Legia znalazła "nowego Vadisa"? Niedługo może trafić do reprezentacji Polski

"Najlepszy transfer od lat" - piszą o Pawle Wszołku kibice Legii Warszawa. I porównują jego przydatność do tej Vadisa Odjidji-Ofoe, jednego z najlepszych piłkarzy, jacy pojawili się w ekstraklasie w ostatniej dekadzie. Reprezentant Polski w sobotnim spotkaniu z Górnikiem Zabrze (5:1) zdobył dwie bramki i miał udział przy dwóch kolejnych. Kapitalnym występem dał sygnał, że jest gotowy na powrót do kadry. - Robię wszystko, żeby grać jak najlepiej. Czas pokaże, co będzie później - mówi 27-latek.

Była 6. minuta sobotniego spotkania Legii Warszawa z Górnikiem Zabrze. Domagoj Antolić dośrodkował piłkę w pole karne gości, gdzie najlepiej odnalazł się Paweł Wszołek. Rosły skrzydłowy uderzył piłkę głową, a kiedy kibice na trybunach już zaczynali cieszyć się z gola, Martin Chudy jakimś cudem odbił piłkę ręką. To była pewnego rodzaju zapowiedź tego, co 27-latek pokaże w swoim piątym meczu w ekstraklasie po powrocie do Polski.  A na poważnie pokazywać zaczął w 28. minucie, gdy przyjął piłkę na prawym skrzydle boiska, zszedł do środka i uderzył lewą nogą. Po drodze do bramki piłka co prawda odbiła się jeszcze od Pawła Bochniewicza, ale trafienie i tak zostało zaliczone legioniście.

Na tym popis byłego skrzydłowego Polonii Warszawa, o której kibice Legii nie dają mu zapomnieć (o tym za chwilę) się jednak nie skończył. W 56. minucie strzałem wykończył kapitalny rajd Luquinhasa, który przebiegł z piłką całą połowę rywala. Kilkadziesiąt sekund później pomocnik zaliczył asystę drugiego stopnia przy trafieniu Arvydasa Novikvovasa, a w 62. minucie asystę pierwszego stopnia przy bramce Jarosława Niezgody.

- Zawsze wychodzę na boisko, żeby pomóc drużynie. Cieszę się, że to zaczyna wychodzić, oby jak najwięcej takich występów. Wiedzieliśmy, że Górnik broni nisko i szuka szybkich kontrataków, więc na początku może być ciężko, ale właściwie już wtedy mieliśmy sytuacje do objęcia prowadzenia, m.in. mój strzał głową - powiedział Wszołek kilkanaście minut po zakończeniu sobotniego spotkania. - Na szczęście udało mi się strzelić gola przed przerwą, przez co Górnik musiał się otworzyć. Po zmianie stron wyprowadziliśmy kilka szybkich ciosów i wszystko było już ustawione - dodał.

Zobacz wideo

Nowy Vadis w Legii

Wszołek, który w pierwszym składzie Legii zagrał w sobotę po raz czwarty, zbiera coraz lepsze liczby. Tak dobre, że kibice zaczęli porównywać go do Vadisa Odjidji-Ofoe, najlepszego piłkarza, jaki grał w ekstraklasie w ostatnich latach. Statystyki pokazują, że te porównania nie biorą się znikąd, bo Polak już teraz pod tym względem zaczyna wyglądać lepiej od Belga, który przez cały sezon 16/17 strzelił cztery gole w lidze. Wszołek już teraz ma trzy bramki. Oczywiście należy w tym miejscu przypomnieć, że obydwaj zawodnicy występują na zupełnie innych pozycjach - Wszołek na skrzydle, a Odjidja-Ofoe na środku pomocy, mimo wszystko dorobek i aklimatyzacja byłego gracza Queens Park Rangers może imponować.

Wrażenie robią zresztą nie tylko liczby Wszołka, ale jego postawa na boisku. Niemal w każdej akcji stwarza przewagę i zagrożenie, nawet jak nie ma piłki. Często zmienia pozycje, ściąga na siebie obrońców i potrafi ich zgubić prostym ruchem ciała. Widać, że ma za sobą kilka tysięcy minut spędzonych na boiskach Championship. A do tych „angielskich” ruchów dokłada jeszcze przecież „niemieckie” zaangażowanie, której od początku sezonu swoim piłkarzom wpaja Aleksanda Vuković. - Trener mówi nam, że mamy mieć niemiecką mentalność. Po każdej strzelonej bramce mamy stosować jak najwyższy pressing, nie zadowalać się kilkubramkowym prowadzeniem, tylko utrzymywać takie samo nastawienie, jak przy wyniku 0:0. Tylko tak możemy iść do przodu. Zresztą było widać w meczu z Górnikiem, co się dzieje, gdy pojawia się rozluźnienie [Górnik strzelił dwa gole. Drugi ostatecznie nie został uznany po wideoweryfikacji – red.].

