Niezgoda znów przejdzie zabieg serca! Wiadomo, co z transferem do MLS

Jarosław Niezgoda przejdzie w piątek ablację serca, ale transfer do Portland powinien dojść do skutku - m.in. to zdradza Tomasz Włodarczyk w swojej cotygodniowej rubryce.

Niezgoda znów przejdzie zabieg serca

Transfer Jarosława Niezgody do Portland Timbers to niekończąca się opowieść. Napastnik - wciąż - Legii Warszawa pojechał do USA dwa tygodnie temu, ale do tej pory nie został zgłoszony ani ogłoszony jako piłkarz klubu MLS. Co się dzieje? Jak dowiedział się Sport.pl, Niezgoda znów musi przejść zabieg serca – tzw. ablacji. Zabieg odbędzie się już w piątek, ok. 18 polskiego czasu. Czy oznacza to, że transfer do Timbers nie dojdzie do skutku? Nie.

Światło na sprawę rzuciły słowa Gavina Wilkinsona, menedżera i prezesa klubu z Portland, z tego tygodnia: "Jarek musi nadal przejść część testów medycznych. Negocjacje trwają, wierzymy, że trafi do Timbers, ale nie będziemy mieli rozwiązania do przyszłej środy". Piłkarz poleciał do Stanów Zjednoczonych w sobotę 10 stycznia. Szybko przeszedł sportową część sprawdzianu. Timbers byli bardzo zadowoleni. Ale gdy zrobiono mu EKG, pojawiły się wątpliwości. Wiadomo było, że w 2018 roku Niezgoda przeszedł pierwszą ablację. W lipcu, już po pierwszym zabiegu, mówił na łamach "Przeglądu Sportowego": "Jest małe zagrożenie, że wada może powrócić, ale to zdarza się w 5 procentach przypadków". 24-latek znalazł się jednak właśnie w tych pięciu procentach. Lekarze znów zauważyli niepokojące zmiany i stwierdzili, że konieczna jest kolejna interwencja. Bez niej żaden lekarz nie dopuściłby go do rozgrywek. Piłkarz musi otrzymać tzw. "medical clearence" od MLS – dopiero wtedy będzie mogła ruszyć cała procedura rejestracji. Po wykryciu takich problemów część klubów równie dobrze mogłoby zrezygnować z transferu. Ale nie Portland. Amerykanie są zdecydowani pozyskać Niezgodę. Polak nie przebywał całych dwóch tygodni za granicą. W międzyczasie wrócił jeszcze na chwilę do Polski, aby spakować się i zabrać więcej rzeczy. Potem, już w Portland, czekał na wyznaczenie terminu operacji.

Czym właściwie jest ablacja? To metoda leczenia arytmii serca za pomocą prądu. Ablacja może trwać od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. Problem jest dość powszechny w sporcie. Zabieg przeszła m.in. biegaczka narciarska Justyna Kowalczyk. Kolarka Anna Szafraniec miała aż pięć takich korekt. Ablacji poddał się Cristiano Ronaldo. Kolega Niezgody z Legii Arvydas Novikovas w grudniowym meczu z Koroną (4:0) źle się poczuł i zszedł z murawy po 20 minutach. Poddał się ablacji 4 grudnia – przechodził też ten zabieg jako zawodnik Vfl Bochum. Litwin po zaledwie szesnastu dniach był już w kadrze meczowej wicemistrzów Polski.

Jak powiedział Wilkinson, transfer Niezgody ma wyjaśnić się do środy wieczorem, gdy zostanie wykonane kolejne EKG. Jeśli zabieg odbędzie się bez żadnych komplikacji i lekarze dadzą zielone światło, Niezgoda zostanie zawodnikiem Timbers. Potem będzie jeszcze musiał poczekać na zagojenie się rany i powinien dość szybko wrócić do treningów.

Portland rozpoczęło już przygotowania do sezonu. W poniedziałek drużyna leci na dwutygodniowy obóz do Kostaryki. Jest bardzo mało prawdopodobne, aby Niezgoda – jeśli zostanie w końcu oficjalnie zgłoszony – dołączył tam do ekipy prowadzonej przez Giovanniego Savarese. Timbers zainaugurują sezon MLS 2020 za ponad miesiąc. 2 marca zmierzą się z Minnesotą United.

Wielki transfer Niezgody?! Jasna deklaracja piłkarza Legii Warszawa

Zobacz wideo

Woda w kolanie Grosickiego. Piłkarz czeka na ruch Hull

W sobotę Hull City czeka prestiżowe spotkanie z Chelsea Londyn. Kamil Grosicki ma być do dyspozycji trenera, ale mało prawdopodobne, aby wystąpił od pierwszej minuty. Jak usłyszałem, Grosicki w ostatnim czasie leczył niegroźną kontuzję, przez którą nie wystąpił w ligowym meczu z Derby County (0:1). Skrzydłowemu zebrała się woda w kolanie i musiał wreszcie odpocząć. Pierwszy raz od 36 meczów w The Championship nie wyszedł w ekipie "Tygrysów" od pierwszej minuty.

