Piast Gliwice jest osobliwością polskiej piłki. Mistrzostwo za drobne

Szansa na Ligę Mistrzów za dwadzieścia kilka milionów złotych. Nos do transferów? Dobry trener? Spokojna polityka finansowa? Piast Gliwice po raz trzeci w ostatnich 6 latach, tym razem po zdobyciu historycznego mistrzostwa, może pokazać się w Europie. Ekipa Fornalika swój najlepszy sezon zakończyła wygraną z Lechem 1:0.

To do końca bronili się przed degradacją, to awansowali do europejskich pucharów. Ostatnie siedem lat Piasta w Ekstraklasie było czasem skrajności. Ponieważ w ostatnim sezonie udało im się uniknąć spadku to teraz - zgodnie z tradycją - Gliwice zapewniły sobie miejsce w grze o Europę. Ponieważ grały najrówniej w końcówce sezonu i wytrzymały presję ostatniej kolejki pokonując Lecha, nagrodą było też historyczne mistrzostwo Polski.

Zobacz wideo

Przy cierpiącej na deficyt w kasie i tnącej koszty Legii, napompowanej w ostatnich kilku latach złotówkami Lechii (obie też mają zagwarantowane europejskie puchary) Piast jest na polskim podwórku osobliwością. Sukces osiągnął z budżetem wynoszącym dwadzieścia kilka milionów złotych.

Nos do transferów, czy szczęśliwa ruletka?

Z transferami do Piasta w ostatnich latach było jak z jego wynikami, raz były dobre raz gorsze. Trochę jak gra w ruletkę. Szczęście przeplatało się z rozczarowaniem. Nie można jednak stwierdzić, że polityka transferowa Gliwic to pasmo sukcesów. Przeciętny kibic pewnie już mało pamięta o „specjalistach” od futbolu takich jak: Rabiola, Collins John, Mohamed Amine Hadj Said, Armando Nieves, Sandro Gotal, Edvinas Girdvainis, Lukas Cmelík, czy Dario Rugasević.

Portugalczyka ówczesny prezes klubu chciał wysłać na badanie wzroku, bo ten marnował idealne okazje. Posiadający holenderski paszport i chwalony za swój potencjał John, zagrał w Polsce 17 minut. Odchodząc z klubu sam z siebie oddał część swojej wypłaty. Uznał, że na nią nie zasłużył.

Hadj Said podczas ramadanu pił tylko wodę, więc w Gliwicach sztab bał się go poważnie obciążać. Miał obawy, że coś mu się stanie. Kontrakt rozwiązano z nim po pół roku. Niezwykle umięśniony, kolumbijski obrońca Nieves, oprócz tego, że ktoś podpisał z nim dwuletni kontrakt, zadziwiał w szatni tym, że głośno mówił, iż w swoim kraju mieszkał koło Shakiry. Piosenkarkę widział kiedyś z daleka - tak jak mecze naszej Ekstraklasy, w których ostatecznie nie wystąpił.

Gotal zagrał w naszej lidze kilka razy. Resztę z rocznego kontraktu spędził na leczeniu kontuzji. W sumie podobnie wygladała sytuacja z występami i urazami Girdvainisa czy Cmelika. Listę rozczarowań można jeszcze wydłużać, a oprócz Rugasevicia znalazłby się na niej też zapewne Adam Mójta, czy nawet Karol Angielski, który błyszczał bardziej gdy z Gliwic był wypożyczany.  

Królowie strzelców, królowie Ekstraklasy

W każdym roku transferowej ruletki byli też jednak piłkarze, którzy w świadomości kibiców zostawali na dłużej lub okazywali się ważnymi postaciami dla całej Ekstraklasy. Z Rosji przyszedł przecież Konstantin Wasiljew, gwiazda reprezentacji Estonii. Piłkarz na dobrę zachwycił bardziej po późniejszym transferze do Białymstoku. Do Gliwic wracał z Jagi jako król polskiego podwórka. Ten powrót już jednak lekko rozczarował i po kilku miesiącach przeciętnych występów Wasiljew był od składu odstawiony. Tej zimy z klubu się go pozbyto.  

Z Turcji sprowadzono niegdyś Marcina Robaka, który potem został królem strzelców, ale już w Pogoni Szczecin. Ta szybko wykorzystała niską klauzule zapisaną w kontrakcie błyszczącego na Śląsku napastnika. Skoro o królach strzelców, to w Piaście błyszczał też Kamil Wilczek, który robi obecnie karierę w Danii. W Gliwicach trafiono też na kilku innych solidnych zawodników. Wciąż miło wspominają tam powracającego do klubu Wojciecha Kędziorę, Robena Jurado, Sasę Ziveca, na pewno przydatny okazał się Martin Nespor. Od 5 lat pomaga klubowi niezwykle z nim związany Gerard Badia, który walczy o nowy kontrakt. Do lepszej dyspozycji wraca też Michal Papadopulos.

Bezkosztowe transfery, 6 razy mniej na pensje

Na przykładzie lepszych i gorszych ruchów transferowych z ostatnich lat, klubowi nie można jednak zarzucić, że szasta pieniędzmi. Większość zawodników do Gliwic przychodziła i przychodzi za darmo.

Na tych, za których trzeba zapłacić nie przeznacza się więcej niż kilkadziesiąt tysięcy euro. Zresztą obecny skład Piasta w większości jest tego dowodem. Joel Valencia, dwa lata temu pojawił się w Gliwicach za darmo. Sezon zakończył z sześcioma golami i sześcioma asystami, wart jest pół miliona euro. Podobnie wygląda sprawa z Martinem Konczkowskim czy Piotrem Parzyszkiem. Piast prawdopodobnie nie zapłacił też nic za Tomasza Mokwę, który sumiennie budują swoją wartość. Ważnymi transferami w ostatnim czasie byli też m.in Mikkel Kirkeskov, czy Frantisek Plach.

