Liga Mistrzów. Benfica - Bayern 0:2. Bayern okulały po kontuzjach, ale dalej niedościgniony

Robert Lewandowski strzelił Benfice gola na 1:0 i idzie na razie rytmem z poprzedniego sezonu: sześć meczów, siedem bramek. Wtedy to były miłe złego początki. Jak będzie w tym sezonie?

Zatroskani o poziom Bundesligi mogli tego wieczoru choć na chwilę odetchnąć: może jednak siła Bayernu nie bierze się tylko z kryzysu krajowych rywali, może to jednak jest drużyna zdolna jeszcze powalczyć o coś w Europie, nawet bez spektakularnych transferów. Mistrzowie Niemiec zaczynali Ligę Mistrzów meczem na wyjeździe. Grali w Lizbonie osłabieni kontuzjami Kingsleya Comana, Corentina Tolisso, Thiago. Ich trener tym meczem debiutował w Lidze Mistrzów. W środku boiska mieli Renato Sanchesa, który był poza poważną grą od kilku miesięcy. A jednak Bayern odprawił Benficę bez wielkich nerwów. Nie strzelił jej wprawdzie tylu goli, ile swoim niemieckim rywalom - w każdym meczu nowego sezonu Bundesligi zdobywał po trzy - ale stało się tak głównie przez nieskuteczność Arjena Robbena. Holender miał dość okazji, by skończyć mecz z hat-trickiem. A nie zdobył żadnej bramki.

Rok temu Lewandowski czekał tylko dwanaście minut na gola. W obecnym sezonie jeszcze krócej

Strzelanie musiał zacząć, tak jak w poprzednim sezonie LM, Robert Lewandowski. Wtedy dał Bayernowi prowadzenie z Anderlechtem z rzutu karnego, który sam sobie wywalczył. Teraz zakończył strzałem ładną akcję całego zespołu. Wtedy potrzebował dwunastu minut na pierwszego gola. Teraz dziesięciu. Wtedy dobrze zaczął nieudany sezon: gol z Anderlechtem okazał się jednym z zaledwie pięciu strzelonych przez Lewandowskiego w LM. To był jego najgorszy strzelecki wynik od sezonu 2011-2012, gdy debiutował w Lidze Mistrzów. Wiosną strzelił już tylko Besiktasowi, dwa gole w 1/8 finału.

Obecny sezon, jeśli chodzi o samą bramkową buchalterię, Lewandowski zaczyna właściwie identycznie jak rok temu u Carlo Ancelottiego: znów po pierwszych sześciu meczach o stawkę Polak ma siedem goli. Znów strzelał je we wszystkich rozgrywkach, od Superpucharu Niemiec po Ligę Mistrzów. Ale to jednak jest dzisiaj inny Lewandowski niż rok temu. Nie tak zamknięty w sobie jak wtedy, mniej skrzywiony, mniej dyskutujący z sędziami i kolegami. Nawet gdy nie trafia do niego tyle podań, ilu by sobie życzył, a obrońcy rywala grają bardzo twardo, jak w Lizbonie Jardel i Ruben Dias.

Kovac traci piłkarzy przez kontuzje. Ale też odzyskuje piłkarzy, którzy wydawali się straceni

Bayern też jest dziś inny niż ten sprzed roku. Wtedy na początek LM pokonał Anderlecht 3:0, ale nie chciało mu się starać do końca tamtego meczu. Coś złego zaczynało się już dziać z drużyną. I kilkanaście dni później Ancelotti był byłym trenerem, zwolnionym niedługo po 0:3 z Paris Saint Germain.

Bayern Niko Kovaca może nie zachwyca tak, jakby jego bilans bramkowy (12:2) wskazywał. Ale nie sposób tej drużynie zarzucić, że się nie dość stara dla swojego trenera. Kovac traci piłkarzy po kontuzjach niemal co kolejkę, ale są też tacy zawodnicy, których dla drużyny odzyskuje. Tak jak Renato Sanchesa, którego w nagrodę za dobrą pracę i skupienie podczas treningów Kovac nie tylko wziął do kadry na mecz w Lizbonie, rodzinnym mieście Sanchesa, lecz także wystawił go od początku. - Nie jedzie, żeby nas oprowadzać po Lizbonie - mówił Kovac o tej decyzji. Ale akurat w pokazywaniu drogi w tym meczu Sanches był bardzo dobry. I podczas rozbudowanego kontrataku, który się skończył golem Lewandowskiego, i w akcji, która skończyła się drugim golem, strzelonym właśnie przez Sanchesa. Portugalczyk świetnie ruszał z piłką, zostawiając pilnujących z tyłu. Czasem jeszcze był zbyt chaotyczny, ale nic nie działa na takie problemy lepiej niż gol. Sanches zasłużył na pochwały, Bayern na zwycięstwo. Nawet okulała po kontuzjach, ta drużyna wciąż jest dla większości rywali za mocna.

Lewandowski awansował w klasyfikacji wszech czasów Ligi Mistrzów

Liga Mistrzów: sensacyjna porażka Man City, Ronaldo wyrzucony z boiska, Real zdominował Romę

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.