Tom Hateley: Tak, chociaż podobne sezony miałem na początku swojej kariery w Motherwell, strzeliłem tam kilka goli i miałem nawet więcej asyst. Wiem, że rozgrywam dobry sezon, ale wiem także, że mógłbym mieć jeszcze lepsze statystyki. A jeśli o nie chodzi, to zawsze jestem dla siebie największym krytykiem.
Rzeczywiście, niektórzy nie chcą o tym rozmawiać, bo to trudny temat, ale mamy szansę osiągnąć coś wielkiego. Wyglądamy bardzo dobrze, zaliczyliśmy ogromny przeskok w porównaniu do ubiegłego sezonu. Chcemy wygrywać, chcemy być najlepsi. Postawiliśmy siebie w pozycji, z której możemy zacząć walkę o wygranie Ekstraklasy. Musimy się z tego cieszyć. I na koniec sezonu na pewno będziemy zadowoleni, ale zadowolenie będzie też uzależnione od koloru medali, które możemy wywalczyć.
Legia może być faworytem, ale jesteśmy pewni siebie, wszystko zależy od nas. Jeśli chcemy być częścią czegoś wielkiego, to musimy radzić sobie z wymagającymi rywalami. I jestem pewien, że w sobotę sobie poradzimy.
Cała drużyna Legii jest groźna, niedawno zmieniła trenera, przywróciła niektórych piłkarzy do pierwszego składu. Trudno wskazać konkretnego zawodnika, cały zespół na pewno stanowi zagrożenie. Jesteśmy na to jednak gotowi, wiemy jak sobie poradzić. Do Warszawy jedziemy wygrać. Każdy w szatni myśli zresztą tak samo.
Legia to bardzo dobry zespół, ale można powiedzieć, że w poprzednich spotkaniach brakowało nam po prostu szczęścia. W meczu pucharowym graliśmy w nieco odmienionym składzie, po kilku zmianach, które ostatecznie nie pomogły. Do tego dochodziły kontuzje, zawieszenia. Legia potrafiła to wykorzystać.
To zależy. Przed wyjazdowym meczem z Lechią Gdańsk można było powiedzieć, że to Lechia jest najtrudniejszym przeciwnikiem w grupie mistrzowskiej. To była wówczas drużyna niepokonana u siebie.
To trochę nudne i banalne, mówić o tym, że dla nas liczy się tylko najbliższy mecz, ale w tym przypadku tak rzeczywiście jest. Jeśli chcemy zakończyć sezon na wysokim miejscu, taki mecz, jak ten w sobotę, po prostu musimy wygrać. Teraz to nasze najtrudniejsze spotkanie, ale później najtrudniejszym będzie kolejne. Ja mam tylko nadzieję, że te trudne mecze sprawią, że wszyscy zawodnicy Piasta dadzą z siebie jak najwięcej i pokażą to, co w nich najlepsze.
Tak. Kiedy wracałem do Polski [w latach 2014-2016 Hateley był zawodnikiem Śląska Wrocław, a do Piasta trafił w styczniu 2018 roku po kilkumiesięcznym pobycie w Dundee FC - red.], byłem bardzo szczęśliwy, znowu zacząłem cieszyć się grą. Dla mnie nigdy nie było wątpliwości - gdy pojawiła się opcja przedłużenia umowy po rozegraniu odpowiedniej liczby minut, byłem zadowolony, że mogę z niej skorzystać i zostanę w Gliwicach na dłużej. Chcę nadal grać w Piaście. Ale jak długo? Tego nie potrafię przewidzieć. Piłka nożna to zabawna gra, zmienna, nie wiadomo co przyniesie za jakiś czas.
Nie widzę powodów, dla których miałbym odejść z Piasta. Jestem tu szczęśliwy, sprowadziłem rodzinę, pod względem prywatnym jest mi tu dobrze. Pod tym sportowym też.
Przede wszystkim wygrać w sobotę z Legią. Jeśli to się uda, będziemy mieli szansę zrobić coś wyjątkowego. Każdy piłkarz chce wygrywać trofea, zdobywać medale. Jeśli wygramy z Legią, damy sobie szansę na walkę o pierwsze miejsce. Wiem, że na razie niewiele osób chce o tym mówić, bo to trudny temat, nikt nie chce zapeszyć, ale dla mnie, jeżeli pokonamy sobotnich rywali, będziemy mieli szansę zapisać się w historii, stać się częścią czegoś wyjątkowego.
Wszyscy chcą grać na wysokim poziomie. Najpierw chcemy skończyć sezon na pierwszym miejscu, później mieć fajne wakacje, które będziemy mogli poświęcić dla rodzin. Dopiero potem będziemy koncentrować się na przyszłym sezonie. Oczywiście, wszyscy wiedzą, że zbliżają się europejskie puchary, wszyscy też marzą o tym, by dostać się do fazy grupowej. W karierze byłem już kilka razy w takiej sytuacji, ale zawsze czegoś brakowało. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Na razie zbyt wiele o tym jednak nie myślimy. Europę zaatakujemy w przyszłym sezonie, teraz chcemy skończyć ligę na pierwszym miejscu.