Cierzniak: Byłem już praktycznie spakowany. Chciałem, by Legia określiła się

- W Legii nie ma miejsca na przeciętność. Ten klub nie pozwala na to, żeby być średniakiem. Zrobimy wszystko, żeby kolejny sezon był dużo lepszy. Stracone mistrzostwo jeszcze w nas siedzi - mówi Radosław Cierzniak, 36-letni bramkarz, który w czerwcu przedłużył z Legią umowę o kolejny rok.

Bartłomiej Kubiak. Trochę to trwało, zanim okazało się, że zostajesz w Legii na kolejny sezon.

Radosław Cierzniak: O kulisach negocjacji zbyt wiele nie powiem, bo to są sprawy między mną a Legią. Jedyne, co mogę powiedzieć, to że od początku najważniejsze było dla mnie, by tutaj zostać. Udało się to osiągnąć i bardzo się z tego cieszę. 

A mogło się nie udać?

- Mogło. Nie będę ukrywał, że był taki moment, kiedy moje pozostanie w klubie wisiało na włosku, byłem już praktycznie spakowany. Biletów co prawda nie zdążyłem kupić, ale niewiele brakowało, a byłbym zmuszony. Mówię zmuszony, bo naprawdę bardzo chciałem zostać w Legii.

To kto zdjął nogę z gazu: ty czy Legia?

- Dla mnie najważniejsze było to, by Legia zajęła konkretne stanowisko. By jasno się określiła czy chce mnie zatrzymać na kolejny sezon, czy nie chce i się rozstajemy. Czekałem na tę informację dość długo, w międzyczasie pojawiały się propozycje z innych klubów, ale kiedy tylko się dowiedziałem, że Legia mnie chce, żadnego innego tematu nie było. Wiedziałem, że się dogadamy. No i się dogadaliśmy. Wszystko potoczyło się szybko i sprawnie.

Zobacz wideo

To skąd ta zwłoka - pieniądze, wysokość kontraktu?

- Nie, absolutnie. Zawsze powtarzam, że pieniądze są w życiu bardzo ważne, ale nie są najważniejsze. Czasami lepiej dostać trochę mniej i zostać w miejscu, w którym czujesz się dobrze, jesteś szanowany i masz możliwości, by się dalej rozwijać. Chyba nie muszę mówić, że Legia to właśnie takie miejsce.

Przegraliście mistrzostwo, nie zdobyliście Pucharu Polski. Po poprzednim sezonie nie odniosłeś wrażenia, że to miejsce nie jest już wcale takie wspaniałe?

- Nie, bo wciąż jest wspaniałe. Wszyscy, którzy tutaj pracują, o tym wiedzą. Wiedzą, jak wielkim klubem jest Legia i że to najlepsze miejsce do rozwoju. 

Ty chyba jednak nie od razu poczułeś się w niej dobrze: na debiut w lidze czekałeś ponad pół roku, w kolejnym sezonie zagrałeś raptem w trzech meczach, dopiero teraz - w tym ostatnim - uzbierałeś 15 spotkań w lidze.

- Oj, chyba jednak od razu. Na Łazienkowskiej wystarczy raz wyjść na rozgrzewkę, by poczuć coś szczególnego. Nawet jak słyszysz „Sen o Warszawie” z ławki rezerwowych, to przeżycie jest ogromne. Szybko sobie uświadamiasz, że to miejsce, w którym nie tylko chcesz być, ale także grać ważną rolę.

Twoja rola zaraz może stać się jeszcze ważniejsza - ofert za Radosława Majeckiego jedynie przybywa.

- Ja nic nie wiem. Zresztą nawet jakbym coś wiedział, to i tak nic bym nie powiedział. A już tak poważnie: to serio nic nie wiem. Na pewno nie jest to łatwa sytuacja przede wszystkim dla Radka. Ale to mądry i inteligentny chłopak. Widzę, że swoje sprawy oddaje ludziom, którzy go prowadzą i sam skupia się na pracy. Słusznie, bo to jedyna droga, by osiągnąć sukces.

Chcesz powiedzieć, że pod koniec zeszłego sezonu zabrakło wam skupienia, by osiągnąć sukces?

- Nie.

W taki razie co się stało z Legią w ostatnich czterech kolejkach - po wygranej z Lechią Gdańsk, kiedy na 12 możliwych punktów zdobyliście dwa?