Grosicki to najbardziej zapracowany podstawowy reprezentant Polski. W tym sezonie zagrał w klubie już w 27 meczach (7 goli, 4 asysty, 2321 minut). Drugi na tej liście Piotr Zieliński zagrał taką samą liczbę spotkań w Napoli, ale nieco mniej minut – 2308. Nic więc dziwnego, że organizm Grosickiego zaczął się buntować. Piłkarz odpoczywał z rodziną i ma być gotowy do gry na drugą część sezonu. Dla siebie bardzo ważną, bo to w niej rozstrzygnie się jego przyszłość. Latem 31-latkowi kończy się kontrakt z Hull. W normalnych okolicznościach Polak mógłby już szukać sobie nowego klubu, a te się do niego zgłaszają – m.in. z Turcji czy Bliskiego Wschodu. Negocjacje są teraz jednak bezwartościowe, bo wszystkie karty trzyma Hull. Jak ustaliłem, w kontrakt Grosickiego wpisana jest klauzula mówiąca o tym, że Anglicy mają czas na podjęcie decyzji o przyszłości pomocnika do 1 marca. Wtedy muszą się określić: przedłużamy umowę lub odchodzisz. Wiele będzie zależało od sytuacji sportowej klubu. Jeśli do tego czasu Hull zachowa szanse na play-offy, pewnie zatrzyma Grosickiego. W przypadku, gdy nie uda się awansować, po EURO 2020 klub może jeszcze zdecydować się na sprzedaż i spróbować zarobić jakieś pieniądze na piłkarzu, na którego po spadku z Premier League go tak naprawdę nie stać. Grosicki ma najlepszy kontrakt w drużynie, ok. 27 tysięcy funtów tygodniowo. Wyższy od innej gwiazdy zespołu – Jarroda Bowena.

Jeśli Grosicki będzie musiał zmienić barwy klubowe, bardzo prawdopodobne, że zdecyduje się na egzotyczny kierunek, gwarantujący mu ostatni lukratywny kontrakt w karierze. Hull zajmuje obecnie 12. miejsce (39 punktów). Do miejsca szóstego, gwarantującego grę w barażach o Premier League, traci siedem oczek.

Kluby Ekstraklasy zdecydują się na reformę. Chcą rezerw w I lidze

W poniedziałek napisałem w Sport.pl o planowanej przez PZPN i Zbigniewa Bońka reformie Ekstraklasy. Już w lutym zarząd federacji chce zatwierdzić przekształcenie ligi na 18-zespołową. W piątek Boniek wysłał listy do klubów ESA z rekomendacją swojego pomysłu i prośbą o zajęcie stanowiska w sprawie.

Niektóre kluby kręcą nosem, ale nawet te przeciwne lub jeszcze niezdecydowane wybiorą mniejsze zło – powiększenie ligi zamiast gry w systemie ESA-37 z trzema spadkami (to 40 procent składu grupy spadkowej). To bardzo mocna karta przetargowa szefa PZPN, o której często wspomina. Kluby w przeszłości zgodziły się na takie rozwiązanie z myślą o ESA-34 (tak przynajmniej niektóre twierdzą teraz, bo inne źródła mówią, że kompromisem miało być niedopuszczanie do ligi drużyn bez odpowiednich stadionów jak kiedyś Sandecja czy teraz Raków), ale po grudniowym spotkaniu w Jachrance zaczęły się z tych ustaleń mocno wycofywać. Boniek nie ma jednak zamiaru się cofnąć, bo musiałby także likwidować baraże w I lidze. A tego robić nie chce. Dlatego prezesi niemal na pewno się ugną. Większe rozgrywki dadzą oddech na dole tabeli, a każdy słabszy zespół jak ognia boi się spadku z elity, bo to oznacza odcięcie od głównego źródła finansowania.

Dlatego ESA-34 za miesiąc stanie się faktem. Przy okazji kluby przebąkują o innej zmianie przepisów. Te największe chciałyby, aby zmieniono przepis dotyczący występów zespołów rezerw na szczeblu centralnym. Dziś pierwszą od drugiej drużyny musi dzielić co najmniej jedna klasa rozgrywkowa. Czyli jeśli klub gra w Ekstraklasie, jego rezerwy mogą rywalizować co najwyżej na poziomie II ligi. Legia czy Lech myślą jednak o większej inwestycji w swoje rezerwy. Zamiast wypożyczać swoich zawodników po innych klubach, w przypadku możliwości awansu do I ligi mogłyby skupić najbardziej utalentowanych u siebie. Mieć ich pod jeszcze większą kontrolą. Budować na wzór Ajaxu Amsterdam czy klubów hiszpańskich. A Jong Ajax zajmuje pierwsze miejsce w 2. lidze holenderskiej. Dla polskich klubów taka sytuacja, nawet przy zmianie przepisów, to jednak melodia przyszłości. Legia II Warszawa rywalizuje na poziomie III ligi (3. miejsce), a Lech II Poznań o szczebel wyżej (13. miejsce w II lidze).

Więcej o:
Copyright © Agora SA