Następny krok: reprezentacja?

Forma Wszołka rośnie coraz szybciej. I szkoda, że dopiero teraz. Piłkarz Legii, który ma za sobą 11 występów w kadrze (ostatni w listopadzie 2017 roku) mógłby zostać rozwiązaniem problemów na prawej stronie kadry Jerzego Brzęczka. Tam wciąż świeci pustkami po Jakubie Błaszczykowskim, który nie jest w stanie zagwarantować takiej jakości, jak kilka lat temu. Selekcjoner próbuje tam co prawda Przemysława Frankowskiego czy Sebastiana Szymańskiego, ale żaden na dłuższą metę nie przekonuje. Przekonać mógłby więc Wszołek, ale problem w tym, że na listopadowe mecze powołania rozesłane zostały kilka dni temu. Najbliższą okazję do gry w drużynie narodowej legionista będzie miał więc dopiero w marcowych meczach towarzyskich. - Nie mnie to oceniać. Chcę grać jak najlepiej w każdym meczu, a co będzie później, to czas pokaże - przyznaje Wszołek.

Mentor dla młodych

Wszołek Legii (i być może kadrze) przyda się zresztą nie tylko na boisku. Mówił o tym kilka tygodni temu Vuković. - Paweł już wniósł do mojej drużyny duży profesjonalizm i podejście, które w takim klubie jak Legia, choćby w kontekście młodzieży, jest bardzo potrzebne – mówił Serb o swoim nowym zawodniku przed meczem z Lechem Poznań (2:1).

To podejście do młodych zawodników było widoczne w meczu z Górnikiem. Wszołek co i rusz udzielał im instrukcji – w pierwszej połowie Michałowi Karbownikowi, a w drugiej Maciejowi Rosołkowi i Kacprowi Kostorzowi. Pokazywał im, gdzie powinni się ustawiać, jak zachowywać i co robić, by z każdej sytuacji wyciskać więcej, żeby Legia utrzymywała płynność w grze. Płynność i łatwość w konstruowaniu akcji, która w ostatnich meczach domowych może się podobać. - Odkąd przyszedłem do Warszawy, widziałem duży potencjał w drużynie. Nie ma tu żelaznej jedenastki, jest ponad 20 piłkarzy na tym samym poziomie. Każdy ma głód gry i umiejętności. Wszyscy ciężko pracują i takie zwycięstwa, jak to z Górnikiem, są zasługą wszystkich - tych, którzy zagrali, weszli z ławki czy cały mecz oglądali z boku. Jesteśmy drużyną. Tylko będąc drużyną, można dążyć do celu - zakończył Wszołek.

„Paweł Wszołek śpiewa z nami”

W sobotę Wszołek zaliczył świetny występ. Biegał, walczył, instruował, strzelał i asystował. Zadowolił tym nie tylko kibiców, ale także samego siebie, co widać było po końcowym gwizdku. 27-latek skakał z radości, gratulował występu kolegom i pozował do zdjęć, jedną dłonią pokazując „5”, a drugą „1”. Jako pierwszy ruszył też w kierunku „Żylety”, by świętować zwycięstwo razem z kibicami. I to świętowanie zaczęło się niewinnie. Najpierw było: „Warszawa, Warszawa Warszawa, CWKS Legia, Warszawa Warszawa”. Później piłkarze wysłuchali: „Tylko mistrzostwo, hej Legio tylko mistrzostwo”. A kiedy wydawało się, że zawodnicy za chwilę skierują się do szatni, trybuna zażądała: „Paweł Wszołek śpiewa z nami”.

"Żyleta" znowu przypomniała piłkarzowi, że pamięta o jego przeszłości. Chwilę po tym, jak wywołała Wszołka, sama zaintonowała obraźliwą przyśpiewkę o Polonii Warszawa, mając nadzieję na to, że bohater sobotniego starcia, przy okazji były polonista, przyłączy się do śpiewów.  Ale on tego nie zrobił. Tak samo jak po meczu z Lechem, po którym miejsce miała podobna sytuacja. Jak zauważył wówczas Bartłomiej Kubiak: Na twarzy piłkarza nawet przez chwilę zarysował się lekki uśmiech, ale to wszystko. Przeczekał obraźliwą przyśpiewkę o Polonii i dopiero po chwili - już w towarzystwie całej drużyny, która mocno go wyściskała - dalej świętował zwycięstwo z Lechem.

Kibice Legii są pamiętliwi, ale ich zaufanie Wszołek już chyba zdobył, bo kogoś tak wybijającego się nad pozostałymi zawodnikami, w Warszawie od kilku lat nie było.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.