- Pyta mnie o to wiele osób. Za każdym razem próbuję to jakoś wytłumaczyć, ale tak na dobrą sprawę to nie wiem. Nie wiem, co się z nami stało. Nikt nie jest w stanie precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Ale boli do dziś. Bo też nie jest tak, że wracasz po urlopie i nagle o wszystkim zapominasz. Albo udajesz, że nic się nie stało. Właśnie stało się. Stracone mistrzostwo w nas siedzi i pewnie jeszcze trochę posiedzi.

Za szybko uwierzyliście, że czwarty z rzędu tytuł znowu będzie wasz?

- Nie, absolutnie. Wręcz przeciwnie: każdy miał świadomość, że droga po mistrzostwo znowu będzie długa i kręta.

To może zabrakło wiary?

- Wierzyliśmy do końca. Nawet po 0:1 z Piastem nie widziałem w szatni spuszczonych głów. Tym bardziej że to było naprawdę dobre spotkanie. Jedno z lepszych za trenera Vukovica, o ile nie najlepsze, jeżeli chodzi o grę w piłkę. Tylko, co z tego, skoro najważniejszego nie osiągnęliśmy? Mieliśmy w tym meczu wiele sytuacji, ale nie udało nam się nawet zremisować. A to zawsze jest trudne, jak robisz wszystko, grasz dobrze i ponosisz porażkę. Ale nawet mimo tej porażki każdy nadal wierzył. Nie było tak, że po meczu z Piastem, który na trzy kolejki przed końcem wyprzedził nas w tabeli, w naszych szeregach zapanowało przekonanie, że mistrzostwo się wymknęło.

Bolało cię, że w ostatnich dwóch spotkaniach Aleksandar Vuković posadził cię na ławce rezerwowych?

- Zaakceptowałem decyzję trenera, ale nie będę ukrywał, że trochę mnie zabolała. Moja osoba nie była jednak w tamtym momencie najważniejsza. Liczyło się tylko mistrzostwo. Jego brak zabolał mnie dużo bardziej. Nadal boli. 

Zakładając, że Majecki jednak nie odejdzie, znowu możesz wylądować na ławce. W ekstraklasie od nowego sezonu zaczyna obowiązywać przepis o konieczności wystawiania młodzieżowca. 

- Po pierwsze nie jest powiedziane, że Radziu będzie grał, bo jest młody. Musi na to zasłużyć, a ja mu tego nie ułatwię. On o tym wie, szanujemy się i wspieramy. Ale też rywalizujemy. Zresztą na końcu i tak najważniejsze jest to, co osiągnie zespół, a nie, który bramkarz stoi między słupkami. Oczywiście moim celem jest być numerem jeden, to się nigdy nie zmieni. Ale nie ma co się obrażać, gdy się nie gra. Nigdy nie wiesz, kiedy będziesz musiał wejść i pomóc drużynie. To jest trudne, jak pracujesz z całych sił i nie grasz w pierwszym składzie. W zawodowej piłce nie ma chyba większego wyzwania niż zaakceptowanie roli rezerwowego w taki sposób, by konkurent i zespół na tym nie ucierpiał. Dlatego im szybciej piłkarz się tego nauczy, im szybciej - jako zmiennik - będzie w stanie pomóc, tym lepiej dla wszystkich.

Obok Inakiego Astiza będziesz teraz najstarszym zawodnikiem Legii. Jesteś gotowy przejąć rolę mentora, kogoś kto pomoże młodym graczom?

- Nie uciekam od tej roli, jestem świadomy, że wielu może czegoś takiego oczekiwać. Dla mnie nie ma problemu.

Radović, Kucharczyk, Malarz, Hlousek, Hamalainen, Szymański, czyli łącznie blisko 1300 meczów. Nie masz obaw, że w nowym sezonie będzie za mało Legii w Legii?

- Jest mi czasami przykro, jak ktoś stąd odchodzi. Z wieloma piłkarzami przeżyłem wiele pięknych chwil. Al jest chyba naturalne, że jedni przychodzą, a inni muszą odejść. To są decyzje władz, taka jest strategia klubu. I my, jako zawodowi piłkarze, musimy to szanować. Każdy zespół na świecie czasem potrzebuje gruntownej przebudowy, żeby później grać lepiej. Teraz przyszła pora na Legię. Ale choć dotykają nas duże zmiany, to jednak trzon drużyny zostaje. Co to tylko potęguję moją wiarę, że wszystko skończy się dobrze i pozytywnie. 

Trzech trenerów, nierówna forma, rotacje na każdej pozycji, 10 piłkarzy z wygasającymi kontraktami. Może to wicemistrzostwo w poprzednim sezonie wcale nie wzięło się z przypadku?

- Uważacie, że ktoś chciał źle dla klubu?

