Niespodzianka! Lech przegrał przed 30-tysięczną widownią. Zabójcze 27 minut

Cztery gole w pierwszej połowie, a nawet więcej, bo cztery gole w niespełna pół godziny. I porażka Lecha Poznań, który przy ponad 30 tys. kibiców przy Bułgarskiej, w piątek przegrał 1:3 ze Śląskiem Wrocław.

Napisać, że ten mecz dobrze się oglądało to nic nie napisać. Lech Poznań mógł prowadzić już w 2. minucie. Strzał Kamila Jóźwiaka został wtedy zablokowany. Zresztą po chwili - po drugiej stronie boiska - zablokowany został też strzał Przemysława Płachety. Z tą różnicą, że nieprzepisowo, bo Thomas Rogne dotknął piłki ręką. Szymon Marciniak nie miał wątpliwości - rzut karny po chwili pewnie wykorzystał Robert Pich.

Wielka mobilizacja

Tego chyba nikt się nie spodziewał. A na pewno to sytuacja dawno niespotykana. Bo Lech Poznań w czwartek sprzedawał na mecz ze Śląskiem Wrocław 500 biletów na godzinę. W południe liczba uprawnionych przekroczyła 28 tysięcy. A w piątek na stadionie pojawiło się 32 307 kibiców. Ostatni raz frekwencja w Poznaniu przekroczyła 30 tysięcy, kiedy Lech grał z Legią. A było to jeszcze za czasów trenera Nenada Bjelicy (1 października 2017 roku).

Wtedy Kolejorz rozbił Legię 3:0, teraz sam został rozbity. Nie minęło pół godziny spotkania, a już przegrywał 1:3. Zdołał jednak wyrównać, bo w 15. minucie do remisu doprowadził Darko Jevtić. Ale nie na długo, bo 120 sekund później Lech znowu przegrywał. Po mocnym strzale Łukasza Brozia, który w 27. minucie trafił po raz drugi. Tym razem technicznie, głową, przelobował bramkarza Lecha.

Po drugiej połowie spodziewaliśmy się równie dużo co po pierwszej, ale szybko okazało się, że nie można mieć wszystkiego. Ta już nie była tak emocjonująca. Mimo to Lech miał okazje, by zmniejszyć straty, mógł nawet dość szybko wyrównać, a może i wygrać. Czterech dobrych okazji nie wykorzystał jednak Christian Gytkjaer. Najpierw w 48. minucie trafił w bramkarza, potem w 57. piłka po jego strzale głową przeleciała minimalnie nad poprzeczką, a w 82. i 93. jego strzał z bliska doskonale bronił Matus Putnocky.

W następnej kolejce Śląsk - który po tym meczu został liderem ekstraklasy - podejmie Cracovię (17 sierpnia, godz. 15), a Lech - który w piątek został strącony z pierwszego miejsca właśnie przez Śląsk - zagra na wyjeździe z Arką Gdynia (17 sierpnia, godz. 17.30).

Prezes Lecha Poznań szczerze: Zatrudnienie Djurdjevicia było błędem

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.