Liga Mistrzów. Wielkie emocje w Manchesterze. Liverpool w półfinale rozgrywek!

Liverpool pokonał Manchester City 2:1 w rewanżowym meczu 1/4 Ligi Mistrzów. Zespół Juergena Kloppa zwyciężył dwumecz z 5:1 i awansował do półfinału.

Była 42. minuta meczu, kiedy Leroy Sane strzelił gola na 2:0 dla Manchesteru City. Hiszpański sędzia Mateu Lahoz bramki jednak nie uznał, bo jego asystent dopatrzył się spalonego. Spalonego, którego nie było.

Arbiter boczny podniósł chorągiewkę, bo uznał, że znajdujący się za bramkarzem - Lorisem Kariusem - Sane otrzymał podanie od kolegi z drużyny. Tak jednak nie było, bo piłka zanim trafiła do Niemca, odbiła się od piłkarza Liverpoolu - Jamesa Milnera.

Spokojnie można uznać, że był to punkt zwrotny w rewanżu na Etihad Stadium. Manchester City, który przed przerwą grał doskonale, w drugiej połowie wyglądał na zespół, z którego zeszło powietrze. Co więcej, lider Premier League musiał radzić sobie bez Pepa Guardioli, który za protesty został odesłany na trybuny.

Spotkanie w Manchesterze zakończyło się wielkim rozczarowaniem dla gospodarzy, chociaż wszystko zaczęło się jak w bajce. Ultraofensywnie ustawieni piłkarze "The Citizens" już w 3. minucie objęli prowadzenie, kiedy podanie Raheema Sterlinga na gola zamienił Gabriel Jesus.

Manchester City grał ofensywnie, z polotem, co chwila znajdował się w okolicy pola karnego Liverpoolu, jednak w decydującej fazie brakowało im konkretów. Albo szczęścia, tak jak w 41. minucie, kiedy po strzale Bernardo Silvy piłka odbiła się od słupka.

Ale druga połowa należała już do Liverpoolu. Gospodarze, jakby zdezorganizowani przez brak Guardioli na ławce, wyglądali nieporównywalnie gorzej, nie potrafili zagrażać rywalom. A ci doczekali się swoich szans.

W 56. minucie, po akcji Sadio Mane, piłka spadła pod nogi Mohameda Salaha. Egipcjanin ze spokojem popatrzył na ustawienie Edersona oraz jednego obrońcy i spokojnym lobem doprowadził do wyrównania.

W tym momencie gospodarze potrzebowali do awansu aż czterech goli. Jeśli jeszcze którykolwiek z ich kibiców wierzył w to, że straty uda się odrobić, to na pewno wiara ta uleciała w 77. minucie. Błąd Nicolasa Otamendiego z zimną krwią wykorzystał Roberto Firmino, który nie dał szans Edersonowi w sytuacji sam na sam.

Liverpool awansował do półfinału, a rywala pozna już w piątek. Jednym z potencjalnych przeciwników "The Reds" jest Roma, która we wtorek sensacyjnie wyeliminowała z Ligi Mistrzów FC Barcelonę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.