Tomas Petrasek to jeden z najlepszych piłkarzy ubiegłego sezonu 1. Ligi. W 29 meczach we wszystkich rozgrywkach strzelił dla Rakowa Częstochowa 10 goli i zaliczył jedną asystę, zbierając statystyki lepsze od wielu napastników występujących w ekstraklasie (dla porównania Piotr Parzyszek z Piasta Gliwice zdobył dziewięć bramek). Przed startem nowego sezonu Czech opowiedział w rozmowie ze Sport.pl o swojej skuteczności, grze drużyny Marka Papszuna i celach, jakie beniaminek chce zrealizować w kolejnych miesiącach.
Tomas Petrasek: Musimy. Każdy z nas czuje się gotowy, wszyscy są świadomi tego, na co nas stać. Nie możemy doczekać się meczu z Koroną Kielce.
- W kadrze było dużo zmian, ale to decyzje trenera i całego sztabu szkoleniowego. Ja jestem do czegoś takiego przyzwyczajony, tak w piłce jest zawsze. Doszli nowi zawodnicy, którzy wzmocnili naszą drużynę, już na pierwszych treningach pokazali jakość, chociaż wiadomo, że nie będzie im łatwo zastąpić graczy, którzy odeszli. Rafał Figiel, Karol Mondek, czy Łukasz Góra byli ważnymi ludźmi w historii klubu, któremu dali wiele sukcesów. Poprzeczka dla piłkarzy, którzy trafili w ich miejsce, jest zawieszona bardzo wysoko.
- Na treningu wygląda to naprawdę bardzo dobrze. Nowi zawodnicy szybko się zaaklimatyzowali i zaprezentowali umiejętności. Czy jesteśmy lepsi niż w ubiegłym sezonie? To dopiero pokaże liga, teraz trudno ocenić, ale na razie wszystko wygląda pozytywnie.
- Ofensywnej gry. Jesteśmy drużyną, która gra do przodu, która dużo pracuje na całym boisku, stara się grać bardzo szybko, stara się kreować grę i panować nad przebiegiem meczów.
- Wiadomo, że głównym celem dla każdego beniaminka zawsze jest utrzymanie. To jest jednak plan minimum, bardzo pokorny. Dla ambitnego człowieka to jednak za mało, podchodzimy więc do tego w taki sposób, że postaramy się wygrać każdy mecz, taki jest cel, zobaczymy w jakiej mierze uda się go zrealizować.
- Jako obrońca takich planów na szczęście nie muszę sobie układać. A mówiąc poważniej – nie wyznaczam sobie żadnego celu minimum . Wszystkie moje sezony w Rakowie były co prawda bardzo dobre, jeśli chodzi o liczbę strzelonych goli, ale zawsze podchodzę do tego w ten sposób, że najpierw chcę wykonać bardzo dobrą pracę dla drużyny w defensywie. Jak to się uda, to coraz lepsze statystyki – w obronie i ataku – przychodzą naturalnie. Najpierw robota dla drużyny, później pojedyncze sukcesy.
- Mówiąc krótko, po prostu z treningu. Ciężkiego treningu i powtarzania różnych wariantów stałych fragmentów, których dzięki naszemu stylowi gry w każdym meczu mamy bardzo dużo. Ale nie ukrywajmy, że warunki fizyczne też mi pomagają – mam prawie 2 m wzrostu, jakieś kilogramy też, więc w pojedynkach z rywalami na pewno jest łatwiej.
- Spędzamy mnóstwo czasu na treningach SFG. Ja sam często zostaję też po zajęciach, by poćwiczyć różne warianty. Męczę młodych zawodników, by zostawali ze mną i dorzucali mi piłki, to ważne dla wszystkich. Tak samo jak ważna jest pewność siebie, trzeba wiedzieć, że kiedy przyjdzie sytuacja, to się ją wykorzysta.
- Od małego jestem obrońcą, wykorzystuję swoje warunki fizyczne. Ale każdy, kto zna Raków wie, że przy większości stałych fragmentów czy nawet w kilku wariantach rozgrywania akcji, nasi środkowi obrońcy przechodzą do przodu. To nie jest tajemnica, umiem odnaleźć się w okolicach bramki przeciwnika nie tylko po rzutach wolnych czy rożnych, ale tak jak mówiłem – zadania w obronie zawsze są na pierwszym miejscu.
- Pojawiło się zainteresowanie. Były pytania z klubów polskiej ekstraklasy, były też z Europy. Zabrakło jednak konkretów, dlatego nie chcę mówić o szczegółach.
Wiadomo, że żyjemy w czasach, gdzie każdy może podejrzeć szczegółowe statystyki każdego piłkarza. A duża liczba bramek u środkowego obrońcy na pewno wzbudziła zainteresowanie. Zamieszanie było, były zapytania, ale ostatecznie zostałem w Rakowie, podpisałem nowy kontrakt w drugiej rundzie ubiegłego sezonu i dogadaliśmy się, że nadal będę bronił barw drużyny z Częstochowy.
- To był 2016 rok. Grałem w drugiej lidze czeskiej, wtedy Raków grał na takim samym szczeblu w Polsce. Z Viktorią Zizkov wywalczyłem awans do pierwszej ligi, co poskutkowało zainteresowaniem ze strony różnych zespołów, m.in. właśnie z Rakowa, którego dyrektorem sportowym był wówczas Czech David Balda, który mnie znał. To on zaproponował mnie trenerowi, który dokładnie przeanalizował moją grę, prezes zespołu z Częstochowy przyjechał oglądać mnie osobiście, a ostatecznie zaoferował mi kontrakt. Przejście na trzecim poziom rozgrywek w innym kraju niektórzy być może traktowaliby jako krok w tył, ale wiedziałem, że pozwoli mi on na spełnienie ambicji i marzeń. Przedstawiono mi wizję rozwoju klubu, która pokrywała się z tym, co chciałem osiągnąć. Wszystkie założenia udało się zrealizować w ciągu trzech lat, więc jestem zadowolony z tego, że tu trafiłem.
- Nie będę tak odważny, by mówić o takich rzeczach. Jesteśmy ambitnymi ludźmi, do każdego meczu podejdziemy z chęcią zwycięstwa, wiemy, że możemy się zmierzyć z każdym, ale nie chcemy składać niepotrzebnych deklaracji.
- Pamiętam tą historię, byłem tym zachwycony. Właśnie dlatego piłka nożna jest taka piękna – umie wykreować bohaterów, których nikt się nie spodziewał.
- Byłbym zadowolony z utrzymania. Byłbym też zadowolony, jakbyśmy powalczyli o coś więcej, jak kibice mówiliby o nas, jak o drużynie, która potrafiła sprawić niespodziankę i pokazała ambicję. Na pewno byłbym zadowolony z tego, że do każdego meczu podeszliśmy z wolą walki. Wtedy mógłbym spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć, że wykonałem dobrą robotę.