Ranking najlepszych trenerów ekstraklasy! Zwycięzca jest największą gwiazdą swojej drużyny

W sezonie, w którym różnice punktowe między drużynami są bardzo niewielkie, a granica między sukcesem i porażką - wyjątkowo cienka, porównanie pracy trenerów jest zadaniem bardzo trudnym. Zwłaszcza, że wyniki w pucharach wskazują na to, że poziom ligi wcale nie oznacza ścigania najlepszych, co bardziej równanie do dołu. Tym niemniej praca niektórych szkoleniowców potrafiła wywrzeć na ich zespołach bardziej wyraźny ślad. Którym zespołom wyszło to na dobre?
Zobacz wideo

10. Martin Sevela

Choć zespołów ze stabilną formą próżno było szukać w tej rundzie Ekstraklasy, Zagłębie przechodziło momentami samo siebie. Mecze zupełnie do zapomnienia przeplatano grą porywającą, z ukoronowaniem na finiszu ligi przeciwko Legii. Można zaryzykować, że tak dobrze radzących sobie w szybkich kombinacjach "Miedziowych" nie oglądaliśmy od lat. W Lubinie nadal udaje się wplatać w skład zawodników przechodzących przez akademię (z najnowszym odkryciem w osobie Białka), choć póki co szkoleniowcowi znacznie lepiej idzie to w przypadku graczy ofensywnych. Słabością jego drużyny pozostaje gra obronna, zwłaszcza reagowanie w przypadku płynniej wyprowadzanych ataków pozycyjnych. Więcej goli od Zagłębia straciła po nich tylko Wisła Płock.

9. Radosław Sobolewski

Styl gry Wisły Płock pod jego wodzą na kolana nie rzucał. Trzeba jednak przyznać, że trudno sobie przypomnieć, by kiedykolwiek ta ekipa czarowała swoją grą. Za to tak okazałej serii zwycięstw w Ekstraklasie, jak pod wodzą następcy Leszka Ojrzyńskiego, nie pamiętają chyba nawet najstarsi płocczanie. Sobolewski wprowadził do Wisły to, z czego słynął z boiskowych czasów: zażartą walkę o każdą piłkę i agresywny pressing w środku pola, co pozwalało utrzymywać rywali względnie daleko od bramki, a przy tym umożliwiało uruchamianie kontr jednym podaniem. Te nie funkcjonowały może najlepiej, ale pozwalały na zdobywanie stałych fragmentów gry, w których "Nafciarze", napędzani przez Dominika Furmana, brylowali. A że zdarzały im się mecze, na które patrzyło się ciężko i gdzie Wisła ograniczała się do zabijania futbolu? Cóż, niech klub w Ekstraklasie, który tego nie robi, pierwszy rzuci kamień. Zwłaszcza, jeśli jego kadra na kolana nie rzuca.

8. Dariusz Żuraw

Długi czas w Lechu wyniki były gorsze niż gra, ale na koniec poznaniacy nieco się w tej materii odkuli. A przecież to drużyna z największą liczbą podań kluczowych, najchętniej dryblująca i najdłużej utrzymująca się przy piłce. To ostatnie można jednak w naszych ligowych warunkach równie dobrze uznać za przekleństwo. I faktycznie, dłuższe momenty posiadania piłki Lechowi na dobre nie wychodziły. Kiedy jednak udawało się przyspieszać tempo akcji, poznaniacy, co w Ekstraklasie nie do końca powszechne, byli w stanie stwarzać zagrożenie z ataku pozycyjnego, nie wspominając o kontrach. Stopniowo udawało się trenerowi Żurawiowi w odpowiedni sposób zagospodarowywać Jevticia i Jóźwiaka, a w roli zabezpieczającego ofensywę zacząć sprawdzać się Muhar - najczęściej odbierający piłkę rywalom zawodnik ligi. Niepostrzeżenie zaczęło się okazywać, że skład Lecha nie jest tak słaby, jak można było pomyśleć po niezbyt dobrym starcie sezonu. Dla szkoleniowca należą się jednak słowa uznania, że stopniowo jego podopieczni zaczęli pokazywać swoją jakość.

