Finał LM Real - Juventus. Gigi. Człowiek, który nie stał się bufonem

W sobotę o Puchar Europy gra Gianluigi Buffon, swój chłop. Nie bez wad, ale tak bardzo swój, że wielu chce by ich wybawił od wojen Messiego z Cristiano i zdobył Złotą Piłkę. Mecz Juventus - Real w sobotę o 20.45, relacja na żywo w Sport.pl.

Na bramie zamku w Cardiff, tam gdzie będzie jedna z finałowych stref VIP, z rezerwacjami za dziesiątki tysięcy euro, stanął wielki Puchar Europy. Nad nim wisi smok, a po obu stronach proporce ze zdjęciami piłkarzy. Po jednym z każdej z 32 drużyn kończącej się właśnie Ligi Mistrzów. Im dalej kto w Lidze Mistrzów zaszedł, tym jest bliżej wejścia do zamku. Gdzieś z boku został Miro Radović, tuż obok bramy jest Antoine Griezmann, trochę dalej Manuel Neuer i Leo Messi. Gianluigiego Buffona, który o krok od pucharu jest już trzeci raz w karierze, ale jeszcze nigdy go nie zdobył, na bramie zamku nie ma. Z Juventusu jest Paulo Dybala, wisi najbliżej pucharu razem z Garethem Bale’em. Bale najpewniej będzie w finale rezerwowym, ale on gra u siebie.

Nie musisz być za Juve, żeby być za Buffonem

Buffona nie ma, ale przecież jest wszędzie. O nikim z Juventusu, a może i z obu finalistów nie mówi się i nie pisze w ostatnich tygodniach tak często jak o nim. O nikogo się tak często nie wypytuje byłe i obecne gwiazdy piłki. Czy zasłużył na Złotą Piłkę czy nie? Czy wreszcie będzie miał ten Puchar Europy, jedyny ważny, którego mu brakuje?

Właściwie to mógłby mieć nawet Buffon na tym zamku swój osobny, 33. proporzec i pewnie mało kto by protestował. Nie musisz być ani za Juventusem, ani przeciw Realowi, żeby być za Buffonem. Nawet jeśli dobrze wiesz, że on Złotej Piłki nie dostanie.  A i z pucharem nie wiadomo jak będzie, bo nikt nie przegrał tylu finałów Pucharu Europu i LM co Juventus. Zebrało się już sześć, w tym dwa, w 2003 i 2015, z Buffonem w bramce. Ale też sympatia do Buffona nie bierze się z tego ile wygrał czy przegrał, ale jak to zrobił.

Zidane: - On się zawsze troszczył o innych

- Swój chłop. Jeśli miałbym go opisać najkrócej, to właśnie tak – mówi Zbigniew Boniek, który kiedyś był razem z Buffonem stałym gościem jednego z programów telewizyjnych, wtedy dobrze się poznali. Gdyby piłkarze wybierali swoich związkowców, to pewnie Buffon zostałby wodzem ich „Solidarności” przez aklamację. A tak to samozwańczo walczy w ich imieniu o to, żeby futbol nie oderwał się od ziemi. Żeby się nim umieć cieszyć jak dziecko, nawet jeśli od lat jest przy twoim nazwisku metka z oszałamiającą ceną (od 2001, od transferu z Parmy do Juventusu, Buffon był najdroższym bramkarzem świata) i co miesiąc wpływa na twoje konto równie oszałamiająca pensja, nawet jeśli jesteś idolem całego pokolenia bramkarzy. Możesz mieć słabość do słodyczy i papierosów (on był z dymkiem przyłapywany nie raz) i być wielki.  Możesz panicznie bać się pszczół, a nie bać się nikogo na boisku.  Mogą cię nawet przyłapać na poważnych grzechach (była żona mówi, że Buffon przepuścił na hazard miliony euro, to że gra na wysokie stawki wiadomo od dawna, od jednej z afer bukmacherskich we Włoszech, kiedyś groził mu wyrok więzienia za podrobienie dyplomu, żeby móc zacząć studia prawnicze na uniwersytecie w Parmie), ale zawsze możesz się podnieść. Najważniejsze, żeby cię nigdy nie przyłapali na pogardzie do drugiego człowieka. – To jest urodzony lider. Zawsze się troszczył o innych piłkarzy – mówi o nim trener Realu Zinedine Zidane. Rozminęli się w Juventusie latem 2001. Buffon przechodził wtedy z Parmy, Zidane odchodził do Realu jako najdroższy piłkarz świata.

