Jeżeli ktoś spodziewał się, że piłkarze Piasta Gliwice zdominują Lecha Poznań i narzucą mu swój styl gry, to już po kilku minutach pierwszej połowy przecierał oczy ze zdumienia. Zespół Dariusz Żurawia rozpoczął agresywnie, dłużej utrzymywał się przy piłce i miał zdecydowanie lepsze sytuacje na gola. Wydawało się, że wszystkie głosy o odpuszczeniu meczu (czego domagali się kibice Lecha Poznań) odejdą w zapomnienie, ale wtedy do akcji wkroczyli Rafał Janicki i Matus Putnocky. Obrońca Lecha wycofał piłkę w kierunku bramkarza, a ten został uprzedzony przez Piotra Parzyszka, który wpakował piłkę do zupełnie pustej bramki. Z perspektywy trybuny prasowej wyglądało to tak, że Putnocky nie biegł do piłki nawet na 50 procent mocy. Pytanie, czy z powodu presji kibiców Lecha, czy może warunków atmosferycznych i źle dobranego obuwia (na godzinę przed meczem nad Gliwicami przeszła burza z intensywnymi opadami)? Pytanie zostawiam bez odpowiedzi, bo zarówno po Janickim jak i Putnockym można spodziewać się w tym sezonie wszystkiego, a proste, wręcz kuriozalne błędy, nie są w ich przypadku niczym nowym. Fakty są takie, że Lech podarował Piastowi bardzo ważnego gola, ale z przebiegu meczu nie ma żadnych podstaw, żeby stwierdzić, że Lech odpuścił i nie walczył, a kilka świetnych szans na gola (strzał Jevticia z rzutu wolnego, słupek po uderzeniu Vujadinovicia) są tego najlepszym przykładem.
Kiedy Waldemar Fornalik wyszedł przed meczem na murawę stadionu przy ul. Okrzei w Gliwicach, dostał od kibiców Piasta solidną porcję braw. Odpowiedział im uśmiechem i wyciągnięta w górę ręką. Nerwów nie było po nim widać. W krótkiej rozmowie z dziennikarzami zaznaczył tylko, że musi uważać z radością, bo jak pogłębi uraz mięśnia brzuchatego łydki, to wyląduje w szpitalu. Ale po golu Piotra Parzyszka jakby zapomniał o kontuzji. Cieszył się razem ze swoim sztabem szkoleniowym, wyskoczył z ławki rezerwowych, ale szybko przypomniał swoim piłkarzom, że do mistrzostwa jeszcze daleko i jednym gestem nakazał im wrócić na własną połowę i ustawić się przed wznowieniem gry. W trakcie meczu Waldemar Fornalik spokojnie stał przy linii bocznej boiska, najczęściej z założonymi rękoma, a tylko w niektórych sytuacjach podpowiadał swoim piłkarzom jak mają się ustawić i w który sektor zagrać piłkę. Te podpowiedzi to efekt nerwowej gry piłkarzy Piasta. Łatwe straty, niecelne dośrodkowania i piłka plącząca się pod nogami – to obraz gry gliwickiego klubu w ostatniej kolejce sezonu 2018/2019. Ale o tym nikt nie będzie pamiętał.
- Waldemar Fornalik, Waldemar Fornalik – ryknęły w 75. minucie trybuny na stadionie w Gliwicach. Szkoleniowiec Piasta spojrzał w kierunku sektora, na którym prowadzony był doping, i odpowiedział kibicom brawami. Wcześniej fani gliwickiego klubu skandowali nazwisko Jakuba Szmatuły, Martina Konczkowskiego, Tomasza Jodłowa, Gerarda Badii, a później już wszystkich zawodników w kadrze. Atmosfera na stadionie w Gliwicach była kapitalna. W 15. minucie kibice zaprezentowali niebiesko-czerwoną kartoniadę, a pod koniec wywiesili płótno z napisem: PIAST MISTRZ. Na stadionie w Gliwicach został również pobity rekord frekwencji. Na meczu z Lechem Poznań pojawiło się 9 tysięcy 913 kibiców. I w ostatnich minutach wszyscy stali i rozpoczynali mistrzowską fetę.
Zdjął okulary, oparł ręce na kolanach, a chwilę później utonął w objęciach swoich współpracowników. Tak na ostatni gwizdek sędziego Szymona Marciniaka zareagował Waldemar Fornalik. Trener i autor historycznego sukcesu Piasta Gliwice. Nie podskakiwał, bo nie mógł, nie pozwoliła mu na to kontuzja łydki, ale gdy na plecy wskoczył mu Joel Valencia, to z dumą niósł go przez kilka metrów po murawie stadionu w Gliwicach. Symboliczna chwila, bo nie ma żadnych wątpliwości, że piłkarze Piasta Gliwice dojechali do mistrzostwa Polski właśnie na plecach Waldemara Fornalika.
Specjalne koszulki, szampan i dużo piwa. Tak wyglądała historyczna feta Piasta Gliwice. Było spontanicznie i bezpiecznie. Piłkarze cieszyli się na murawie, kibice na trybunach (nie wybiegli na murawę tuż po ostatnim gwizdku). Wielka feta przeniosła ze stadionu na ulice Gliwic. Piłkarze i sztab szkoleniowy wsiedli do odkrytego autokaru i pojechali na zabawę z kibicami.