Legia Warszawa upokorzyła Wisłę! Kibice z Krakowa nie mogli na to patrzeć

Miało być trudno, a było lekko, łatwo i przyjemnie. Legia Warszawa w 13. kolejce ekstraklasy rozbiła Wisłę Kraków aż 7:0! To najwyższe zwycięstwo w lidze od 15 lat! Od meczu Zagłębie - GKS Katowice (7:0).
Zobacz wideo

 - Ilu rywali pokonaliśmy w ostatnim czasie, że teraz pytacie mnie o takie rzeczy. Czy w niedzielę czeka nas łatwy mecz? No nie, nie czeka. Będzie trudny, jak każdy inny w tej lidze - mówił na piątkowym briefingu nieco poirytowany Aleksandar Vuković, kiedy pytany był o Wisłę Kraków. W niedzielę irytacji już nie było. Była za to radość. I to szybko, bo Legia strzeliła gola już w 2. minucie. A w zasadzie to nawet bliżej 1., bo kiedy Luquinhas kopał piłkę do bramki (asystował mu Michał Karbownik), stadionowy zegar wskazywał minutę i tylko dwie sekundy gry.

Później nerwów przy ławce rezerwowych Legii też nie było. Prędzej przy Wisły, choć też niespecjalnie - trener Maciej Stolarczyk zachowywał się raczej spokojnie. Jakby się spodziewał takiego obrotu spraw. Tego, że w niedzielę przy Łazienkowskiej na jego Wisłę nie czeka nic dobrego. No i nie czekało, przewaga była ogromna - w 18. minucie Legia prowadziła już 2:0. Bramkę, też swoją pierwszą w tym sezonie ekstraklasy, zdobył Jose Kante. Później dołożył dwie kolejne, ale gdyby się bardziej postarał, mógł mieć ich jeszcze więcej. Trafić powinien choćby w 15. minucie, kiedy w sytuacji sam na sam z Michałem Buchalikiem uderzył prosto w niego.

Wtedy Kante wybrał źle: próbował strzelić między nogami bramkarza Wisły, ale w 32. minucie już się nie pomylił: wyskoczył najwyżej w polu karnym i głową - po dośrodkowaniu Domagoja Antolicia z rzutu rożnego - podwyższył wynik na 3:0.

Kibice Wisły chcieli wyjść ze stadionu

Ostatni raz Legia różnicą więcej niż trzech goli w lidze wygrała w kwietniu. W... debiucie Vukovicia, kiedy pokonała przy Łazienkowskiej 3:0 Jagiellonię Białystok. W niedzielę wynik mógł być jeszcze lepszy. No i był. Stolarczyk co prawda próbował reagować - ściągnął w przerwie z boiska Michała Maka i Kamila Wojtkowskiego (weszli: Chuca i Przemysław Zdybowicz) - ale jego zmiany nie wniosły nic. Albo inaczej: wniosły, ale tylko problemy, bo to Chuca w 50. minucie faulował Luquinhasa w polu karnym. Po analizie VAR sędzia podyktował wtedy dla Legii jedenastkę - Kante strzelał w środek, Buchalik obronił, ale po chwili z dobitką Gwinejczyka już sobie nie poradził.

To nie był koniec strzelania przy Łazienkowskiej, bo w 75. minucie gola - dodajmy, że ładnego: z dystansu - dołożył jeszcze Arvydas Novikovas. A później, w 80. minucie, Wisłę dalej dobijał Paweł Wszołek. I to dobijał tak skutecznie, że kibice Wisły już stracili ochotę na cokolwiek. Po piątym straconym golu mieli dość. Przestali prowadzić doping, a niektórzy nawet próbowali opuścić stadion. No i w końcu opuścili, bo kiedy w 89. minucie wynik meczu na 6:0 dla Legii ustalił Jarosław Niezgoda, sektor gości był już prawie pusty.

Dzięki niedzielnemu zwycięstwu Legia awansowała na czwarte miejsce w tabeli, do lidera - Wisły Płock - traci dwa punkty. Wisła Kraków jest w strefie spadkowej - na 14. miejscu (ma tyle samo punktów co ŁKS, który jest 13.). I w najbliższej perspektywie wyjazd do Bełchatowa, gdzie zagra z Rakowem (4 listopada, 20.30). Legia z kolei pojedzie do Gdyni, by zagrać z Arką (3 listopada, 17.30).

Więcej o:
Copyright © Agora SA