaldo odszedł do Juventusu i nie będzie miał okazji go spotkać.

Gareth Bale ma zastąpić Cristiano Ronaldo. W meczu z Romą strzelił gola w jego stylu

Viktoria lepsza od wszystkich polskich zespołów razem wziętych

Dla Vrby to już szósty sezon z Viktorią w pucharach. Poza wpadką w pierwszym roku za każdym razem grał z nią na wiosnę w pucharach. Viktoria trzykrotnie grała nawet w 1/8 Ligi Europy, czyli pokonywała jednego rywala na wiosnę. Żaden polski klub nie umie pokonać ani jednego wiosennego rywala od 1991 roku. Polskie zespoły grały w Lidze Mistrzów trzy razy w ciągu 26 lat. Tyle samo, co Viktoria od 2011 roku. To jest przepaść. I pieniądze nie mają tu nic do rzeczy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.