„Może po prostu jestem inaczej wychowany?

Gdy Juventus grał półfinał LM z Monaco, Buffon pierwszy zaproponował Kylianowi Mbappe wymianę koszulek, bo jak mówił: gdy ja byłem młody, to nikt się ze mną nie chciał wymieniać. Gdy Philipp Lahm kończył karierę, Buffon nagrał odezwę do niego, zabawnie patetyczną. Gdy Juventus zapewnił sobie ostatnie scudetto i wszyscy piłkarze świętowali już w szatni, on jeszcze na boisku z dziećmi kolegów z drużyny grał w piłkę. Gdy gra reprezentacja Włoch, Buffon drze się śpiewając hymn tak, że usłyszałbyś go nawet gdyby meczu nie transmitowała telewizja. Gdy w 2016 roku w Bari Włosi grali z Francją i kibice wygwizdywali francuski hymn, on podniósł ręce i zaczął klaskać. Gdy kibice Juve obrażali pamięć ofiar katastrofy samolotu Torino, powiedział im: jesteście bardziej martwi niż oni. Gdy w 2006 Juventus był degradowany za korupcję do drugiej ligi, on pokazał gdzie jest jego serce i został w drużynie jako jeden w pięciu wiernych: Buffon, Alessandro del Piero, Pavel Nedved, David Trezeguet i Mauro Camoranesi. Był najmłodszy z nich, najlepszy wówczas. Wrócił do zdegradowanego klubu jako mistrz świata. I wylądował na drugoligowym stadionie w Rimini. Może dziś mówić kibicom, co chce. - Może po prostu zostałem wychowany przez rodziców inaczej niż większość piłkarzy? Inaczej, jeśli chodzi o traktowanie ludzi? – zastanawiał się w jednym z wywiadów.

„Tak. Jestem klaunem”

Gdy Buffon otwiera usta, wiesz że to nie będzie zwyczajowe bla bla bla. „Buffon” znaczy klaun i on chętnie to znaczenie swojego nazwiska ogrywa. – Tak. Jestem klaunem, mam za zadanie zabawić ludzi. Jeśli trzeba, odegrać głupka. Wiele osób to drażni, uważają że przesadnie gestykuluję, za głośno krzyczę, że mam parcie na szkło. Ale ja to robię celowo – mówił w wywiadzie dla „Cabinet Magazine”. Opisał w tym wywiadzie swoje ciągłe rozdarcie.  - Jestem specjalistą od wszystkiego i mistrzem niczego. Skaczę od jednego zainteresowania do drugiego. Nie lubię wybierać. Bo gdy coś wybieram, to rezygnuję z innych rzeczy – tłumaczył. Sport był dla niego oczywisty: mama była wieloletnią rekordzistką Włoch w rzucie dyskiem, tata – ciężarowcem, siostry – siatkarkami. Lorenzo Buffon, bramkarz i kapitan reprezentacji Włoch z lat 60., to kuzyn dziadka Buffona. Ale Gigiego zawsze ciągnęło poza sport. Do filozofowania, do szukania odpowiedzi na te wszystkie pytania które, jak przyznał we wspomnianym wywiadzie, ciągle kłębią mu się w głowie.

- Pan ma takie życie jakie każdy chciałby mieć. – Ale ja takiego nie chcę

Ta wrażliwość to i atut i ciężar. Buffon potrafi napisać odę do bramki, jak wtedy gdy zamieszczonym na facebooku wierszem czcił swój rekord 974 minut bez puszczonego gola w Serie A i przy okazji poetycko podsumowywał też kolegów z drużyny. Ale jest też jednym z niewielu czynnych sportowców, którzy przyznali się do walki z depresją. Walczył w 2003 i 2004. W tym samym czasie gdy pierwszego tak mocnego ataku choroby doświadczał tragicznie zmarły w 2009 roku Robert Enke. Buffon wspominał swoje rozmowy z lekarzami:. – Ależ pan ma takie życie, jakie każdy chciałby mieć! – mówili mu. – Wiem, ale ja takiego nie chcę.