Nie. Ale jeśli mielibyśmy jednym słowem opisać, co działo się w Legii w poprzednim sezonie, to nasuwa się jedno słowo: bałagan.

- Każdy jest mądry po fakcie i łatwo jest oceniać z boku, gdy coś nie wyjdzie. Ja nikogo nie chcę ani rozliczać, ani tym bardziej obwiniać. Lubimy sobie czasem ponarzekać, popatrzeć za siebie albo na innych. Rachunek sumienia radziłbym jednak zacząć od siebie. Bo to my zawaliliśmy jako drużyna. I to do nas powinny być największe pretensje.

Gdybyś mógł zmienić jedną decyzję prezesa w poprzednim sezonie?

- Ale po co? Przecież ani nie miałem, ani nie mam, ani nie będę miał takich kompetencji. Powtarzam: poprzedni sezon wciąż boli. Najprostszym sposobem, by uśmierzyć ten ból, będzie teraz dobra gra w pucharach i awans do Ligi Europy, a potem odzyskanie mistrzostwa Polski.

Jesteś zadowolony ze swojej gry w poprzednich rozgrywkach? 

- Z większości meczów tak, choć zdarzyły się błędy. Z każdym tygodniem czułem się jednak lepiej, nawet po swoich ruchach widziałem, że pewność rośnie. Stać mnie na jeszcze więcej.

W I rundzie eliminacji zagracie z wicemistrzem Andory (UE Sant Julia) albo Gibraltaru (College Europa FC). W II czeka na was rywal z Białorusi (FK Witebsk) albo z Finlandii (Kuopion Palloseura).

- Wiadomo, że jesteśmy faworytem. Tylko że tak naprawdę to nic nie znaczy. Swoje trzeba wybiegać z każdym rywalem, w każdym meczu. A wcześniej na treningach, gdzie teraz musimy też jak najszybciej się poznać, dotrzeć z nowymi piłkarzami i zrozumieć założenia trenera. 

Po nominacji trener Vuković żartował, że jak przetrwa wrzesień, to potem będzie miał już z górki. W 2017 roku w tym miesiącu pracę stracił Besnik Hasi, w 2018 – Jacek Magiera, a przed rokiem Dean Kluafurić nie dotrwał nawet do końca sierpnia. Zamierzacie jakoś pomóc Vukoviciowi?  

- Jest idealnym kandydatem na to stanowisko. To jedyna osoba, która wie, co się działo w tym okresie przez te wszystkie lata, była przy tym, widziała i ma świadomość, jak trudny to okres. Więcej mówić nie chcę. Jestem przekonany, że pokażemy to na boisku.

Lato to trudny czas - trzeba łączyć ligę z grą w Europie.

- Dotąd zawsze wytłumaczeniem były zbyt krótkie urlopy. Że mieliśmy 10 dni, góra dwa tygodnie. Teraz mogliśmy zatęsknić za piłką, wcześniej tego nie było. W poprzednich latach kończyliśmy rozgrywki dubletem, radość trwała dwa-trzy dni, potem był krótki wypad na urlop i trzeba było wracać. Każdy jeszcze myślał o mistrzostwie. Dziś jest inaczej, bo zamiast mistrzostwa, jest poczucie, że nie wolno nam nawalić, że trzeba coś odbudować. To powinno pomóc. Trenujemy po dwie godziny, ale nikt nie marudzi. Zajęcia są przyjemne, nie ma zbyt wiele biegania bez piłki. Atmosfera jest pozytywna. Każdy wie, po co tutaj jest.

Przed tobą jeszcze pewnie trzy, cztery sezony grania. Rozważasz zakończenie kariery w Legii?

- Chciałbym, a może nawet coś więcej. Ale nie chcę zamykać sobie żadnej furtki. Będę grał, dopóki zdrowie pozwoli. Czuję, że mam predyspozycje, by kiedyś pracować z bramkarzami, ale nie wiem, co na to rodzina. Chodzi mi to po głowie, ale poczekajmy. Kilka sezonów jeszcze mi zostało. 

Czego nauczył was poprzedni sezon?

- Że o tytule decydują detale. Niech każdy stanie przed lustrem i odpowie sobie na pytanie, czy wszystko zrobił jak należy i czy mógł dać z siebie więcej. Chcieliśmy jak najlepiej, ale jesteśmy ludźmi i zdarzyły się słabsze dni. Gwarantuję, że teraz będziemy inną, dobrą Legią.

Skąd ta pewność?

- Bo tutaj nie ma miejsca na przeciętność. Ten klub nie pozwala na to, żeby być średniakiem. Zrobimy wszystko, żeby kolejny sezon był dużo lepszy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA