Nowy piłkarz w Zagłębiu Lubin. Odkrycie Zlatko Zahovicia, legendy słoweńskiej piłki

Trener Ante Simundza powiedział o nim, że mięśnie głowy ma silniejsze niż nóg. Dosłownie i w przenośni. 25-letni napastnik przebywa obecnie na testach medycznych w Zagłębiu Lubin.

Uratowany przez Maribor

- Bez ich pomocy byłoby mi bardzo trudno wrócić do profesjonalnego futbolu – mówi Rok Sirk z pełnym przekonaniem w rozmowie z portalem „Siol”. Przywołuje czasy, kiedy jeszcze był nastolatkiem, a już jego kariera zawisła na włosku.

Zobacz wideo

W kwietniu 2011 roku młodzieżowa reprezentacja Słowenii rozgrywała towarzyski mecz w mieście Slovenska Bistrica. Ale dla niego spotkanie zakończyło się po zaledwie kilku minutach. – Zerwałem przednie więzadło krzyżowe i czekała mnie długa rehabilitacja. Wróciłem po siedmiu miesiącach i na pierwszym treningu kontuzja się odnowiła – kontynuuje zawodnik. Łącznie poza boiskiem spędził prawie dwa lata. Przez cały ten czas nie mógł narzekać na wsparcie Mariboru. – Czułem, że są po mojej stronie – nie ukrywa wdzięczności po czym dodaje, że chyba już wyrósł z kontuzji.

Nie mówi tak z perspektywy czasu, kiedy najgorsze ma już za sobą. Pewność siebie nie jest i nigdy nie była u niego czymś wymuszonym. Nawet kiedy wizja powrotu na boisko wyraźnie się oddaliła, Rok ani przez chwilę nie zastanawiał się nad odwieszeniem korków na kołek. W wywiadzie dla słoweńskiego „RTV” podkreślał wielokrotnie, że zakończenie kariery po prostu nie wchodziło w grę. – Zawsze wiedziałem, że wrócę na przyzwoity poziom – kończy temat.

Pewnie dlatego nie odczuwa żalu do „Fioletowych” o inne sprawy. O to, że nigdy nie przebił się do pierwszej drużyny. – Zlatko Zahovic wypatrzył mnie w Dravogradzie, kiedy miałem 14 lat i ściągnął mnie do swojego zespołu. Grałem we wszystkich kategoriach wiekowych, ale kiedy dobijałem do seniorów, to nikt nie chciał dać mi szansy – opowiada w rozmowie z portalem „Delo”.

Najpierw głowa, później nogi

Nikt poza trenerem Ante Simundzą. Ścieżki jego i Roka dwukrotnie się przecięły – najpierw w Mariborze, a później już w NS Mura. – To on wpuścił mnie na boisko w ostatnim meczu sezonu (2013/14) przeciwko Olimpiji – mówi w tym samym wywiadzie. Zresztą szkoleniowiec ogólnie ma o nim dobre zdanie. Często, już kiedy spotkali się w Murskiej Sobocie, żartował, że jego napastnik ma silniejsze mięśnie głowy niż nóg (za: „Delo”) . I chyba bardziej chodziło mu o gole strzelane głową niż myślenie na boisku.

Chociaż z tym drugim też nie jest u niego na bakier. Rok bardzo dobrze potrafi znaleźć sobie miejsce w polu karnym przeciwnika. Czasami potrafi dorzucić coś ekstra, jak np. hattricka w meczu z NK Aluminij (3:2). Jedną bramkę zdobył prawą nogą, drugą lewą, a trzecią właśnie głową. – Być może jest mi po prostu łatwiej trenować pod okiem kogoś, kto też był snajperem i wie, na co najbardziej trzeba zwrócić uwagę – podkreśla Słoweniec w rozmowie z „Delo”.

 

Mimo że 25-latek był pierwszoplanową postacią NS Mura już w sezonie 2017/18, to przyciągnął wzrok słoweńskich mediów stosunkowo niedawno, bo nieco ponad pół roku temu. Wówczas zaczął być porównywany do Nusmira Fajicia, najlepszego strzelca w historii klubu z Murskiej Soboty (20 goli w sezonie 2011/12). Pierwsze artykuły tego typu pojawiły się na portalu „Sobota Info” w listopadzie, kiedy Rok miał już na swoim koncie 10 bramek w lidze. - Zainteresowanie mediów jest dla mnie czymś zupełnie nowym, nie byłem do tego przyzwyczajony. Ale staram się nie przywiązywać wagi do tego, co piszą, a skupić się na meczach – zaznacza w rozmowie z „RTV”.

I chociaż ostatecznie nie udało mu się pobić rekordu, bo jego licznik zatrzymał się na 15 trafieniach, to i tak walnie przyczynił się do dobrych wyników drużyny. Warto podkreślić, że początkowym celem ekipy po awansie na najwyższy poziom rozgrywkowy było utrzymanie, a nie bój o miejsce premiowane grą w eliminacjach LE. Ostatecznie zajęli 4. pozycję i w pierwszej rundzie zmierzą się z Maccabi Hajfa.

Od Birmingham do zbiórki na getry

Okazuje się jednak, że już kilka lat wcześniej mogło być o nim bardzo głośno. Zwłaszcza w Słowenii i rodzinnym Dravogradzie. Rok Sirk i Miha Blazic, który był jego klubowym i reprezentacyjnym kolegą (U-17), zostali zaproszeni na testy do Birmingham w marcu 2010 r. Docelowo mieli spędzić kilka dni w klubowej akademii i zagrać w towarzyskim meczu. – Trudno w tym momencie powiedzieć coś więcej, ale mogę potwierdzić, że są zadowoleni z postawy Sirka i jeśli kluby dojdą do porozumienia, to do końca sezonu zostaną dopięte szczegóły transferu – zaznaczał 9 lat temu Nusret Jashari, ówczesny agent Słoweńca.

Ostatecznie z przeprowadzki do Anglii nic nie wyszło i być może „na szczęście”, biorąc pod uwagę wspomnianą wcześniej kontuzję, z którą napastnik tak długo się zmagał. Nie wygląda na to, żeby Rok żałował swoich decyzji. – Czerpię energię i siłę do walki z tego, co było złe – zaznacza pełen przekonania w rozmowie z „Siol”. Koledzy z NS Mura również mają o nim bardzo dobre zdanie, więc trudno uznać to wszystko, co Słoweniec mówi w mediach, za przyjmowanie maski.

– Rok nie tylko jest bardzo dobrym piłkarzem, ale i świetnym przyjacielem, który zawsze walczy i ma nosa do strzelania goli – mówi Nik Lorbek w tym samym wywiadzie. Nie jest gołosłowny. Po chwili zaczyna opowiadać historie o swoim koledze z drużyny. Zaznacza, że to właśnie Rok jest odpowiedzialny za atmosferę w szatni. – Nie powiedziałbym, że jestem liderem zespołu. Po prostu czasem powiem jedno słowo więcej niż inni – odparowuje 25-latek.

Nie jest to jedyna opowieść, która krąży po szatni NS Mura. Nik Lorbek dodaje, że to właśnie napastnik jest odpowiedzialny za zbieranie pieniędzy na getry, które zawodnicy noszą na treningach. – Jest strasznie surowy – śmieje się w rozmowie z „Siol”, tłumacząc klubowy zwyczaj. Raczej takie zadania nie czekają na niego w Lubinie, ale na pewno obowiązkowość jest pożądaną cechą. W klubie zdecydowanie większe oczekiwania mają wobec tych mięśni głowy, o których żartował trener Ante Simundza.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.