Zapadał się w sobie, panicznie bał się wyzwań na boisku. - Siedziałem gapiąc się w komputer. Nie wstawałem z łóżka, tylko płakałem skulony – wspominał w swojej biografii „Numero Uno”. Opowiadał, jak zbierał się na odwagę, by porozmawiać najpierw z zaufanymi ludźmi, potem opowiedzieć o tym publicznie. Nadal chętnie opowiada o tym, jak wielka jest cena błędu dla psychiki bramkarza. Potrafił po nocach esemesować do trenerów, przepraszając za jakąś pomyłkę na boisku. - Czasem potrzebuję 10 dni, żeby przetrawić błąd. Zazdroszczę bramkarzom, którzy częściej wpuszczają gole, bo dla nich stracona bramka przestaje być wydarzeniem - mówi. W kończącym się właśnie sezonie nie puścił gola w 21 meczach.

„Thomas N’Kono zmienił moje życie”

To ten bramkarski masochizm przyciągnął go między słupki. Wiedział, że chce być inny. - To jest perwersja, że wszyscy wokół kopią, a ty chcesz też rękami – mówi. Gdy był mundial 1990 we Włoszech, Buffon miał 12 lat i grał jako pomocnik. Ale zobaczył Kameruńczyka Thomasa N’Kono. – On miał wtedy 34 lata, ale stał się moim marzeniem. Zmienił moje życie – opowiada Buffon. Jego pierwszy syn nazywa się Louis Thomas na cześć N’Kono. Potem przez lata to on odmieniał życie innych nastolatków, którzy się wychowywali na bramkarzy z jego plakatami nad łóżkiem. Zdobył już niemal wszystko. Ma mistrzostwa kraju i mistrzostwo świata. Rekord meczów w kadrze. Opaski kapitańskie w reprezentacji I klubie. Tylko Liga Mistrzów się wymyka.

Pozostała jego największą obsesją. Był już w pewnym momencie pogodzony, że nawet do finału nie uda mu się wrócić. – A tak chciałbym jeszcze przed zakończeniem kariery zawinąć moją łodzią do największego portu – mówił, gdy Juventus dopiero się odbudowywał po zapaści. Zawinął do tego portu w 2015, po 12 latach czekania, ale znów odpłynął z niczym. Mówił w wywiadzie dla „Kickera”, że gdyby miał Puchar Europy, pewnie już nie grałby w piłkę. W Cardiff będzie miał jedną z ostatnich szans. Wiele wskazuje na to, że jego metą będzie mundial w Rosji, ten na którym zostanie rekordzistą, w sześcioma udziałami w MŚ. Czterdziestoletnim rekordzistą, który po drodze wiele razy wątpił, czy warto dalej grać, a został symbolem długowieczności.

Chiellini: Złota Piłka za całokształt – nie. Jemu się Złota Piłka należy po prostu

- Dlaczego we Włoszech piłkarze wolniej się starzeją? Bo się świetnie prowadzą. Wychowują ich media, które od nich wymagają, a nie się z nimi bratają. Oni bardzo dbają o siebie, również podczas wakacji – mówi Zbigniew Boniek. - Wiem, bo mi się nieraz zdarzało umawiać z nimi podczas ich urlopów na jakieś calcetto, na tenisa. A nie na skrzynkę piwa. Bo to jednak robi spustoszenie. Nawet jeśli się nie pije za dużo, ale zarywa noce, to się w organizmie odkłada. Zaczynają się kontuzje. A oni się tego wystrzegają. Jest ogromna presja, a już szczególnie w Juventusie: albo się dostosujesz, albo aut - mówi Boniek. Mimo sympatii do Buffona, nie chciałby żeby Złotą Piłkę ktokolwiek dostał za całokształt. - To ma być nagroda dla najlepszego piłkarza. Jak ktoś chce za całokształt, to niech wymyśli inną nagrodę – podsumowuje. To samo mówi Giorgio Chiellini, nagradzanie Złotą Piłką za całokształt nie ma sensu. – Ale Buffonowi się Złota Piłka należy za to jak bronił w tym sezonie – dodaje.

Z bramkarzy wygrał Złotą PIłkę tylko Lew Jaszyn, w 1963 roku. Oprócz niego tylko Dino Zoff, Buffon i Manuel Neuer byli na podium plebiscytu. – Jaszyn wygrał tak dawno, że wydaje się jakbyśmy mówili o lądowaniu na Księżycu. Niby wszyscy wiedzą, że było lądowanie, ale nikt już nic nie pamięta – mówił Iker Casillas w „Gazzetta dello Sport” . W finale Casillas będzie oczywiście za Realem. Ale przy Buffonie się trochę łamie, „zasłużył w tym roku” na puchar. – A gdyby Juve jednak wygrało ten puchar – tu z kolei łamie się Zbigniew Boniek – to kto wie jak z tą Złotą Piłką…

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.