Dariusz Mioduski: - Uczę się na wszystkich doświadczeniach, także na błędach. Ale łatwo jest mówić po fakcie, kiedy masz pełną wiedzę, że coś było błędem. Niestety z reguły tak jest, że decyzje musisz podejmować, kiedy tej pełnej wiedzy nie masz, często na podstawie intuicji. Już to mówiłem, ale przypomnę: zatrudnienie w czerwcu Klafuricia z moją intuicją zgodne nie było. Teraz z Vuko jest inaczej - mam wewnętrzne przekonanie, że to jest dobra decyzja.
- Na pewno nie finanse, a słyszę takie głosy. Pieniądze były w tym przypadku kwestią trzeciorzędną. Jesteśmy teraz w szczególnym momencie. Za chwilę finisz ligi, potem krótka przerwa i walka o puchary, a w tle jeszcze przebudowa zespołu. W międzyczasie wielu naszych zawodników pojedzie na mistrzostwa do lat 20 i mecze reprezentacji. Mamy przekonanie, że nie ma nikogo lepszego, kto by nad tym zapanował. Nie potrzebujemy w tej chwili trenera, który będzie się uczył naszego klubu. Dlatego pod tym względem wybór Vuko jest bezpieczny. Okej, ktoś powie, że nie ma wielkiego doświadczenia jako trener, ale ma największe doświadczenie z Legii. Nie ma w klubie innego trenera, który miałby takie rozeznanie. Drugą ważną kwestią jest to, że Vuko czuje i rozumie, co chcemy zrobić i w którą stronę zmierzać. To nawet nie tyle kwestia pierwszego zespołu, ile całego systemu, który chcemy zbudować, by w przyszłości pomagał naszym młodszym piłkarzom w stawianiu tych pierwszych kroków w dorosłej piłce.
- Do podpisania miało dojść wcześniej, przed meczem z Piastem. Taki miałem plan, niestety się nie wyrobiłem. Ale może i dobrze, bo gdybyśmy z Piastem wygrali, to nie wiem, czy wybór byłby prostszy. Wtedy każdy by powiedział, że wygrywamy, to chcemy zostawić trenera. A tak wiadomo, że nie patrzymy na Vuko przez pryzmat jednego czy dwóch meczów. My naprawdę uważamy, że w tej chwili to najlepsza opcja.
- Mogę powiedzieć tylko, że będziemy walczyć do końca. Wierzę w ten zespół.
- Wielkiej różnicy nie widzę. Kończymy sezon, który jest tak samo wyczerpujący, jak te dwa poprzednie.
- Sytuacja wtedy była nieco inna, bo Jacek przychodził w pośpiechu, konieczna była szybka zmiana. Teraz ona też była konieczna, ale decyzja zapadła bardziej świadomie. Została poparta baczną obserwacją Vuko jako trenera i człowieka. Ale z Jackiem rzeczywiście łączy go to, że obaj mają legijne DNA.
- Kiedyś mówiłem, że Vuko to jest serce, a w klubie potrzeba też rozumu. Niektórzy odebrali to negatywnie, ale ta wypowiedź wcale taka nie była. Serce to było to, z czego Vuko wszyscy znaliśmy. I nadal znamy, wciąż bardzo cenimy, bo on to serce cały czas ma. Ale oprócz tego posiada także wiedzę, przez ostatni rok zdobył dużo doświadczenia: piłkarskiego, ale i życiowego, gdzie też wiele przeszedł. Zmienił się bardzo. Inaczej już patrzy na życie. Jest bardziej opanowany, co widać choćby po jego reakcjach przy ławce rezerwowych.
- Mamy listę osób, które potencjalnie mogą pełnić funkcję trenera Legii. Rozważaliśmy to, ale nie wyszliśmy poza wstępne rozmowy, bo w miarę szybko stało się dla nas jasne, że najlepszym wyborem będzie Vuković.
- Na pewno najłatwiej było teraz z Vuko, bo decyzja o jego zatrudnieniu była przemyślana, oparta o wiedzę. Porównując ją np. z decyzją o zatrudnieniu Jozaka, którą musiałem podjąć bardzo szybko, w ogóle nie była trudna. Jeśli chodzi o Sa Pinto, wiedzieliśmy, że bierzemy trenera z doświadczeniem. Był na naszej liście. Co prawda w procesie selekcji pojawił się dość późno, ale nie był anonimową postacią. Rozmawialiśmy z nim dwa tygodnie, a nie jak z Jozakiem - dwa dni.
- Jesteśmy na etapie przebudowy. To jest moment, na który czekaliśmy od dwóch lat. W poprzednich sezonach mieliśmy ograniczenia wynikające z istniejących struktur kontraktów, ale teraz to się zmienia. W kadrze co prawda wciąż jest wielu piłkarzy, którzy są na finiszu swoich karier. Na pewno z nimi szczerze porozmawiamy i podziękujemy za to, co zrobili do tej pory w Legii.
- Do końca sezonu został tydzień, zostawmy to do tego czasu.