7. Piotr Stokowiec

Gdy drużyna Piotra Stokowca pokaże swoje pragmatyczne oblicze, w polskich warunkach staje się nie do pokonania. Bardzo skutecznemu pressingowi (o różnej wysokości) towarzyszy szybkie wyprowadzanie akcji po odzyskaniu piłki i stosunkowo duża skuteczność. Skutkiem jest zazwyczaj nietracenie bramek przy strzeleniu ich w niewielkiej, acz wystarczającej do wygrywania ilości. Mechanizm ten zaciera się jednak, gdy szkoleniowiec gdańszczan zaczyna stawiać na nieco bardziej otwartą piłkę. Gdy brakuje odpowiednio silnego fundamentu defensywnego, pressing okazuje się mniej skuteczny, a rywale prędzej czy później są w stanie znaleźć w nim luki. Znacznie lepiej też tradycyjny styl gry Lechii sprawdza się przeciwko rywalom, którzy usiłują grać w piłkę. W warunkach Ekstraklasy podopieczni Piotra Stokowca są w stanie przypomnieć każdej z drużyn, że do cierpliwych wymian podań nie są one stworzone. Kiedy jednak ktoś postawi na bardziej bezpośrednie podejście, z szybkim dostarczeniem piłki na połowę rywala, odbudowanie ustawienia przychodzi gdańszczanom z trudem. Podobnie jak odrabianie strat.

6. Marek Papszun

Początek sezonu mógł sugerować, że Raków i trener Papszun będą się uczyć Ekstraklasy długo i boleśnie. Tymczasem cierpliwość i konsekwencja przyniosły efekty dość szybko. Początkowo stabilności w defensywie gra trójką z tyłu nie zapewniała, ale trzymając się tego ustawienia, stopniowo częstochowianie uszczelnili obronę, co w początkach rundy było ich dużą bolączką. W końcówce nastąpiła poprawa, dzięki której Raków wyraźniej oddalił się od strefy spadkowej. Nie tylko pod kątem ustawienia zespół Papszuna jest ewenementem - żadna inna ekipa nie atakuje tak często środkiem boiska. Nie dziwi to jednak, biorąc pod uwagę fakt, że boczne sektory są często obsadzone tylko przez zapewniających szerokość wahadłowych, a reszta zawodników stara się stworzyć przewagę w środku pola. Nieźle funkcjonowało to na zapleczu Ekstraklasy, w niej samej potrzebowało trochę czasu, by zaskoczyć, jednak bez wątpienie dzięki temu sposobowi gry liga będzie ciekawsza.

5. Waldemar Fornalik

Pierwszym słowem, które kojarzy się z drużynami Waldemara Fornalika, będzie zapewne "solidność". Dla niektórych może być to również "nuda", ale jest to nuda taktycznie przemyślana. Zwłaszcza w defensywie Piast potrafi niezmordowanie przesuwać się za piłką, starając się zmusić rywala do popełnienia błędu. Najwięcej przechwytów w lidze (w tym tych na połowie przeciwnika) może sugerować, że zwykle jednak upragnionego momentu potrafi wyczekać. Po odzyskaniu piłki podopieczni Fornalika nie atakują na siłę, są w stanie uspokoić grę i ponownie starają się wyczekać rywala, cierpliwie przemieszczając piłkę, aż któryś z przeciwników źle się ustawi i otworzy miejsce do zagrania prostopadłego podania. Czego więc Piastowi brakuje? Zwykle odrobiny szaleństwa w momencie, kiedy rywal strzeli przypadkową bramkę i w dziesięciu broni się w okolicy pola karnego. W takiej sytuacji rozsądek trenera Fornalika często zawodzi.

4. Aleksandar Vuković

Legia pod jego wodzą jest najmniej widowiskową od lat. Prawdopodobnie jednak jest też najsłabsza kadrowo. Nie udało mu się wywalczyć awansu do Ligi Europy, choć toczył dość wyrównane boje z ekipą, która, jak miało się okazać, pokazała w Europie całkiem sporo. Po bardzo przeciętnych początkach, powoli w grze drużyny zaczyna być widoczna jego ręka. Współpraca Kante i Niezgody to jego autorski, bardzo udany pomysł, wymuszający wzmacnianie defensywy przez rywali, co pozwala w środku pola korzystać z miejsca kreatywniejszym zawodnikom. Momentami Legia potrafi grać z polotem, piłka krąży sprawnie, a w zespole widać wzajemne zrozumienie, a to umożliwia tworzenie szybkich i błyskotliwych jak na nasze warunki akcji. Minusy? Problemy ze zbalansowaniem ataku i defensywy, która wcześniej wydawała się znakiem firmowym Vukovicia, a teraz często zawodzi. No i powtarzalność. Owszem, to bolączka całej ligi, ale Legia ze stosunkowo szeroką kadrą powinna móc sprawniej reagować na wahania formy zawodników.

