Na Legii jest ogólne wkurzenie. "Aleksandar Vuković ma tego świadomość"

- Na Legii jest ogólne wkurzenie. Jesień jest tam dla trenerów gorącym czasem. Między wrześniem a połową października poprzednie trzy lata przynosiły ich regularne zwolnienia. Vuković ma tego świadomość - mówi Football Live Krzysztof Marciniak, dziennikarz nc+. Po pierwszej kolejce Ekstraklasy docenia Jagiellonię, która "nie będzie płakać po Novikovasie" i odwagę strzelca gola dla Lecha w meczu z Piastem.

Najważniejsze wydarzenia 1. kolejki Ekstraklasy komentuje dla Football Live Krzysztof Marciniak, dziennikarz Canal+ Sport, prowadzący program Liga+ Ekstra.

Wkurzenie na Legii

- Te transparenty (“czy leci z nami pilot”) i przyśpiewki, który były ostatnio na Legii, to obraz nastroju kibiców nie tylko z tego miesiąca, ale i ostatnich lat. Pewnie początki tego były przy zwolnieniu Jacka Magiery. Już od tego czasu na Łazienkowskiej można było pytać: Czy leci z nami pilot? Kolejne rezygnacje z trenerów i tłumaczenia prezesa były dziwne. Przy zatrudnianiu chyba każdego z nich Dariusz Mioduski mówił, że właśnie podjął dobrą, przemyślaną, optymalną decyzję. Przy zwalnianiu, że po refleksji poprzedni wybór nie był jednak dobry, ale na pewno dobry jest ten kolejny. Scenariusz się powtarzał - mówi nam Marcinak, który przypomina, że na Łazienkowskiej zaczyna się kolejny gorący okres.

- Jesień jest gorącym czasem w ostatniej historii trenerów Legii. Między wrześniem a połową października ostatnie trzy lata przynosiły ich regularne pożegnania. Aleksandar Vuković ma tego świadomość. Ma też świadomość, że trudno będzie połączyć ligę z pucharami. Gra o Europę, to teraz stąpanie po cienkim lodzie. Na tym etapie niewiele jest do zyskania, ale dużo do stracenia. Zobrazował to m.in remis z Europą FC, który w kibicach wzbudził furię. Zastanawiali się jak to jest możliwie, że wicemistrz Polski jest bezradny w starciu z wicemistrzem Gibraltaru, ekipą posiadającą jedno sztuczne boisko. Drużyną z kraju wielkości dzielnicy Warszawy. Ci sami kibice jeszcze niedawno musieli pogodzić się ze zdobyciem raptem wicemistrzostwa kraju, choć na finiszu poprzedniego sezonu tytuł zależał od ich drużyny. Ostatnio do tego doszły też problemy z nowym systemem biletowym. Kibic nie mógł kupić wejściówki na zajmowane od lat miejsce, lub jak ją kupił to okazało się, że ktoś zarezerwował to samo krzesełko. Teraz doszła do tego przegrana z Pogonią 1:2. Na Legii jest ogólne wkurzenie. Tyle potknięć w tak krótkim czasie trudno jest tam komukolwiek zrozumieć. Zwłaszcza, że rewanżowy mecz z Europą, poza 10 minutami, nikogo nie uspokoił.

82. minuta Piasta i odwaga napastnika Lecha

- To pewnie był już kolejny mecz, w którym Frantisek Plach wszedł do szatni i powiedział sobie, że mógł zrobić coś lepiej. Żeby nie było, uważam go za dobrego bramkarza. Zresztą nawet w zremisowanym 1:1 spotkaniu z Lechem miał kilka dobrych interwencji. Przy golu z gości z 82 minuty niby wszystko zrobił tak jak trzeba. Wyszedł, skrócił kąt, uniemożliwił strzał na pierwszy słupek, a jednak piłka zaplątała mu się i przeszła między nogami. To powoduje wrażenie, że mógł zrobić coś więcej.

- Pochwaliłbym jednak strzelca gola dla “Kolejorza”. Paweł Tomczyk przytomnie wyszedł do prostopadłej piłki i zrobił co powinien. To przecież człowiek, który w poprzednim sezonie grał w Gliwicach miał jakiś tam wkład w mistrzostwo. Po sobotnim występie stanął w strefie wywiadów wypiął do przodu klatę i odważnie zadeklarował, że to on teraz chce być pierwszym napastnikiem Lecha i na treningach robi wszystko by tak się stało. Przypomnijmy, że wchodził na końcówkę tego spotkania jako de facto numer cztery - Christian Gytkjaer nie mógł zagrać. Mecz zaczął Joao Amaral, na zmianę wszedł Timur Żamaletdinow, a Tomczyk pojawił się jako ten czwarty w hierarchii. To wejście i szybki gol było i dla niego i dla Lecha bardzo ważne. Poznaniacy wreszcie nie przegrali meczu, w którym pierwsi stracili gola.

Jagiellonii czeska siła i 3:0 z Arką

- Arka w pierwszej połowie nie istniała. Była zupełnie zdominowna. W drugiej części wyglądało to trochę lepiej, ale poza strzałem Kamila Antonika w poprzeczkę niewiele była w stanie zrobić. Podobał mi się natomiast rozmach w akcjach ofensywnych Jagiellonii. Była w nich swoboda, ruchliwość. Do drużyny świetnie wprowadził się Czech Tomas Prikryl. Wiem, że wyciąganie wniosków po jednym spotkaniu jest ryzykowne, ale wydaje mi się, że w Białymstoku nie muszą płakać po Arvydasie Novikovasie. Litwin gwarantował ostatnio po 8 czy 9 goli w sezonie, ale jak patrzę jak rusza się, dogrywa i ile widzi Prikryl, to mam wrażenie, że on podobne liczby też będzie Jagielloni zapewniał. Do tego dobrze radzą sobie w Białymstoku inni. Martina Pospisila uznaliśmy graczem kolejki. Trener Ireneusz Mamrot ustawił go trochę niżej i pomocnik zagrał fenomenalnie. Śmietankę może spijać Jesus Imaz, bo strzela i asystuje. Ciekawe efekty dał białostoczanom przepis o obowiązku wystawiania do pierwszego składu młodzieżowca. Zastanawialiśmy się w redakcji czy bez niego Bartosz Bida zagrałby od początku meczu z Arką? Niemal jednogłośnie uznaliśmy, że nie, bo na boisku pojawiłby się Martin Kostal. Bida zagrał jednak bez kompleksów. Strzelił gola, kilka razy się pokazał. Nie był to spektakularny występ, ale jak na osiemnastolatka można mu pogratulować. Może zapewni sobie stałe miejsce w jedenastce?

- Łyżką dziegciu w białostockiej beczce miodu, przynajmniej na razie, jest dla mnie Ognjen Mudriński. Po tym letnim transferze Jagi sporo sobie obiecywałem. Oglądałem jego gole, przeglądałem statystyki, wiem że kosztował sporą sumę. W pierwszym meczu jego występ był jednak bezbarwny. Drużyna strzelała, on w tym nie uczestniczył. Wydawał się ociężały. Jeśli to dlatego, że on nie jest jeszcze do sezonu przygotowany fizycznie to ma jakieś usprawiedliwienie. Jeśli to już jest jego 100 procent przygotowania, to źle to wygląda.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.