Eliminacje LM. Legia - Astana 1-0. Na własne życzenie

Mimo posiadania optycznej przewagi przez cały mecz, Legia nie zdołała odrobić strat z Kazachstanu. Dominacja w posiadaniu piłki nie przełożyła się na stwarzanie przez warszawiaków sytuacji.

Aktywny początek gości

Pierwsze minuty meczu przyniosły wyższą obronę Astany. Był to styl gry, który nastręczył Legii mnóstwo trudności w wyjazdowym spotkaniu. Agresywnie pressujący w środkowej strefie Kazachowie skutecznie paraliżowali poczynania warszawiaków. Legia miała przez to problem z przedzieraniem się pod pole karne rywala, o tworzeniu sytuacji nie wspominając. Astana starała się przy tym możliwie wybić Legię z uderzenia, stosunkowo długo utrzymując się przy piłce. Pierwszy kwadrans spotkania był jedynym, w którym goście mieli posiadanie piłki wyższe niż 35 procent.

Astana się cofa

Po tym jednak fragmencie goście zaczęli stopniowo przesuwać się ze swoją defensywą coraz głębiej. Kazachowie wyszli z założenia, że mają na tyle duży margines błędu, który pozwoli im skupić się wyłącznie na defensywie. Dziesięciu zawodników ustawiało się na czterdziestym metrze od własnej bramki, pracowicie przesuwając się za piłką. Wyżej, w roli straszaka, został bardzo mało aktywny w tym spotkaniu Kabananga. Wystarczał on jednak, by do asekuracji pozostawało 2-3 zawodników Legii. Uniemożliwiało to warszawianom tworzenie przewagi wyżej. Każdy zawodnik Legii, który dostawał piłkę bliżej niż czterdzieści metrów od bramki Astany, natychmiast otrzymywał asystę w postaci najbliższego gracza rywala. Jego zadaniem było opóźnić akcję na tyle, by kolejny piłkarz z Kazachstanu mógł pospieszyć ze wsparciem. System ten działał bez zarzutu. Przez cały mecz Legia oddała z gry ledwie cztery strzały.

Bez ryzyka

W Legii boleśnie odczuwalny jest przede wszystkim brak Odjidji-Ofoe, który swoją kreatywnością i umiejętnościami indywidualnymi ratował warszawian w sytuacji taktycznego impasu. Gra Mistrzów Polski wygląda jednak obecnie tak samo jak w czasach, kiedy Belg zespole ze stolicy wciąż się znajdował. Pozostali zawodnicy unikają odpowiedzialności, niechętnie szukają ryzykowniejszych opcji, przerzucając konieczność rozegrania na kolejnego partnera, który, w odróżnieniu od Odjidji-Ofoe, do tego obowiązku się nie poczuwa. Mnóstwo jest akcji, gdzie futbolówka krąży w poprzek, a brakuje zadań prostopadłych. W drugiej połowie, nim Legia zdobyła bramkę, posiadanie piłki przez gospodarzy przekraczało 80 procent. Warszawianie oddali przez ten czas dwa strzały, oba niecelne. Jedyne uderzenie w światło bramki w drugiej połowie nastąpiło po stałym fragmencie.

Dużo winnych

Legia jest w tym sezonie ekipą personalnie słabszą niż rok czy dwa lata temu. Braki te jednak nie są na ten moment w żaden sposób kompensowane przez zmianę stylu gry. Legia jest w rozegraniu chaotyczna i, przede wszystkim, bardzo powolna. Nawet najdrobniejszy pressing rywala jest w stanie skutecznie zahamować akcję. Ostrzejszy - taki jak tydzień temu w Astanie - po prostu warszawian sparaliżował. Mistrzowie Polski mieli jednak szansę wyjść z tego dwumeczu zwycięsko. Kazachowie w poprzednim spotkaniu w pewnym momencie zbyt mocno się cofnęli, za co zapłacili stratą bramki. W tym meczu popełnili ten sam taktyczny błąd. Wycofali się na tyle głęboko, że dawali Legii szanse na tworzenie sytuacji, co zapewne przy wyższym pressingu zapewne nigdy by nie nastąpiło. Warszawianie jednak nie mieli pomysłów i schematów, by móc to wykorzystać. W pierwszym meczu zagrali słabo, co zostało bezlitośnie wykorzystane. W drugim lepiej, ale i to nie wystarczyło niezbyt silnego na rywala, który ograniczył się do bezceremonialnego wykopywania piłki do nikogo, jak najdalej od bramki. Nawet od osłabionego kadrowo Mistrza Polski należałoby w starciu z takim przeciwnikiem wymagać znacznie więcej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.