3. Michał Probierz

Trener Probierz w lidze próbował już wielu różnych podejść i chyba wreszcie odnalazł to najskuteczniejsze. Cracovia w zakończonej rundzie bardzo skutecznie blokowała dostępu do własnej bramki, unikała strat w najgroźniejszej, środkowej strefie, w miarę możliwości szybko przenosząc atak na flanki. Pomijając aspekt bezpieczeństwa, okazywało się to również całkiem niezłą metodą atakowania. Krakowianie osiągnęli w tym wyżyny sztuki - mieli nie tylko najwięcej dośrodkowań w całej lidze, ale również ich najlepszą celność, o 24% wyższą, niż wynosiła ligowa średnia. Dla równowagi ataków środkiem przeprowadzali najmniej, zaś w średniej długości podań znajdowali się w ścisłej czołówce, nota bene tuż za liderującą w tej statystyce Wisłą, a to oznacza, że w Krakowie o ideałach "krakowskiej piłki" zapomniano niemal zupełnie. Co przekłada się na przyjemność oglądania występów podopiecznych Michała Probierza. Nadal przy tym różnie bywa z wprowadzaniem do zespołu młodych i zdolnych. Ale kto będzie to wypominać, gdy drużyna w końcu odnosi wyniki na miarę oczekiwań?

2. Vitzeslav Lavicka

Od kilku lat w Śląsku trwało nieustanne gaszenie pożaru. Czeskiemu szkoleniowcowi jako pierwszemu od kilku sezonów udało się zbudować choćby podwaliny pod stabilnie funkcjonującą drużynę. Skład w końcu wydaje się być zbilansowany i perspektywiczny, a nie budowany w nerwowych okolicznościach, gdy klub drży o utrzymanie. Nie brakuje ciekawych zawodników, a trener Lavicka potrafi nimi sprawnie zarządzać. Dużo swobody dostał Pich, potrafiący znaleźć sobie miejsce, do tego udaje się wkomponować w zespół zawodników młodszych (Łabojko, Płacheta). Najważniejsze jednak jest to, że czeski szkoleniowiec to pierwszy od dawna dowodzący wrocławską drużyną, przy którym można powiedzieć, że piłkarze zrobili postęp. Przy wielu z jego poprzedników można było tylko obserwować, jak ich podopieczni spuszczają z tonu. Dla kibiców Śląska to miła odmiana, która przekłada się na wyniki. Choć te bywają różne. Widać, że Lavicka ma ogromne pojęcie o swojej pracy, jednak można odnieść wrażenie, że na polskie warunki brakuje mu odrobiny pożądanego w polskich warunkach zamordyzmu. Stąd być może przeplatanie serii doskonałych i bardzo słabych.

1. Kosta Runjaić

Kiedy ocenia się kwestie merytoryczne, a nie medialność, rzadko w Ekstraklasie zdarzało się, że za największą gwiazdę drużyny uchodził jej trener. Pogoń Kosty Runjaicia to zespół, o którym bez wątpienia można powiedzieć, że gra ofensywnie, ma wysokie posiadanie piłki i kreuje najwięcej akcji. Szczecinianie starają się przy tym nie atakować dla samego operowania piłką. Na tempo wyprowadzania akcji nie można narzekać, zawodnicy dobrze tworzą opcje podania, przez co przy atakowaniu nie brakuje płynności. Udaje się przy tym zachować odpowiedni balans między ofensywą i defensywą, a mimo sprawnej gry do przodu kluczem do sukcesu była szczelna obrona. Trenerowi Runjaiciowi nie udało się jednak jak do tej pory znaleźć recepty na przeciętne wykończenie. Gdyby "Portowcy" byli skuteczniejsi w wykorzystywaniu stwarzanych przez siebie szans, byliby nie tylko okazjonalnym liderem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.