Najlepszy piłkarz ekstraklasy o swoim transferze: W Polsce nikt by mi tyle nie zapłacił. Może tylko Legia

- W Polsce nikt nie zapłaciłby mi takich pieniędzy, jakie zarabiam tutaj. Może Legia mogłaby się do takiego poziomu zbliżyć, ale z niej nikt do mnie nie zadzwonił. Nie wiem dlaczego się mną nie zainteresowała. Może jestem na nią zbyt słaby? - w rozmowie ze Sport.pl mówi Joel Valencia, najlepszy piłkarz ubiegłego sezonu ekstraklasy, który latem przeniósł się z Piasta Gliwice do Brentford. W angielskim klubie na razie nie może się jednak przebić do pierwszego składu.

2 mln euro - tyle Piast Gliwice zarobił latem na sprzedaży Joela Valencii, czyli piłkarza, który w znacznej mierze przyczynił się do zdobycia sensacyjnego mistrzostwa Polski przez drużynę Waldemara Fornalika. 24-latek, który po zakończeniu ubiegłego sezonu został wybrany najlepszym piłkarzem ekstraklasy, w FC Brentford, którego szefowie zdecydowali się go wykupić, na razie na regularną grę nie może jednak liczyć. - Trener myśli, że nie jestem gotowy na regularną grę na wysokim poziomie intensywności. Ale z każdym treningiem wyglądam lepiej, o czym on sam mi mówi. Mówi też, że jestem bardzo dobry i szybko się rozwijam, a on czeka na odpowiedni moment, by dać mi szansę. Rozumiem go i czuję się komfortowo, ale oczywiście - chcę grać. Z drugiej strony, nawet w pierwszym sezonie w Polsce nie grałem regularnie. Raz występowałem, raz nie, więc to normalne w nowym miejscu. Pierwszy rok w Anglii też traktuję jako czas na naukę i rozwój. 

Joel Valencia: Odmówiłem Manchesterowi i Barcelonie. Ale frajer ze mnie, co nie?

Zobacz wideo

Więcej jakości, większa intensywność

Po transferze do Anglii, Valencia zderzył się ze ścianą. Jak sam przyznaje, po pobycie w Polsce, nie był gotowy na treningi i grę z tak dużą intensywnością, jakiej się wymaga od piłkarzy występujących w Championship (drugi poziom rozgrywek). - Jest dużo biegania, sprintów, pressingu. To dla mnie trudne, bo nie jestem do tego przyzwyczajony. W Piaście nastawialiśmy się na obronę i tam wykonywaliśmy dobrą pracę, ale w Anglii wszystko jest bardziej intensywne. Na początku to było trudne, ale teraz już przywykłem - mówi. - Czuję się bardzo dobrze, ale swoją przydatność i umiejętności pokażę dopiero podczas meczu. Jeśli nie dostanę szansy, trener nie dowie się, czy jestem gotowy. Czekam na swoją okazję.

Nie tylko większa intensywność utrudnia Valencii walkę o pierwszy skład w drużynie Thomasa Franka. Poza nim, duński trener ma do wyboru jeszcze kilku piłkarzy ofensywnych, mogących grać na jego pozycji. M.in. Olliego Watkinsa, najdroższego zawodnika klubu, wycenianego na 12 mln euro. Były piłkarz Piasta o miejsce w drużynie walczyć musi także z Bryanem Mbuemo (wyceniany na 5 mln euro) czy Saidem Benrahmą (8 mln euro).  - Mamy wielu zawodników na moją pozycję. To jedna z rzeczy, przez które na razie trudno przebić mi się do składu. To bardzo dobrzy piłkarze, poziom indywidualności jest zdecydowanie wyższy niż w polskich drużynach. Ogólnie jakość piłki jest większa, tak samo jak tempo gry, tu wszystko dzieje się bardzo szybko - atak, pressing po stracie piłki, powrót na własną połowę, kontratak. Nie ma chwili na zastanowienie, nie zatrzymuje się piłki. 

"To Anglia. Najlepsze miejsce na piłkę"

Valencia w poprzednim sezonie rozegrał 33 mecze w ekstraklasie, w których strzelił sześć goli i zaliczył tyle samo asyst. Mimo udanych występów, zainteresowanie nim nie było tak duże, jak sam się spodziewał. - Łącznie miałem trzy oferty. To niedużo. Pewnie dlatego, że Piast wyznaczył za mnie wysoką cenę. Słyszałem, że było zainteresowanie z Rosji, Chin i Włoch, choć nie widziałem nic na papierze, w przeciwieństwie do oferty z Brentford. To było kluczowe, ale ważne było też zaangażowanie ludzi z klubu, to jak oni przedstawiali mi swoją wizję na mnie, jak widzieli mnie w drużynie, mówili jakie mogę z nią cele zrealizować. No i przede wszystkim Brentford, to Anglia. Czy może być lepsze miejsce do gry w piłkę? - pyta Ekwadorczyk.

