Jeszcze kilka tygodni temu Legia przynajmniej w początkowych minutach spotkania była w stanie zmusić rywala do bardzo głębokiej defensywy i wymuszać błędy agresywnym pressingiem. Tymczasem wczoraj na Łazienkowskiej to gospodarze musieli wytrzymywać presję w pierwszej fazie spotkania. Długo zajęło warszawianom opanowywanie sytuacji, choć o stwarzanie sytuacji przy rozsądnie przesuwającym się zespole Portowców było ciężko. Legia rzadko była w stanie znaleźć luki pomiędzy liniami Pogoni (4 celne podania prostopadłe na cały mecz), kulało też to, co było bronią ostateczną, czyli indywidualne szarże poszczególnych zawodników. Z ofensywnie usposobionych graczy jedynym próbującym w ten sposób stworzyć przewagę zawodnikiem był Nagy, co zresztą znalazło przełożenie na stwarzane przez niego sytuacje. Środkowi powielali przy tym klasyczny dla siebie schemat rozegrania. Wysoka celność podań (ponad 90% i u Martinsa i u Cafu) wynikała przede wszystkim z mało ryzykownej gry. Ciężko jednak było jej próbować, gdy pozostali zawodnicy z ofensywy nie kwapili się do zapewnienia opcji podania. Mijają miesiące, zmieniają się trenerzy, a wyprowadzenie składnej akcji nadal przekracza możliwości stołecznego zespołu.
Liczba meczu: 75 - do tylu procent spadła celność podań Legii w ostatnich 30 minutach meczu
Pogoń ustawiona w 4-1-4-1 podczas wyprowadzania piłki przez Legię. Zawodnicy z Warszawy nie wykorzystują miejsca między liniami Portowców screen
Drugie z rzędu zwycięstwo Śląska pozwala mu wydostać się nad strefę spadkową i znacznie przybliża wrocławian do utrzymania. Nowa passa wrocławian jest o tyle zaskakująca, że niewiele zmieniło się pod kątem prezentowanego przez zawodników trenera Lavicki stylu. Celem Śląska nadal było przedarcie się w okolice pola karnego i wywalczenie stałego fragmentu gry, zaś dobrane do jego osiągnięcia środki - możliwie najprostsze. Nie może więc dziwić, że celność podań gospodarzy z trudem przebiła 70%. Dziwić może z kolei, że na tę niemoc wrocławian nijak nie zareagował Leszek Ojrzyński, który sprawiał wrażenie zadowolonego z wywalczonego małym nakładem sił wyrównania. W drugiej połowie Wisła cofnęła się zbyt głęboko, a z marazmu nie wyrwali jej nawet wprowadzani kolejno zawodnicy ofensywni, którzy w teorii mieli wykorzystać zaangażowanie Śląska w atak i skontrować miejscowych. Pasywna postawa Wisły nie pozwalała jednak na odzyskiwanie zbyt wielu piłek, a Śląsk wykorzystał w końcu jeden z wielu stałych fragmentów gry.
Liczba meczu: 37 - tyle minut efektywnego czasu gry odnotowano w tym spotkaniu.
Na potrzeby spotkania z liderem, gospodarze nieco zmodyfikowali swój styl gry. Oddali rywalom inicjatywę, skupiając się na średnim pressingu, okazjonalnie tylko szukając wyższych prób odbioru. Nadal jednak udało się odzyskać piłkę na połowie rywala dziesięciokrotnie, wyprowadzając dzięki temu błyskawiczne akcje. Piłkarze z Lipska konsekwentnie uprzykrzali gościom rozegranie, szybko doskakując do zawodnika z piłką i odcinając wszystkie linie podań. Goście w efekcie nazbierali przez cały mecz blisko 700 podań, jednak ledwie 11 razy dostarczyli piłkę celnie w pole karne. Dodatkowo skupione na zablokowaniu środka pola ustawienie Lipska zmusiło ich do wykorzystania skrzydeł, skąd jednak mieli kłopot by dostarczyć piłkę w strefę bezpośredniego zagrożenia. Tylko 4 dośrodkowania znalazły adresata. Bayern sprawiał jednak wrażenie zespołu, który niekoniecznie chce zaryzykować frontalny atak. Do tak niewielkiej liczby sytuacji (tylko 4 strzały z pola karnego) przy tak dużym posiadaniu piłki Bayern nie przyzwyczajał.
Liczba meczu: 1 - tyle kontrataków Bayernu zakończyło się strzałami
Wszyscy gracze Lipska ściśnięci w środku pola, mało opcji rozegrania ataku przez Bayern screen