- Razem z Vuko umówiliśmy się, że nie będziemy tych decyzji podejmować przed końcem sezonu. Przed nami jeszcze dwa mecze i koncentrujemy się tylko na nich. Wiadomo, że odchodzi Adam Hlousek, który dostał ofertę, a od nas wolną rękę w podjęciu decyzji. Mógł ją przyjąć albo żyć w niepewności do końca sezonu. Wybrał pierwszą opcję i wcale mu się nie dziwię [od lipca Hlousek będzie piłkarzem Viktorii Pilzno]. Nie mamy do niego pretensji. Powiem więcej: bardzo cenimy jego profesjonalizm i podejście do zawodu. Na pewno będziemy chcieli docenić jego wkład w ostatnie mistrzostwa. Zresztą jak wszystkich graczy, którzy się do nich przyczynili. Wielu zmian planów jednak nie przewiduję: musimy jako Legia iść do przodu.
- Tutaj każda sytuacja jest inna, bo jedni - jak np. Sanogo - mają dłuższe kontrakty, drudzy - jak np. Jodłowiec - krótsze. Wszystko wyjaśni się po letnich przygotowaniach. Po nich będziemy myśleć i wspólnie zastanawiać się, co dalej. Już teraz wyobrażam sobie jednak, że np. Kante, który jest dobrym piłkarzem, ale nie podpasował Sa Pinto albo np. Sanogo, czyli bramkostrzelny napastnik wpisujący się w profil, którego szukamy - zresztą nie tylko my, bo inne kluby z ekstraklasy cały czas o niego pytają - w przyszłym sezonie z nami zostaną. Ale wszystko tak naprawdę i tak zależy od nich. Od tego, czy się sprawdzą, czy udowodnią trenerowi swoją wartość, a ten uzna, że chce ich mieć w zespole.
- Tu nie chodzi tylko o blokowanie kariery, ale też o interes klubu. Wszystko tak naprawdę zależy od oferty: czy będzie dobra dla zawodnika, ale też dla nas, dla klubu. Wiadomo, że jeśli Radek od nas odejdzie, na jego miejsce będziemy musieli sprowadzić kogoś, kto zagwarantuje nam podobny poziom sportowy. Słowem: wysoki. A to kosztuje. I to jest pierwsza sprawa. Druga: zależy nam, by odchodzący od nas młodzi piłkarze trafiali do miejsc, w których będą się dalej rozwijać - budować swoją pozycję, a przy okazji także naszą reputację jako klubu.
- Doświadczenie jest potrzebne w każdej dziedzinie. Natomiast posiadanie kogoś takiego, nazwijmy: mentora, bywa zawodne. Zasada jest prosta: albo ktoś ma to coś i daje radę, albo tego nie ma i wiecznie musi być komuś podporządkowany. Vuko zalicza się do tej pierwszej grupy. I nadszedł moment, by zaczął pracować na własny rachunek.
- Nie, to znaczy inaczej: negocjujemy, mamy kilku kandydatów, ale rozmowy jeszcze trwają. Jesteśmy świadomi, że to ważny obszar, choć i tak uważam, że lubimy go w Polsce trochę powyolbrzymiać. Jednak zgadzam się, że przygotowanie motoryczne, dostosowanie gry do właściwego poziomu intensywności, są bardzo ważne. Jeśli piłkarz myśli o tym, czy jest zmęczony, to jasne, że nie podejmuje na boisku najlepszych decyzji. Było to widać jesienią, za Sa Pinto, gdy lepsze przygotowanie fizyczne sprawiło, że w końcu zaczęliśmy nieźle grać w piłkę. Teraz chcemy mieć w tej kwestii szeroką filozofię. Nie tylko obejmującą pierwszy zespół, ale też inne drużyny. Tak, by zależne były od siebie, a nie od ludzi aktualnie będących w sztabie szkoleniowym pierwszego zespołu. Chcemy z tym planem stopniowo schodzić w dół: do drugiej drużyny, potem CLJ itd. Liczymy, że to sprawi, iż nasi piłkarze z młodszych roczników, kiedy dostaną szansę w pierwszym zespole, od razu będą gotowi na seniorską piłkę - przynajmniej pod względem fizycznym.
- Nie wiem, co się stanie. Nikt nie wie. Historia Vuko jest jednak trochę inna, bo on miał możliwość bardzo długo być u boku różnych trenerów, obserwował dobrych szkoleniowców. Czerpał od Stanisława Czerczesowa, od Henninga Berga, także od Sa Pinto. Był przy różnych sytuacjach, poznawał różne style pracy, jeździł na zagraniczne staże. I wiem, że był pilnym uczniem, wiele lat pracy jako asystent dały mu bardzo dużo.
- No, coś w tym jest… A nawet nie coś, tylko po prostu duża presja na wygrywanie, która w Legii jest zawsze. Mistrzostwo jest ważne - wierzę, choć to wcale nie jest takie oczywiste, że je obronimy - ale kluczowe są europejskie puchary. Jesienią przez ostatnie dwa lata w nich nie graliśmy, za co posadą płacili trenerzy. To się zdarza i będzie zdarzać. Choć życzę Vuko, a nawet więcej: wierzę w Vuko, że wytrwa w Legii znacznie dłużej niż do października.