Liga Mistrzów. Jan Urban: To nie była Barcelona głodna bramek, tworzenia sytuacji, pięknej gry

- Barcelona nie grała z taką motywacją do jakiej nas przyzwyczaiła. Niby wszystko miała pod kontrolą, ale okazji do gola nie stworzyła za wiele - mówi Sport.pl Jan Urban, niedawny szkoleniowiec Śląska Wrocław, Lecha, Legii, a wcześniej Osasuny Pampeluna.

Kacper Sosnowski: Ostatnia wizyta Romy na Camp Nou skończyła się porażką 1:6. Teraz Włosi też mieli pecha. Z pięciu goli strzelili trzy i... przegrali 1:4. Sytuacja nieco abstrakcyjna.

Jan Urban: To zależy jak na nią spojrzeć. Jeśli ktoś mam zrobić błąd, to zwykle musi być do niego zmuszony. Barcelona zrobiła bardzo dużo, by Włosi te błędy popełnili. Miałem jednak wrażenie, że Blaugrana, choć pewna siebie, nie grała z taką motywacją do jakiej nas przyzwyczaiła. To nie była Barca głodna bramek, tworzenia sytuacji, pięknej gry. Niby wszystko miała pod kontrolą, choć okazji do gola nie stworzyła za wiele. Prowadziła dzięki trafieniu samobójczemu. Oczywiście można się zastanawiać, co by było gdyby np. Perotti strzelił na początku, w dobrej sytuacji na 1:1. Czy wtedy zobaczylibyśmy Barcelonę grającą na pełnych obrotach i zupełnie zepchniętą do defensywy Romę, która i tak się sporo się przecież broniła? Wydaje mi się, że Hiszpanie nie forsowali się, bo byli pewni siebie. Nie był to przez to wielki mecz w ich wykonaniu. 

Dodatkowo w sumie 5. samobójczą bramkę zaaplikowali sobie ich kolejni przeciwnicy. W tym sezonie Ligi Mistrzów 1/3 goli Blaugrany to prezenty przeciwnika.

- Zawsze znajdą się jakieś statystyki, które są chwytliwe. Wygląda, że przeciwnicy na swój sposób pomagają Barcelonie. Powtórzę jednak raz jeszcze. Roma nie popełniała wielkich błędów. Te gole były wynikiem szybkich akcji gospodarzy. To piłka odbiła się od słupka i do bramki wepchnąłby ją Umtiti, a niefortunnie nogę podłożył jeden z włoskich obrońców. Innym razem dotknął jej De Rossi i też był gol. Nawet bramka Suareza wynikała ze złego przyjęcia piłki obrońcy gości na swoim polu karnym. Urugwajczyk huknął z bliska, to był łatwy gol, ale bez jego naporu na przeciwnika, pewnie by go nie było.

No właśnie, Luis Suarez. Ostatnią bramkę w Lidze Mistrzów zdobył ponad rok temu. Teraz może odetchnąć psychicznie. Wreszcie się przełamie?

- Coś w tych wypominaniach minut bez gola na pewno jest. Ja jednak nie widziałem w środę zestresowanego Suareza. To był napastnik taki jak zwykle. Po prostu czasem jest tak, ze u kogoś trwa dobra passa, a czasem tak, że dłużej trwa zła. Zdobycie przez niego bramki zamyka pewien negatywny temat i dodaje pewności siebie. Na tym poziomie napastnicy potrafią sobie jednak z takimi rzeczami radzić. Pewnie teraz podświadomie będzie mu jednak nieco łatwiej.

Po tym 4:1 Barca półfinał Champions League ma już w kieszeni?

- Nawet gdyby było 3:1 czy 2:1, to byłbym zdania, że Roma i tak nie ma szans dorównać Barcelonie. U siebie rzymianie po wyjazdowej porażce, będą musieli zagrać otwartą piłkę, co Barca akurat potrafił wykorzystać. To będzie dla niej dużo lepsza sytuacja niż rozbijanie zmasowanej obrony rywala w jego szesnastce. To nie zawsze się udaje. Z tego powodu w rewanżu nie widzę przed Hiszpanami żadnych problemów.

Oczyma wyobraźni sięga pan już na hiszpański finał? Faworytem trenera Urbana jest Barcelona i Real Madryt?

- Może tak być, bo nikt teraz nie olśniewa nie wiadomo jak widowiskową piłką. Jeśli chodzi o Real to na chwilę obecną jest to drużyna, która w najważniejszych momentach nie zawodzi. Pokazuje, że jej puchary w klubowej gablocie nie wzięły się znikąd. Gra tak, jak zobowiązuje ją nazwa i historia. Poczekajmy jednak z wyrokami. Jest jeszcze Bayern, w środę zaskoczył wszystkich Liverpool. Kto by się spodziewał, że wygrają 3:0 z dominatorem Premier League z Manchesteru. To było prawdziwe lanie. Futbol lubi jednak niespodzianki, a my przez to lubimy futbol.

Więcej o:
Copyright © Agora SA