Mistrz Polski pokonany w Poznaniu. Lech wreszcie się przełamał, ale stracił ważnych zawodników

Lech wygrał z Piastem Gliwice 3:0. Bohaterem tego spotkania został Christian Gytkjaer, strzelec dwóch goli, dzięki którym awansował na pierwsze miejsce w klasyfikacji strzelców ekstraklasy. Ma już dziesięć bramek. W końcówce wynik podwyższył wprowadzony z ławki Joao Amaral.

Faworytem tego meczu był Piast Gliwice: niepokonany od dziewięciu meczów wicelider ekstraklasy, który coraz częściej nawiązywał do gry z poprzedniego sezonu, który skończył się sensacyjnym mistrzostwem Polski. Dla Piasta miał to być skok na pozycję lidera. Lech był na drugim biegunie: w dolnej części tabeli, bez zwycięstwa w czterech ostatnich meczach, opuszczony i krytykowany przez kibiców. Ale po raz kolejny okazało się, że wskazywanie faworyta w meczu ekstraklasy, podobnie jak szukanie jakiejkolwiek logiki, nie ma żadnego sensu. Lech pewnie wygrał 3:0. 

Lech Poznań wreszcie się przełamał. Stracił jednak ważnych piłkarzy

W pierwszej połowie nie było to porywające widowisko. Jeżeli pod którąś z bramek robiło się groźnie, to głównie za sprawą stałych fragmentów gry. Na pierwszego gola trzeba było poczekać 45 minut. W ostatniej akcji przed przerwą, Pedro Tiba upadł w polu karnym, Szymon Marciniak odgwizdał faul, a Christian Gytkjaer pewnie wykorzystał jedenastkę. Sędzia nie pozwolił nawet wznowić gry, tylko do razu zaprosił piłkarzy do szatni na przerwę.

Po zmianie stron, Piast starał się ruszyć do ataku, a trener Waldemar Fornalik za Gerarda Badię wprowadził drugiego napastnika – Patryka Tuszyńskiego. Sygnał był jasny: naprzód! Ale już dwie minuty później, Gytkjaer strzelił drugiego gola dla Lecha. Wreszcie dokładnie dośrodkował Wołodymyr Kostewycz, a Duńczyk łatwo uciekł spod krycia środkowym obrońcom Piasta i z pięciu metrów uderzył piłkę głową. Plach nie miał żadnych szans. Mógł tylko krzyczeć na swoich obrońców, którzy popełnili ewidentny błąd w kryciu. Nie lepiej zachowali się w końcówce meczu, gdy Pedro Tiba podał do Joao Amarala, wprowadzonego na boisko kilka minut wcześniej. On też miał sporo miejsca tuż przed bramką Piasta. Mógł przyjąć piłkę, odpowiednio się ustawić i przymierzyć idealnie przy słupku.

Najsłabszy mecz Piasta Gliwice w tym sezonie

"Kolejorz” miał przewagę i wygrał zasłużenie. Zdecydowanie dłużej utrzymywał się przy piłce (62-38 proc.), miał osiem rzutów rożnych, oddał dwanaście strzałów na bramkę. Może za to martwić strata Roberta Gumnego, który w 66. minucie kontuzjowany zszedł z boiska i Kamila Jóźwiaka zmienionego kwadrans później. Co gorsza – od dawna kontuzjowany jest też Tomasz Cywka, więc Lechowi brakuje naturalnego zmiennika. Dariusz Żuraw w piątek ratował się wpuszczając Tomasza Dejewskiego, który jest jednak środkowym obrońcą. 

Piast nie stworzył dobrej okazji do zdobycia bramki, a tę, którą stworzył mu bardzo niedokładnym przyjęciem Karlo Muhar, zmarnował. Piotr Parzyszek sam był najwyraźniej zdziwiony tak prostym błędem Chorwata, który przyjmował piłkę przed swoim polem karnym, ale zrobił to tak niezdarnie, że piłka odbiła się na kilka metrów w stronę bramki Mickey’a van der Harta. 

Piastowi zabrakło polotu w ofensywie, koncentracji i dobrej organizacji, z której jest znany. Lechowi, z wyjątkiem straty dwóch młodych piłkarzy, udało się wszystko. Defensywa wreszcie okazała się szczelna, a napastnicy skuteczni. To "Kolejorz" dominował, ale też mecz ułożył się dla niego bardzo korzystnie. Dzięki temu zwycięstwu, Lech awansował na siódme miejsce w tabeli. Piast pozostaje wiceliderem, ale jeszcze w tej kolejce może zostać wyprzedzony przez Cracovię, Śląsk Wrocław i Pogoń Szczecin.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.