I po chwili dodaje:  Poziom życia jest dużo większy, ale z cenami jest podobnie. Wszystko jest droższe niż w Polsce. Londyn [Brentford to jego dzielnica - red.] to dobre miejsce na wakacje, ale nie na stałe zamieszkanie. To za duże miasto, traci się dużo czasu na dojazd. Ale to nie jest najważniejsze, bo ja tu jestem po to, żeby wykorzystać szansę, jaką udało mi się dostać. Wiele osób przylatuje tu po taką szansę, nie tylko w piłce. Pracuje tu przecież wielu Polaków, których spotykam bardzo często. 

Transfer do Anglii ma być dla Valencii kolejnym wyzwaniem w życiu. Wyjściem ze strefy komfortu, która czasami potrafi wciągnąć i zdusić talent piłkarza. 24-latek tego zduszenia się bał, więc postanowił skorzystać z oferty, która ma mu pomóc w rozwoju. - W Gliwicach wygrałem wszystko. Byłem mistrzem Polski, najlepszym zawodnikiem ligi, więc stwierdziłem, że to dobry czas na transfer. Polska liga jest silna, ale chciałem się rozwijać. A gdybym został w ekstraklasie, nie wyszedłbym poza strefę komfortu. Po ubiegłym sezonie, nawet jak teraz grałbym źle, ludzie by mnie znali, doceniali za to, co zrobiłem do tej pory, a ja chciałem nowego wyzwania - przyznaje.

- Jestem tu dopiero dwa miesiące, nie mogę żałować. Przed nami jeszcze mnóstwo meczów do końca sezonu. Będę miał wiele okazji do gry. 

"Legia? Nikt nie dzwonił, nie wiem dlaczego. Może jestem za słaby?"

Była oferta z Anglii i zainteresowanie z Chin, Włoch i Rosji. Nie było jednak kontaktów ze strony polskich klubów, co można tłumaczyć względami finansowymi. Kiedy o te kontakty piłkarza jednak zapytaliśmy, ten wyraził zdziwienie brakiem telefonu od szefów wicemistrzów Polski. - W Polsce nikt nie zapłaciłby mi takich pieniędzy, jakie zarabiam tutaj. Może Legia mogłaby się do takiego poziomu zbliżyć, ale z niej nikt do mnie nie zadzwonił. Nie wiem dlaczego się mną nie zainteresowała. Może jestem na nią zbyt słaby? - pyta ironicznie Valencia. 

- Z Polski nie dostałem żadnej oferty. Pewnie dlatego, że Piast chciał za mnie dużo pieniędzy. Spójrz: Carlitos był najlepszym zawodnikiem ligi rok przede mną, a potem przeszedł z Wisły Kraków do Legii Warszawa za kilkaset tysięcy euro. Za mnie w Gliwicach oczekiwano 2 mln euro. To duża różnica, kwota, na jaką nie stać żadnego klubu w ekstraklasie. 

"Szkoda tej Ligi Mistrzów. Przecież my ich zniszczyliśmy"

Pomimo tego, jak dobrym piłkarzem i sympatycznym człowiekiem jest Valencia, jego odejście z Piasta pozostawiło po sobie lekki niesmak. Z zespołu trenera Fornalika odszedł on bowiem w trakcie dwumeczu 2. rundy kwalifikacji Ligi Europy z Rygą FC, z którego mistrzowie Polski odpadli po zwycięstwie 3:2 i porażce 1:2 (zadecydowały bramki zdobyte przez Łotyszy w Gliwicach). W drugim spotkaniu gliwiczanie długo utrzymywali wynik dający im awans, ale w 83. minucie stracili decydującego gola. Wcześniej grali jeszcze dwumecz w Lidze Mistrzów, gdzie odpadli z BATE Borysów, mimo że w obydwu starciach z Białorusinami prezentowali się zdecydowanie lepiej. - Widziałem ten drugi mecz z Rygą. Kiedy Jorge Felix strzelił gola, byłem pewien, że Piast przejdzie dalej. Ale wiadomo, jak jest w piłce. Chłopaki mieli problem w końcówce meczu, tak jak mieliśmy go w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, gdy ja byłem jeszcze w drużynie. Szkoda, że nam w tej walce o LM nie wyszło, zabrakło niewiele. Przecież nasi rywale w dwumeczu nie grali żadnej piłki, zniszczyliśmy ich - twierdzi Valencia.

I kończy: - Ja jestem tu, Piast tam, życie toczy się dalej. Ale nie odcinam się od niego, oglądam mecze, utrzymuję kontakt z zawodnikami. Kilka dni temu byłem nawet w Gliwicach. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.