Jaki ojciec, taki syn. Ale Dani Aquino chciał napisać swoją własną historię 

Chociaż powtarza, że tata jest jego idolem, to zawsze pragnął wyjść z cienia. Miał mieć większy talent niż Daniel Aquino senior, legenda Realu Murcia i napastnik z epizodem w reprezentacji Argentyny. Dani Aquino podpisał 2-letnią umowę z Piastem Gliwice.

Przestroga ojca

- Ciągle nas porównują, ale ja chcę być kimś więcej niż tylko synem „el Toro” – Dani Aquino podkreślał to wielokrotnie. Nie chciał być oceniany przez pryzmat zasług ojca, Argentyńczyka który na przełomie lat 80 i 90. przeniósł się do Hiszpanii, rozkochał w sobie kibiców drugoligowego wówczas Realu Murcia, grał też m.in. w Betisie, Albacete i Meridzie. I Aquino juniorowi wróżono większą karierę: jego ojciec wystąpił tylko raz w reprezentacji Argentyny, w towarzyskim meczu w 1988. Syn był wicemistrzem świata z hiszpańską kadrą do lat 17.

Zobacz wideo

„El Torito” wierzy, że on i ojciec bardzo się różnią: zarówno pod względem charakterów, jak i stylu gry. Nawet mimo tego, że obaj wylądowali na podobnej pozycji na boisku oraz, że młody Aquino czerpał garściami z doświadczenia swojego taty. – Ma silny charakter i staram się brać z niego przykład. Kiedyś chcę osiągnąć poziom, jaki jemu się udało – wyznał w rozmowie z Paulem Safferem przy okazji ME U-17 w 2007 roku. Nie było w tym nic jednostronnego. Tak jak „el Torito” pragnął się uczyć, tak samo el „Toro” próbował przekazywać synowi cenne rady. – Powtarzał mi, że cokolwiek robię, ma mi to sprawiać radość. Był niesamowicie zadowolony, że poświęciłem się futbolowi – kontynuował w wywiadzie dla oficjalnej strony ligi.

Ale było w tym coś więcej niż tylko radość. Ojciec zawsze starał się go chronić. Doskonale wiedział, że w tym świecie czai się wiele pokus – a młody zawodnik, który gdzieś już został dostrzeżony, nie zawsze ma w sobie tyle siły i rozwagi, żeby się im oprzeć. – Jeśli będzie mądry, to da radę zarobić mnóstwo pieniędzy. Tyle że piłce nożnej towarzyszą sytuacje nieprzewidywalne, milion rzeczy może się wydarzyć. A w tym wieku jest niesamowicie trudno to przewidzieć. On jeszcze tak naprawdę niczego nie osiągnął, po prostu ma przed sobą dobrą przyszłość – bardzo świadomie zaznaczał „el Toro” w wywiadzie dla „La Verdad”.

Jednocześnie kryła się za tym przestroga, że jeżeli nie będzie skoncentrowany i zaangażowany, to wszystko może się wywrócić do góry nogami w jednej chwili. – Musisz ciągle walczyć. Nawet, kiedy nie wiesz, czy ci to coś przyniesie. Ale wiesz, że coś zniszczyłeś, jeśli wybrałeś pójście po linii najmniejszego oporu – przestrzegał już 12 lat temu. Dlatego starał się jak najwięcej rozmawiać z synem, być jego przyjacielem, a nie wrogiem. Dzięki temu młody Aquino czuł się komfortowo, mówiąc ojcu o treningach, meczach i wszystkim związanym z piłką. Nie tylko, kiedy był nastolatkiem, ale jeszcze nawet trzy lata temu, grając w Racingu. – Rozmawiamy codziennie, żyjemy piłką, uczymy się od siebie nawzajem. To dobre dla obu stron – tłumaczył relację w wywiadzie dla portalu „Racinguismo”. Przy okazji ojciec nie zapominał o korzeniach. Dbał o to, żeby jego dzieci wiedziały, skąd pochodzą. Dlatego spędzali wakacje w argentyńskim mieści Chajari, gdzie nadal mieszkają kuzyni, wujkowie i przyjaciele Daniego Aquino.

Zuchwałość w cenie

I faktycznie, „el Toro” miał rację – przed jego najstarszym synem przyszłość jawiła się w jasnych barwach. Zadebiutował w Segunda Division w starciu Murcia-Tenerife, mając zaledwie 16 lat. Zagrał 20 minut, strzelił gola i przyciągnął wzrok nie tylko trenerów reprezentacji U-17, ale i dużych klubów, m.in. Realu Madryt i Liverpoolu. Chociaż nie opuścił wówczas Półwyspu Iberyjskiego, to w kadrze nie był jedynie statystą – stanowił istotne ogniwo i przyczynił się do zdobycia złotego medalu na ME w 2007 roku. 

Od tego czasu zaczęło się pojawiać coraz więcej materiałów w prasie. Grając w Realu Valladolid hołdował, według „El Norte de Castilla”, mottu: „Pracą wszystko da się osiągnąć”. I chociaż podkreślał je w wywiadach, to równolegle pojawiały się głosy, że jego największą wadą jest nocne życie. Takie teorie wysnuwała np. elektroniczna wersja gazety „La Voz”. – Nie gra. Ale za to lubią go dziewczyny. Trenuje z Valladolid i sięga gwiazd. Bo ma wszystko, żeby mu się udało. Nie tylko w kraju, a również na dyskotekach – pisał Alfonso Carbonell w 2011 roku. Dziennikarz nie szczędził pochlebnych słów, opisując charakterystykę gry Daniego Aquino, ale jednocześnie zwracał uwagę, że „nocne życie” jest wielkim problemem potomka „el Toro”. – Skauci mówią, że coś w sobie ma. Jest szybki, ma niezły celownik, potrafi zrobić coś niesamowitego, co doceniają kibice. Niestety widać go nie tylko na boisku, ale również w nocy – podsumowywał redaktor. Być może właśnie z tego powodu nie udało mu się przebić i spełnić tych wszystkich marzeń, o których rozmyślał jako nastolatek.