- Plach był bramkarzem ostatniej drużyny ligi słowackiej. Przy transferze słyszałem, że robimy błąd. Kirkeskow spadał do norweskiej drugiej ligi. Niektórzy pukali się w czoło. Gdybym komuś po podpisaniu Toma Hatleya powiedział, że wziąłem przyszłego, najlepszego defensywnego pomocnika ligi, to by mnie wyśmiał – mówi Sport.pl Jacek Bednarz, były dyrektor sportowy Piasta.

Warto podkreślić i dodać, że w porównaniu z Lechią czy Legią, Piast puchary ugrał za grosze jeszcze z jednego powodu. Chodzi o środki łożone na pensje pracowników i koszty działalności klubu z Gliwic.

Jeszcze nie tak dawno, w pierwszej lidze piłkarze grali tam za kilka, góra kilkanaście tysięcy złotych. Teraz też nie zarabiają w Gliwicach kokosów. W ostatnich sezonach na płace przeznacza się tam około 10 mln złotych (dane za Ernst & Young). Piast jest zatem w środku Ekstraklasy pod względem poziomu wynagrodzeń. W minionym sezonie graczom wypłacono kwotę sześciokrotnie mniejszą niż w Legii, która jest liderem zestawienia płac i trzykrotnie mniejszą niż w Lechii.

Fornalik wziął, co miał i poukładał

Po przyjściu Waldemara Fornalika, czyli pod koniec września 2017 roku, właściwie trudno mówić o jakiejś rewolucji kadrowej w Piaście. Szkoleniowiec skorzystał z tego co miał. Dołożono lub pożegnano kilku piłkarzy i podjęto decyzję co zrobić z niektórymi wypożyczonymi. W połowie jednak zawodnicy, którzy teraz wywalczyli dla Piasta mistrzostwo, byli w Gliwicach już półtora roku temu, kiedy bili się o utrzymanie.
 
Fornalik dołożył do tamtej grupy – z tych bardziej istotnych -Toma Hateley’a, Jorge Felixa, Piotra Parzyszka i zdecydował się wykupić Jakuba Czerwińskiego (to kosztowało Piasta 275 tys euro, co w skali kosztów pozyskiwania piłkarzy można uznać za wyjątek). Fornalik natchnął też Patryka Dziczka, w którego zawsze mocno wierzył, a który ten sezon ma lepszy niż poprzedni. Musiał też zadbać o poprawę nastrojów w drużynie i wokół niej. Klub zaczynał sezon od odwołania prezentacji w galerii handlowej i konfliktu ze stowarzyszeniem kibiców.

Praca Fornalika efekty przyniosła po roku. Znakomita forma zawodników z Gliwic przyszła tegoroczną wiosną. Od lutego w 16 ligowych meczach doznali oni tylko dwóch porażek i dwa razy zremisowali. Gdyby przygotować wiosenną tabelę rozgrywek Piast znokautował by w niej rywali i wygrał z przewagą ponad 10 punktów! Kibicom w Gliwicach pozostaje tylko wierzyć, że w takiej dyspozycji ekipa Fornalika będzie też w drugim i trzecim tygodniu lipca, w czasie początku kwalifikacji Ligi Mistrzów.  

Europejskie przymiarki

W europejskich pucharach Piast przy ustalaniu rozstawienia korzystać będzie z przelicznika ligowego – który wynosi w tym sezonie 3,850 punktu. Co prawda gliwiczanie w ostatnich 5 latach raz grali w europejskich pucharach, ale zdobyli w nich tylko pół punktu, więc zostanie im przydzielona liczba z rankingu ligowego, która jest większa. Zmagania, które śląska ekipa toczyła w kwalifikacjach Ligi Europy 6 lat temu do obecnych zestawień się już w nie wliczają (zresztą też było to tylko pół zdobytego punktu). Z podobnym wynikiem zaczną zresztą kwalifikacje wszystkie inne polskie drużyny, oprócz Legii (która dzięki niezłym występom w ostatnich 5 latach ma 24,5 punktu).

Dla Fornalika  gra o Europę nie będzie nowością. Jeszcze jako trener Ruchu Chorzów, doszedł on z „Niebieskimi”, do III rundy kwalifikacji LE. Pokonał Szachtiora Karagandę, odprawił po dwóch remisach FC Valettę i nie dał rady Austrii Wiedeń.

Piast natomiast w sezonie 2013/14 był gorszy w II rundzie kwalifikacji od Karabachu Agdam, choć odpadł w tej rywalizacji po dogrywce w meczu rewanżowym. W sezonie 16/17 musiał uznać natomiast wyższość IFK Goteborg po porażce i remisie. W tym sezonie, by dostać się do drugiej rundy... trzeba będzie przejść pierwszą, bo to od niej Piast zacznie grę w Europie, a rywali może mieć mocnych i bić się m.in Celtikiem Glasgow, BATE Borysow czy Crveną Zvezdą.

Kto jednak jak nie ekipa prowadzona przed dobrego szkoleniowca, która w ostatnich miesiącach jest bardzo skuteczna i systematyczna, która ograła Cracovię, Lechię i Lecha ma spróbować swoich sił na arenie międzynarodowej? Ta Europa jest dla Piasta swoistą nagrodą. Dla dobra całej polskiej piłki i umacniania pozycji Ekstraklasy w europejskim rankingu, warto by trwała jak najdłużej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.