Liga Mistrzów. Podoliński o czerwonej kartce Ronaldo: Sędziowie nie dojechali na ten mecz!

Sędziowie nie dojechali na te zawody! Moim zdaniem Cristiano nie powinien wylecieć z boiska. To było bardzo dziwne, niezrozumiałe wręcz zachowanie Feliksa Brycha - mówi Sport.pl o czerwonej kartce Cristiano Ronaldo ekspert Telewizji Polskiej Robert Podoliński.

Sebastian Staszewski: Słowa veni, vidi, vici, czyli przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem po raz pierwszy padły z ust Rzymianina Gajusza Juliusza Cezara. W środę mógł je jednak wypowiedzieć nie trener Romy Eusebio Di Francesco, a Bask Julen Lopetegui. Jego Real Madryt nie pozostawił rzymianom żadnych złudzeń i pokonał Romę 3:0.

Robert Podoliński: Jeżeli kibice mieli jakiekolwiek wątpliwości to zostały one rozwiane tuż po pierwszym gwizdku. Przed meczem zadawaliśmy sobie pytanie: jak Real zareaguje, gdy znajdzie się w sytuacji kryzysowej? Wcześniej faktorem, który pozwalał mu wygrywać, był Cristiano Ronaldo. A teraz Ronaldo zabrakło. Po tym meczu wiemy jednak tylko to, że dalej nic nie wiemy, bo w Madrycie zobaczyliśmy Romę przeciętną. To nie był zespół, który w tamtym roku w Lidze Mistrzów w każdym meczu walczył o wygraną. Tu zabrakło im mocy.

Zaskoczyły pana decyzje trenera Lopeteguiego, który w Madrycie posadził na ławce podstawowych dotychczas zawodników Realu: Thibaut Courtois oraz Marco Asensio?

Po głośnych zapowiedziach, że Asensio ma dojrzewać w Lidze Mistrzów – trochę tak. Ale już postawienie na Keylora Navasa niezbyt mnie zdziwiło. Widać, że w Realu trwa ostra walka o miejsce w bramce. Lopetegui ma ból głowy, bo Courtois i Navas to wielcy bramkarze. Poza tym jakość, jaką dali Navas i Isco, udowadnia, że Bask ma w tej chwili w kim wybierać.

Szczególnie, że to właśnie zastępca Asensio, Isco, jako pierwszy trafił do siatki.

Po Isco widać, że chce stemplować każdą piłkę, biega blisko stoperów, cofa się za każdym razem. Mam wrażenie, że taki zawodnik bardziej, niż w Realu, sprawdziłby się w Barcelonie. W Madrycie chyba niezbyt mają na niego pomysł, a przecież od dawna głośno jest o tym, że wokół tego chłopaka ma być budowana drużyna. Do momentu strzelenia bramki Isco mnie nie zachwycił, ale później pokazał wszystkie swoje atuty: lekkość, swobodę, błysk, ciekawe zagrania. Po środowym meczu na pewno zyskał w oczach kibiców i trenera Lopeteguiego.

Czy w drużynie Realu był słaby punkt? Niemal bezbłędna była defensywa. Kontry Romy, na które tak liczył Di Francesco, rzadko kiedy docierały do linii pola karnego.

Moim zdaniem największa w tym zasługa Romy, która była bezradna. Brakowało jej pomysłu, kreatywności. Nawet w trakcie kontrataków piłkarze sprawiali wrażenie ludzi, którzy nie wiedzą, co chcą zrobić. Hiszpanie grali wysokim pressingiem i nie musieli się szybko wracać, bo rywale i tak mieli ogromne kłopoty ze zbudowaniem składnej akcji.

Do chwili utraty pierwszej bramki Roma broniła się rozsądnie czy rozpaczliwie?

Broniła się dużą liczbą graczy, ale obrońcy nie byli aktywni, nie umieli zabrać rywalom piłki. Gdybym miał podsumować Romę jednym słowem to powiedziałbym, że była ona pasywna.

W bramce rzymian stanął Robin Olsen, który ma trudne zadanie, bo przed nim w Romie bronili Wojciech Szczęsny i Alisson Becker. Szwed zdał w środę egzamin?

Dziesięciu kolegów dało mu okazję do pracy. Pamiętajmy jednak, że Alisson dawał Romie 40 proc. wartości w obronie. Dlatego Szwed wchodzi w duże buty. Ale dziś zagrał poprawnie.

Cristiano Ronaldo, który latem opuścił Madryt, miał poprowadzić Juventus Turyn do zwycięstwa w Lidze Mistrzów, a w meczu z Valencią wytrzymał na murawie tylko 28 minut. Arbiter wyrzucił Portugalczyka z boiska za staranowanie Jeisona Murillo…

Sędziowie nie dojechali na te zawody! Moim zdaniem Cristiano nie powinien wylecieć z boiska. To było bardzo dziwne, niezrozumiałe wręcz zachowanie pana Feliksa Brycha.

Kto szybciej pożałuje: Real, że musi radzić sobie bez Ronaldo, czy Ronaldo, że odszedł z Realu?

To była transakcja win-win. Bo Cristiano nabrał w płuca świeżego powietrza, a Isco i Asensio będą teraz mogli rozwinąć skrzydła. Ale odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero za rok.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.