Miał szansę to zrobić. Jeden trener pragnął wykorzystać jego zuchwałość. Diego Simeone uważał, że potrzebuje gracza o właśnie takiej osobowości. Szkoleniowiec wpuścił go na boisko w ostatnim meczu sezonu 2012/13, a ten odwdzięczył mu się asystą przy bramce Diego Costy. Nie była to jedyna pochwała, która padła z ust Cholo. Niecałe dwa miesiące później, po meczu z Estudiantes, zwrócił uwagę na inną cechę Hiszpana. – Aquino roztacza wokół siebie entuzjazm, który jest nam potrzebny. Zawsze znajdzie się miejsce dla takich piłkarzy – przytoczył jego słowa madrycki „AS”. Według tej samej relacji zawodnik miał dysponować świetnym uderzeniem ze stałych fragmentów gry. Ostatecznie jednak coś nie do końca zagrało i Hiszpan wyhamował.

 

Finansowa zawierucha

Mimo przestróg ojca, które starał się wpajać mu od najmłodszych lat, hiszpański napastnik nie zdołał umknąć ciemnej stronie futbolu. Rok temu zdecydował się powrócić do Murcii – tam, gdzie się urodził i dla której trzymał szczególne miejsce w swoim sercu. Bo Dani Aquino nigdy nie krył się z tą miłością. Nawet grając w barwach Realu Valladolid zaznaczał, że jest tam szczęśliwy, ale pochodzi z Murcii (miał na myśli i klub, i miasto). I chociaż powrót w rodzinne strony miał dla niego ogromne znaczenie, to myślał przede wszystkim o przyszłości swojej rodziny.

Przede wszystkim dzięki specjalnemu zapisowi w kontrakcie, Real Murcia mógł pozyskać napastnika za 30 tys. euro, jeśli transakcja zostałaby zrealizowana między pierwszym a piętnastym lipca. Później okazało się jednak, że obniżona kwota transferu pociąga za sobą jeszcze kilka „pobocznych” kwestii. Całą historię równolegle śledziły dwa portale: „La Verdad” i „La opinion de Murcia”. Z artykułów wynika, że klub musiał zapłacić zawodnikowi „z góry” 40-50 tys. euro, czyli kilka jego pensji, a dokładnie prawie połowę całej kwoty, na którą opiewał kontrakt, żeby w ogóle transakcja doszła do skutku. Wspomniany wcześniej portal „La opinion de Murcia” przyrównał sytuację w szatni Murcii do podziału klasowego, bowiem w tym samym czasie część zawodników czekała na przelew za dwa poprzednie miesiące. Paradoksalnie właśnie dlatego Dani Aquino zdecydował się na umieszczenie takiego zapisu w swojej umowie – chciał wrócić do domu, ale wiedział, że sytuacja w klubie nie należy do szczególnie stabilnych.

Według informacji „La Verdad” z kwietnia tego roku, całą sprawę wzięła pod lupę prokuratura. I to nie tylko przez płatność „z góry”, a ze względu na wysokość kontraktu i prowizję, którą miała otrzymać spółka „Sport Agency” za pośrednictwo w transakcji. Przede wszystkim należy ustalić fakty. Po pierwsze, umowa podpisana 3.07 opiewała na 140 tys. euro, czyli – używając słów, które pojawiają się w artykule i pochodzą bezpośrednio ze skargi złożonej do prokuratury – była „nieproporcjonalna w stosunku do stawek w Segunda B i została sporządzona w sposób sztuczny i nieuczciwy”. Po drugie, agencja zapewniła sobie 10% od całej kwoty, więc 14 tys. euro, a „umowa z pośrednikiem miała zostać sfałszowana, ponieważ została podpisana 4.07, czyli kiedy Dani Aquino był graczem Murcii, a to oznacza, że już nie potrzebował usług pośrednika”.

Zajmujący się sprawą Higinio Perez odkrył, że nie tylko Albert Valles (pośredniczący w transakcji z ramienia Sport Agency) otrzymał jednorazowo te 14 tys. euro, ale dwa tygodnie później (19.07) Murcia wysłała kolejny przelew, opiewający na taką samą kwotę, do nieznanego odbiorcy. Ostatecznie dokonano trzech takich samych wpłat na trzy różne rachunki. – Istnieje możliwość, że Victor Galvez (prezes Realu Murcia) i jego współpracownicy z Galvez Brothers (zlecali przelewy) mogli popełnić przestępstwo nieuczciwej administracji i korupcji w prywatnym biznesie – podsumował Higinio Perez (za: La Verdad). Ostatecznie ta finansowa zawierucha zaprowadziła go do Polski, gdzie będzie miał okazję pokazać, czy z młodzieńczego talentu coś jeszcze pozostało. I chociaż mówi się, że jaki ojciec, taki syn, to Daniemu Aquino udało się napisać swoją własną historię. Póki co niekoniecznie taką, jaką sobie wymarzył. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.